[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiem.BÄ™dziesz musiaÅ‚ mi wybaczyć.Ducas przez dÅ‚uższy czas milczaÅ‚.Milczeli także inni.PaÂtrzÄ…c ponad zabitym, Devin spostrzegÅ‚, że obaj czarodzieje uparcie siÄ™ w siebie wpatrujÄ….Arkin wciąż patrzyÅ‚ na Ducasa.Dowódca w koÅ„cu przerwaÅ‚ milczenie.- Masz szczęście, że siÄ™ z tobÄ… zgadzam - powiedziaÅ‚.Arkin potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….- Inaczej nie trzymalibyÅ›my siÄ™ razem tak dÅ‚ugo.Alessan zrÄ™cznie zsiadÅ‚ z konia.PodszedÅ‚ do Ducasa, nie zwracajÄ…c uwagi na wciąż wymierzone w niego strzaÅ‚y.- JeÅ›li polujesz na Barbadiorczyków - odezwaÅ‚ siÄ™ cicho - to chyba wiem dlaczego.Na swój sposób robiÄ™ to samo.- ZawaÂhaÅ‚ siÄ™.- Możesz postÄ…pić wedle sugestii twego martwego czÅ‚oÂwieka: wydać mnie Ygrathowi.OczywiÅ›cie podejrzewam, że bÄ™dzie za to jakaÅ› nagroda.Albo możesz nas tu zabić i mieć problem z gÅ‚owy.Możesz także puÅ›cić nas wolno albo zrobić coÅ› zupeÅ‚nie innego.- To znaczy? - WyglÄ…daÅ‚o, że Ducas odzyskaÅ‚ równowagÄ™.Znów mówiÅ‚ spokojnym gÅ‚osem, jak na poczÄ…tku.- PrzyÅ‚Ä…czyć siÄ™ do mnie.W tym, co chcÄ™ uczynić.- To znaczy?- WypÄ™dzić obu tyranów z DÅ‚oni jeszcze przed koÅ„cem lata.Naddo uniósÅ‚ nagle gÅ‚owÄ™ z rozjaÅ›nionÄ… twarzÄ….- NaprawdÄ™, panie? Możemy to zrobić? Teraz?- Istnieje szansa - odparÅ‚ Alessan.- Szczególnie teraz.Po raz pierwszy istnieje szansa.- PrzeniósÅ‚ wzrok na Ducasa.- Gdzie siÄ™ urodziÅ‚eÅ›?- W Tregei - odpowiedziaÅ‚ zapytany po chwili.- W górach.Devin miaÅ‚ chwilÄ™ na pomyÅ›lenie, jak caÅ‚kowicie zmieniÅ‚ siÄ™ ukÅ‚ad siÅ‚, skoro to Alessan teraz zadaje pytania.PoczuÅ‚ przyÂpÅ‚yw odnowionej nadziei i dumy.Książę kiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….- Tak przypuszczaÅ‚em.SÅ‚yszaÅ‚em opowieÅ›ci o rudowÅ‚osym kapitanie Ducasie, który byÅ‚ jednym z dowódców w Boriforcie w Tregei podczas barbadiorskiego oblężenia.Nie zostaÅ‚ odnaÂleziony po upadku fortu.- ZawahaÅ‚ siÄ™.- Trudno nie zauwaÂżyć koloru twoich wÅ‚osów.Przez chwilÄ™ obaj mężczyźni, jeden na ziemi, a drugi na koÂmu, trwali nieruchomo, tworzÄ…c jakby żywy obraz.Wtem DuÂcas di Tregea niespodziewanie siÄ™ uÅ›miechnÄ…Å‚.