[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdawał sobie sprawę z chrapliwości swego oddechu i nieopa­nowanego drżenia kolan.Zanim odważył się spróbować przemówić, minęła jeszcze chwila.- Jesteś łajnem - powiedział chrapliwie do kapitana, któremu twarz poszarzała niczym popiół.- Jesteś czymś gorszym od łajna.Jesteś plugastwem, pełzającą mazią.Masz się zabić.Już! - Mówił, jakby usta zatykała mu osuwająca się ziemia.Z trudem przełknął ślinę.Z ogromnym wysiłkiem zmuszając oczy do właściwego funk­cjonowania, zobaczył, jak zamazana postać kapitana zgina się w urywanym ukłonie, po czym odwraca miecz i szybkim, szar­panym ruchem przecina własną tętnicę szyjną.Alberico po­czuł zalewającą go spienioną falę wściekłości.Z całych sił starał się opanować drgawki lewej dłoni.Na próżno.Wokół niego leżało wiele martwych ciał, a on o mały włos nie stał się jednym z nich.Nie czuł się zresztą w pełni sobą - miał wrażenie, że jego ciało nie powróciło całkiem do poprzed­niej postaci.Potarł słabymi palcami opadającą powiekę.Czuł mdłości i z trudem oddychał.Zapragnął wyjść, znaleźć się z dala od tej dusznej chaty jego wrogów.Jego oczekiwania nie spełniły się.Z pierwotnych planów dotyczących tego wieczoru została tylko jedna rzecz mogąca dostarczyć mu pewnej przyjemności i tym samym trochę na­prawić to, co tak rozpaczliwie się nie powiodło.Odwrócił się z wolna, by popatrzeć na syna Sandre.Na miłośnika chłopców.Rozciągnął usta w uśmiechu, nie zdając so­bie sprawy, jak odrażająco wygląda.- Weźcie go ze sobą - powiedział chrapliwie do awoich żołnierzy.- Zwiążcie go i weźcie ze sobą.Zanim pozwolimy mu umrzeć, możemy z nim zrobić kilka rzeczy.Rzeczy odpowie­dnich do tego, kim był.Nadal nie odzyskał pełnej sprawności widzenia, ale dojrzał, jak jeden z jego najemników się uśmiecha.Tomasso bar San­dre zamknął oczy.Na twarzy i ubraniu miał krew.Zanim z nim skończą, będzie jej więcej.Alberico nasunął na głowę kaptur i wyszedł z pokoju, kule­jąc.Żołnierze podnieśli ciało kapitana i pomogli wstać żołnie­rzowi, któremu roztrzaskał twarz Nievole.Musieli też pomóc tyranowi wsiąść na konia, co było dla niego upokarzające.Podczas drogi powrotnej do Astibaru w ciem­nościach rozświetlonych blaskiem pochodni poczuł się lepiej.Stracił jednak całą swoją magię.W miejscu, gdzie powinna pulsować jego moc, nawet stępionymi zmysłami swego prze­kształconego ciała wyczuwał jedynie pustkę.Miną co najmniej dwa tygodnie, nim wszystko wróci do poprzedniego stanu.Jeśli w ogóle wróci.To, czego dokonał w ułamku sekundy w tej chacie, wyczerpało go bardziej niż jakiekolwiek poprzednie użycie magii.Żył jednak i właśnie zniszczył trzy najbardziej niebezpieczne rodziny, jakie zostały we Wschodniej Dłoni.Co więcej, ma teraz średniego syna Sandre jako dowód, publiczny dowód konspira­cji.Tego zboczeńca, któremu ból sprawia podobno przyjemność.Alberico pozwolił sobie na uśmieszek w głębi kaptura.Wszystko odbędzie się zgodnie z prawem i otwarcie, jak zwykle nieomal od dnia, w którym objął tu władzę.Nie można było pozwolić na żadne niepokoje wywołane arbitralnym uży­ciem władzy.Mogą go znienawidzić, oczywiście, że go zniena­widzą, ale ani jeden obywatel jego czterech prowincji nie bę­dzie mógł zwątpić w sprawiedliwość czy odmówić słuszności jego reakcji na intrygę Sandrenich.Lub nie dostrzec, jak sze­roko zakrojona będzie ta reakcja.Alberico z Barbadioru zaczął planować swoje działania na następne godziny i dni z roztropną ostrożnością, stanowiącą prawdziwą istotę jego charakteru.Bogowie Imperium wiedzą, że ten daleki półwysep stanowi stałe zagrożenie i wymaga su­rowych rządów, lecz bogowie, którzy nie są ślepi, widzą też, że on wie, jak zaspokoić jego potrzeby.A stawało się coraz bar­dziej prawdopodobne, że doradcy imperatora, którzy odzna­czają się wzrokiem równie bystrym, co bogowie, dostrzegą to samo.A imperator jest stary.Alberico porzucił te znajome, nadto kuszące tematy i znowu zmusił się do skupienia uwagi na szczegółach.W takich spra­wach szczegół jest wszystkim.Poszczególne fazy jego planu wchodziły na swoje miejsca niczym nanizane na sznurek pa­ciorki.Alberico beznamiętnie i precyzyjnie formułował w my­śli rozkazy, które wyda [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl