[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdarzyła się wówczas jedna z tych tak drobnych okoliczności, o których nie opowia-da się nikomu, a najwyżej wspomina z poczuciem nieopisanej przykrości.Oto Gregory,przekonany, iż żebrak wyciągnie rękę, tkał kilka razy trzymaną, w ręku monetą w nie-wyrazną ciemność zakamarka między murami, lecz za każdym  razem napotykał tyl-ko przykre w dotyku łachmany; tamten nie kwapił się wcale z odebraniem datku, leczjakoś pokracznie, z trudem podniósłszy do ust organki, dmuchał w nie bez ładu i skła-du.Pełen już tylko obrzydzenia, nie mogąc wymacać kieszeni w potarganym materia-le, który okrywał skulone ciało, Gregory na oślep położył monetę i ruszył z miejsca,gdy coś cicho zadzwięczało u jego nogi, w słabym świetle latarni błysnął toczący się zanim jego własny miedziak.Gregory odruchowo podniósł go i cisnął w ciemniejący za-łom murów.Odpowiedziało mu chrypliwe, zduszone stęknięcie, Gregory, bliski rozpa-czy, puścił się przed siebie największymi krokami, jakby uciekał.Gała ta bzdura, trwają-ca chyba minutę, przyprawiła go o idiotyczne podniecenie, z którego otrząsnął, się do-piero tuz przed domem, ujrzawszy światło w oknie swego pokoju.Nie zachowując zwy-kłych, zawiłych ostrożności, wbiegł na piętro, dopadł drzwi z nieznacznym brakiemtchu.Postał chwilę przed progiem, wsłuchując się uważnie w ciszą; była zupełna.Rzuciłraz jeszcze okiem na zegarek  wskazywał kwadrans po jedenastej  po czym otwo-rzył drzwi.Pod oszklonym wyjściem na taras siedział za jego biurkiem Sheppard.Nawidok Gregory ego podniósł głowę znad; książki, którą, czytał. Dobry wieczór, poruczniku  powiedział Główny Inspektor  dobrze, że panjuż przyszedł. Rozdział VGregory był tak zaskoczony, że nie odpowiedział ani nie zdjął kapelusza, lecz stałw drzwiach, z niezbyt mądrym widać wyrazem twarzy, bo Sheppard uśmiechnął sięnieznacznie. Może pan zamknie drzwi?  powiedział w końcu, gdy ta niema scena przedłu-żała się nad miarę.Gregory opamiętał się, powiesił płaszcz, uścisnął rękę Inspektorai spojrzał na niego oczekująco. Przyszedłem, żeby się dowiedzieć, czego dokonał pan u Scissa  powiedziałSheppard, siadając na poprzednim miejscu i opierając się łokciem o książkę, nad któ-rą zastał go Gregory.Mówił zupełnie spokojnie, jak zawsze, ale w słowie  dokonałGregory zwietrzył ironię, odparł więc, starając się wpaść w ton naiwnej szczerości: Ależ, panie inspektorze, starczyło mi powiedzieć, tobym do pana zadzwonił, to nieznaczy, rozumie się, że nie jestem panu rad, ale po co pan specjalnie. trzepał szybko.Sheppard jednak nawet nie próbował podjąć tak łatwej do przejrzenia gry, lecz drob-nym gestem uciął potok wymowy. Nie będziemy się bawili w ciuciubabkę, poruczniku  powiedział. Pan sięsłusznie domyśla; przyszedłem nie tylko po to, żeby pana wysłuchać.Uważam, że po-pełnił pan błąd, dosyć istotny błąd, aranżując tę historię z telefonem.Tak, z telefonemdo Scissa, w czasie kiedy pan był u niego.Polecił pan zadzwonić Gregsonowi o tym rze-komo odnalezionym ciele, aby sprawdzić reakcję Scissa.Otóż, uprzedzając pana opo-wiadanie, odważę się zawyrokować, że się pan z tego nie dowiedział nic, że ten bluff niedał rezultatu.I nie mylę się.Prawda?Ostatnie słowa powiedział ostrzej.Gregory, sposępniały, utracił od razu impet.Zacierając zziębłe ręce, usiadł okrakiem na krześle i mruknął: Tak.Cała jego wymowność znikła.Sheppard tymczasem, podsuwając mu pudełko play-ersów i sam biorąc papierosa, ciągnął: Jest to przereklamowany chwyt, par excellence książkowy, o diablo krótkich no-gach.Pan nie dowiedział się nic albo prawie nic, Sciss natomiast