- Tego, co z nich zostaÅ‚o - mruknÄ…Å‚ kwaÅ›no, zdejmujÄ…c kaÂpelusz szerokim gestem.PuÅ›ciÅ‚ wodze, zeskoczyÅ‚ z konia i podszedÅ‚ do Alessana z otwartÄ… dÅ‚oniÄ….Książę oddaÅ‚ mu uÅ›miech i wyciÄ…gnÄ…Å‚ do nieÂgo rÄ™kÄ™.Devin odetchnÄ…Å‚ z ulgÄ…, po czym zachÅ‚ysnÄ…Å‚ siÄ™ krzykiem, wiwatujÄ…c na caÅ‚e gardÅ‚o z dwudziestoma banitami w tym ciemnym certandaÅ„skim wÄ…wozie.ZauważyÅ‚ jednak, że chociaż wiwaty osiÄ…gnęły punkt szczyÂtowy, nie krzyczy żaden z czarodziei.Erlein i Sertino siedzieli na koniach nieruchomo, jakby siÄ™ na czymÅ› koncentrujÄ…c.SpojÂrzeli po sobie z jednakowo ponurymi minami.Ponieważ Devin to zauważyÅ‚, stawaÅ‚ siÄ™ chyba bowiem czÅ‚oÂwiekiem, który zauważa takie rzeczy, zamilkÅ‚ pierwszy, a naÂwet odruchowo uniósÅ‚ rÄ™kÄ™, żeby uciszyć innych.Alessan i Ducas opuÅ›cili zÅ‚Ä…czone dÅ‚onie i stopniowo, w miarÄ™ jak do wÄ…wozu wróciÅ‚a cisza, wszyscy obrócili wzrok na czarodziejów.- O co chodzi? - zapytaÅ‚ Ducas.OdwróciÅ‚ siÄ™ do niego Sertino.- Tropiciel.Na północny wschód od nas, caÅ‚kiem blisko.WÅ‚aÅ›nie wyczuÅ‚em jego dotyk.Nie znajdzie mnie jednak, bo od dÅ‚uższego czasu nie posÅ‚ugiwaÅ‚em siÄ™ magiÄ….- Ja jej używaÅ‚em - rzekÅ‚ Erlein di Senzio.- Dzisiaj na przeÂÅ‚Ä™czy Braccio.To byÅ‚o lekkie zaklÄ™cie, tarcza ochronna dla koÂgoÅ›.Widać wystarczyÅ‚o.W jednym z poÅ‚udniowych fortów majÄ… pewnie Tropiciela.- Prawie zawsze jakiÅ› tam jest - powiedziaÅ‚ beznamiÄ™tnym tonem Sertino.- Co takiego robiliÅ›cie na przeÅ‚Ä™czy Braccio? - zapytaÅ‚ Ducas.- ZbieraliÅ›my kwiatki - odparÅ‚ Alessan.- Później ci powiem.Teraz mamy na karku Barbadiorczyków.Ilu ich bÄ™dzie z Tropicielem?- Nie mniej niż dwudziestu.Zapewne wiÄ™cej.Na wzgórzach na poÅ‚udnie stÄ…d mamy obóz.Uciekamy?- PojadÄ… za nami - powiedziaÅ‚ Erlein.- NamierzyÅ‚ mnie.Åšlady użycia magii bÄ™dÄ… na mnie wskazywać co najmniej przez jeszcze jeden dzieÅ„.- I tak nie mam zbyt wielkiej ochoty na ukrywanie siÄ™ - powiedziaÅ‚ cicho Alessan.Devin szybko odwróciÅ‚ siÄ™ do niego.To samo zrobiÅ‚ Ducas.Naddo chwiejnie wstaÅ‚ z ziemi.- WÅ‚aÅ›ciwie jak dobrzy sÄ… twoi ludzie? - zapytaÅ‚ Alessan z wyzwaniem w gÅ‚osie i szarych oczach.W prawie caÅ‚kowitej już ciemnoÅ›ci Devin zobaczyÅ‚ nagÅ‚y bÅ‚ysk zÄ™bów tregeaÅ„skiego banity.