[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najcięższe walki toczyły się na terenie dzisiejszej planety Mars, która przybrała czerwoną barwę, na zawsze zbryzgana posoką elity niebiańskiego rycerstwa.W Królestwie powtarzano legendy, że zebrane z pobojowisk zbroje i broń poległych rzucono w fundamenty Ziemi, gdzie przerodziły się w pokłady żelaza, a krwawe plamy, jakie na nich pozostały, ludzie nazwali potem rdzą.Przeżyła ich garść.Po wojnie uzupełniono szeregi formacji.Kamael dosłużył się stopnia głównodowodzącego, Daimon miał pod rozkazami legię Siarki.Szarańcza podzielona była bowiem na trzy chorągwie: Dymu, Siarki i Ognia, noszące odpowiednio granatowe, żółte i czerwone pancerze.Legią Dymu dowodził Jofiel, a Ognia Astaniel.Po swej egzekucji i wskrzeszeniu oraz utracie władzy przez demiurga Jaldabaota na rzecz archaniołów, Daimon, jako nowo mianowany Anioł Zagłady, przestał należeć do Rycerzy Miecza.Wkrótce potem wybuchł bunt Lucyfera, do którego Kamael pochopnie się przyłączył.Wkrótce szczerze pożałował tego kroku, bo przyszło mu słono zapłacić za błąd młodości.Został, co prawda, hrabią palatynem Głębi, ale narobił sobie mnóstwa wrogów, którzy najechali go wspólnie, wyzuli z włości i ścigali po wszystkich zakątkach Wszechświata.— Jak tam sprawa twoich dóbr? — zagadnął Daimon, sącząc piwo.Przyjaciel machnął ręką.— Zapomnij.Już ich chyba nie odzyskam.I wiesz co? Wcale mi nie zależy.Głębia to parszywe miejsce.— Wróciłbyś, co? — mruknął Frey.Błękitne oczy Kamaela zasnuły się mgłą tęsknoty.— Natychmiast.Marzę o tym.Ale to jedyne, co mi pozostaje — westchnął.— Odcięty łeb nie przyrasta.Cholera, przepraszam, Daimonie.Nie miałem na myśli.rozumiesz.— Mnie nie ucięli łba — powiedział Frey.— Daj spokój, Kam.Odkąd się znamy? Czemu się wygłupiasz? Nie uraziłeś mnie.Musiałbyś się lepiej postarać.— Sam nie wiem — wymamrotał Kamael.— Jestem teraz demonem, wiele mogło się zmienić.Anioł Zagłady popatrzył mu uważnie w oczy.— Nie jesteś żadnym cholernym demonem, Kam, i nic się nie zmieniło, rozumiesz?— Ostatnio żyję w stresie.— Kamael potarł czoło.— Popadam w obsesje.Daimonie, co to za chryja w Królestwie?Frey z westchnieniem odstawił kufel.— Właściwie dlatego przyszedłem.Mam dwie prośby, trudną i łatwą.Zacznę od trudnej, dobra?— Zasuwaj.Nabrał głęboko powietrza.— Ukryj Gabriela, Kam.Były dowódca Aniołów Miecza gwizdnął przez zęby.— Wiesz, o co prosisz? Daimon zagryzł wargę.— Wiem, stary.Ale ty znasz Ziemię jak swoje skrzydła, upchaj go, chociaż na trochę.— Zobaczę, co się da zrobić — mruknął Kamael.— Właściwie moja sytuacja jest tak zła, że nie sposób jej pogorszyć.Co mam jeszcze zrobić? Porwać Pana?— Chcę się zobaczyć z Samaelem.Może znalazł jakieś informacje, których nam brakuje.Kamael się skrzywił.— A masz za co je kupić? Samael nic nie daje za darmo.Anioł Zagłady skinął głową.— Spokojnie.Sprzedam mu rewelacje, o jakich dawno nie śnił.— Kiedy chcesz się z nim zobaczyć?— Zaraz.— Dobra.— Kamael wstał i naciągnął na głowę zmiętoszoną bejsbolową czapeczkę.— Idziemy.Na zewnątrz panowało niemiłe zimno, wiatr miótł kroplami rzadkiej mżawki, wciskał się w szczeliny ubrań.Daimon zadrżał i otulił się szczelnie płaszczem.— Przejdziemy przez pentagram — tłumaczył przyjacielowi Kamael.— To bezpieczny sposób, nie do wykrycia i zapewnia materializację.Same plusy.Trzeba tylko znaleźć jakiegoś inwokatora w czasie przywołania.Czekaj, niech sprawdzę.Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni małe lusterko.— Ten nie, ten też, ten recytuje z błędami, więc przejście byłoby nieprzyjemne.O, jest jeden dobry.Materializujemy się, zanim skończy, Daimonie.Gotowy?Frey przytaknął.— Skok! — zakomenderował Kamael.Anioł Zagłady poczuł szum powietrza i chłód.Bruk miękko zapadł mu się pod stopami.Przez chwilę migały blade gwiazdy, potem przykryła je mgła.Wylądował bez wstrząsu na podłodze pośrodku wyrysowanej kredą pięcioramiennej gwiazdy.— O duchu potężny, mocą świętych imion zaklinam cię, przybądź natychmiast w miłej dla oka postaci i uczyń, co nakazuję.glaa, uch.Ostatnie dźwięki nie należały do formuły przywołania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]