wie albo będzie wie-79 dział jutro, co na jedno wychodzi, że pan go podejrzewa, mało tego, że przygotował mupan nie całkiem lojalnie pułapkę.Tym samym, jeżeli przyjąć pański punkt widzenia,że to on jest tak czy inaczej sprawcą bądz współsprawcą, wyrządził mu pan przysługęw postaci ostrzeżenia.Bo o tym, że człowiek tak przezorny jak sprawca po otrzymaniurównie dobitnego ostrzeżenia przezorność swoją udziesięciokrotni  o tym pan chy-ba nie wątpi?Gregory milczał, pocierając zaciekle palce.Sheppard zaś kończył, wciąż z jednakimspokojem, któremu przeczyło tylko głębokie wcięcie między zsuniętymi brwiami: To, że mi pan nie powiedział nic o swoim planie, jest pańską sprawą, bo usiłuję za-wsze w miarę możliwości traktować serio tę autonomię postępowania, którą musi miećoficer prowadzący u mnie śledztwo.Ale to, że pan nie pomówił ze mną o swoich po-dejrzeniach w stosunku, do Scissa, było po prostu głupotą, ponieważ mogłem panu po-wiedzieć o Scissie niejedno  nie jako przełożony, ale jako człowiek, który go zna oddość dawna.Bo podejrzenia wobec mojej osoby pozbył się pan chyba w międzyczasie,prawda?Policzki Gregory ego pokryły się momentalnie rumieńcem. Nie myli się pan  powiedział, podnosząc oczy na Inspektora. Zachowałem sięjak idiota.I jedynym moim usprawiedliwieniem może być to, że nigdy, nigdy nie uwie-rzę w cuda, choćby to miało mnie kosztować rozum. W tej sprawie wszyscy musimy być niewiernymi Tomaszami, to już jest żałosnyprzywilej naszego zawodu  powiedział Sheppard, który wypogodził się, jak gdyby ru-mieniec młodego człowieka stanowił dlań jakąś szacowną satysfakcję. W każdym ra-zie przyszedłem nie po to, aby palić panu reprymendę, lecz aby w miarę środków po-móc.Do rzeczy zatem.Jak poszło u Scissa?Gregory z uczuciem niespodziewanie odzyskanej lekkości ducha wziął się do szcze-gółowego przedstawienia całej wizyty, nie oszczędzając żadnego momentu, który uwa-żał za swoją klęskę.Mniej więcej W połowie opowieści, gdy doszedł do osobliwej scenynapiętego milczenia, po którym obaj z doktorem nieoczekiwanie się roześmieli, usłyszałdobiegający zza ściany stłumiony, daleki odgłos, i cały nastroszył się wewnętrznie.To pan Fenshaw rozpoczynał swoje nocne misterium akustyczne.Mówił dalej, szybko, ze swada, jednocześnie zaś robiło mu się coraz goręcej, nie ule-gało przecież wątpliwości, że Inspektor prędzej czy pózniej zwróci uwagę na te, niesa-mowite w swej zagadkowości i bezsensie, odgłosy, a wtedy i on sam zostanie mimo woliwciągnięty w orbitę niewytłumaczalnej bredni.Nie myślał zresztą konkretnie, nie wy-obrażał sobie, co się stanie, tylko wsłuchiwał się w coraz donośniej poczynającego so-bie za ścianą pana Fenshaw z taką uporczywością, z jaką pobudza się do bólu narywają-cy ząb.Przyszła seria kłapiących odgłosów, potem miękkie i mokre plaśnięcia.Gregory,podnosząc głos, opowiadał coraz energiczniej, z wysiloną werwą, byleby Inspektor nie80 zwrócił uwagi na te odgłosy.Dlatego zapewne, kończąc opowiadanie, nie zamilkł, leczw nieprzepartej chęci dalszego zagłuszania pana Fenshaw podjął się tego, czego by so-bie w innych okolicznościach na pewno oszczędził  mianowicie gruntownej analizysamej  statystycznej hipotezy , której autorem był Sciss. Nie wiem, jak on wpadł na tę historię z rakiem  mówił  ale istnienie owej wyspy niskiej zachorowalności musi być faktem.Naturalnie można by przeprowa-dzić badania porównawcze na większą skalę, powiedzmy, całej Europy, żeby stwierdzić,czy i gdzie indziej nie ma takich wysp, jak w hrabstwie Norfolk.To by podważyło samąpodstawę jego hipotezy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl