[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do Jonathana te uwa-gi dochodzą z bardzo daleka; jakby dotyczyły wspomnień, zapisków z miejsca,o którym coś wie i z którym czuł się kiedyś związany, ale teraz nie potrafi gosobie przypomnieć, umiejscowić w chaosie pamięci. To nie jest Afryka, jaką znałem wzdycha profesor. U Fotse udawałomi się zrzucić z siebie cały bagaż trosk współczesnego człowieka. Brzemię cywilizowanego społeczeństwa dopowiada Gittens. Co za porąbane miejsce mówi Marchant. Kurewski upał, pełno pie-przonych much, a te czarnuchy gorsze niż Cyganie.Profesor krzywi się. Wolałbym, żeby. urywa nagle. O co właściwie chodzi?Głos zabiera Gittens. Chyba rozumiem, co pan miał na myśli, profesorze.To jakby wyprawa donaszej odległej przeszłości. Kurewsko prymitywnej rzuca Marchant. Pierwotnej poprawia Morgan. To musiało być takie nieskażone miejsce mówi Gittens w zadumie.Eden.I pomyśleć, że za dziesięć lat nic z tego nie zostanie.338 Płakać nie będziemy stwierdza Marchant. Nic na to nie poradzimy ciągnie Gittens. To cena, jaką płacimy zapostęp.Reszta potakuje filozoficznie. Proponuję zaczyna profesor skupić się na gromadzeniu eksponatów.Jeśli ocalimy, co się da, z przedmiotów, które wytwarzają.Gittens i Morgan przyjmują pomysł z entuzjazmem. Rozmowy nie przyniosły. Właśnie przerywa im cierpko profesor. Kiedyś Fotse byli raczej ga-datliwi.Morgan zastanawia się głośno, czy nie powinni spróbować jeszcze raz z wy-wiadami.Ale w skrytości ducha liczy, że reszta nie przychyli się do jego pomysłu.Gittens, którego umiłowana teoria o szlachetnych dzikusach doznała w ciąguostatnich tygodni uszczerbku, nie ma najmniejszej ochoty na ponowne rozmowyz Fotse.Szybko zmienia temat. Dziesięć lat? To pewne? Tak twierdzi urzędnik w biurze gubernatora odpowiada profesor.Mają szczegółowy plan.Kiedy skończą budowę sieci dróg w tym okręgu, chcąumieścić Fotse w pobliżu głównych skrzyżowań.W ciągu pięciu najbliższych latnic się nie wydarzy, ale poradził mi, żeby brać, co się da.Powiedziałem, że toskandal, a on poczęstował mnie argumentem, którego można się było spodziewać: Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. A co, jeśli Fotse nie zechcą się przenieść? pyta Jonathan. Przypuszczam, że władze są przygotowane na protesty.W takich przypad-kach użycie przymusu często bywa konieczne.Morgan zastanawia się przez chwilę nad tymi słowami. To w ich najlepszym interesie.Z ekonomicznego punktu widzenia takierozwiązanie ma sens.Ich plony są żałosne.Jeśli pokazać im, jak siać, przenieśćtam, gdzie jest lepsza gleba, to kto wie.Może za dwadzieścia lat będą sprzeda-wać swoje plony.Gdyby ich kozy skrzyżować z europejskimi, miałyby większąmasę.I dawałyby więcej mleka. Musisz mówić o kozach? wzdycha Gittens. Mam nadzieję, że jużnigdy w życiu nie zobaczę ani jednej. Według mnie kozy to całkiem interesujące zwierzęta oznajmia Morgansucho.Jonathan ma pytanie. Nie uważasz, że lepiej dać im spokój? Kozom? rzuca szyderczo Marchant. Fotse.Wszyscy spoglądają na Jonathana z niedowierzaniem.339 Nie wiem, do czego zmierzasz zaczyna Gittens oficjalnym tonem ale to typowa dla ciebie postawa, Bridgeman.I wiem, że nie jestem odosobnionyw swojej opinii.Profesor marszczy brwi. Teraz widzę, że zaproszenie cię do udziału w wyprawie było błędem.Niewłożyłeś w nią serca.Nie masz chęci do pracy.Nie udzielasz się.Twój głównyproblem, Bridgeman, to brak ducha współpracy. Ducha współpracy?Morgan rzuca mu spojrzenie pełne politowania. Nie lubisz działać w zespole, prawda?Jonathan patrzy na nich i słyszy szelest trawy kołysanej wiatrem. Nie lubię.Może macie rację.Mimo dość wczesnej pory wymyśla jakieś usprawiedliwienie i idzie do na-miotu.Noc mija mu na balansowaniu między dwoma stanami bezsennościąpełną surrealistycznych wizji, w których cisza grozi wybuchem, i czymś, o czymtrudno powiedzieć, czy jest jawą, czy snem.Jonathan czuje, że wszystkich ludzii wszystkie obiekty w otaczających go ciemnościach łączy siatka kabli i drutów,tworzących jeden mechanizm.Za każdym razem, gdy zmienia pozycję albo pod-nosi rękę do twarzy, wprawia w ruch inne rzeczy; wywołuje kaskadę efektów się-gających spraw ostatecznych.Czasem to on pod ich wpływem porusza ramionamiczy powiekami bez udziału własnej woli.Gdyby mógł się uwolnić z tej plątaniny,byłoby z nim dobrze.Gdyby przynajmniej udało mu się odkryć zasadę działaniatego systemu, mógłby się od niego uniezależnić.Oczyma wyobrazni widzi chatyFotse zrównywane z ziemią; ich samych, jak poboczem nowych dróg wędrują kunowym siedzibom.Wczesnym rankiem przeszłość wydaje się jeszcze bardziej za-wikłana niż przyszłość.Tłumione dotąd myśli przybierają konkretny kształt.Coby było, gdyby dawno temu się zagubił? Gdyby zgubił samego siebie i nigdy niemógł się odnalezć?Z nadejściem dnia Jonathan oznajmia profesorowi, że chce od zaraz kontynu-ować spis, i opuszcza obóz.Profesor mówi, że może zabrać tylko dwóch tragarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]