- SÄ… aż nadto dobrzy, by zmierzyć siÄ™ z dwudziestkÄ… BarbaÂdiorczyków.Nigdy jeszcze nie zmierzyliÅ›my siÄ™ z tak dużym oddziaÅ‚em, ale też nigdy jeszcze nie walczyliÅ›my u boku ksiÄ™cia.WÅ‚aÅ›ciwie ja też mam już dość ukrywania siÄ™ - dodaÅ‚ w zamyÅ›leniu.Devin spojrzaÅ‚ na czarodziejów.Trudno byÅ‚o po ciemku doÂstrzec ich rysy, ale Erlein powiedziaÅ‚ twardym tonem:- Alessanie, Tropiciela trzeba bÄ™dzie natychmiast zabić, bo inaczej przeÅ›le do Alberico obraz tego miejsca.- Tak siÄ™ stanie - rzekÅ‚ cicho Alessan.W jego gÅ‚osie też byÅ‚o sÅ‚ychać nowÄ… nutÄ™.Obecność czegoÅ›, czego Devin przedtem nie sÅ‚yszaÅ‚.W sekundÄ™ uÅ›wiadomiÅ‚ sobie, że to Å›mierć.PÅ‚aszcz Alessana zatrzepotaÅ‚ w podmuchu wiatru.Książę starannie naciÄ…gnÄ…Å‚ kaptur na twarz.Ciężko byÅ‚o Devinowi pogodzić siÄ™ z tym, że Tropiciel AlbeÂrico okazaÅ‚ siÄ™ dwunastolatkiem.WysÅ‚ali Erleina z przesmyku na zachód jako przynÄ™tÄ™.To on byÅ‚ poszukiwany.MiaÅ‚ ze sobÄ… Sertino di Certando, drugieÂgo czarodzieja, i jeszcze dwóch ludzi, z których jednym byÅ‚ Naddo.UpieraÅ‚ siÄ™, że bÄ™dzie przydatny, chociaż nie mógÅ‚ walÂczyć.WyciÄ…gniÄ™to mu z ramienia strzaÅ‚Ä™ i jak najlepiej zabanÂdażowano ranÄ™.ByÅ‚o oczywiste, że trudno mu siÄ™ poruszać, ale jeszcze bardziej oczywiste byÅ‚o to, że w obecnoÅ›ci Alessana nie zamierza siÄ™ poddać.W chwilÄ™ później Barbadiorczycy wjechali do wÄ…wozu w Å›wietle gwiazd i wiszÄ…cego nisko nad wschodnim horyzonÂtem Vidomniego.Dwudziestu piÄ™ciu, nie liczÄ…c Tropiciela.SzeÂÅ›ciu z nich trzymaÅ‚o pochodnie, co znacznie uproÅ›ciÅ‚o sytuacjÄ™.Co prawda nie dla nich.StrzaÅ‚y Alessana i Ducasa, wypuszczone z przeciwlegÅ‚ych stoków wÄ…wozu, spotkaÅ‚y siÄ™ w piersi Tropiciela.Pod pierwÂszym deszczem pocisków padÅ‚o jedenastu najemników, po czym Devin wraz z Alessanem i pół tuzinem innych rzuciÅ‚ siÄ™ z ukrycia szaleÅ„czym galopem w dół.Zmierzali do zamkniÄ™cia zachodniego wejÅ›cia, podczas gdy Ducas i dziewiÄ™ciu pozostaÂÅ‚ych banitów odcięło wschodni kraniec wÄ…wozu, którÄ™dy wkroÂczyli Barbadiorczycy.Tak wiÄ™c tej Nocy Å»aru, w towarzystwie banitów w górach Certando z dala od swego utraconego domu, Alessan bar Valentin, książę Tigany, stoczyÅ‚ pierwszÄ… prawdziwÄ… bitwÄ™ w swej dÅ‚ugiej wojnie o powrót.Po latach manewrów, misterÂnego zbierania informacji i delikatnego sterowania wydarzeniami, w tym oÅ›wietlonym blaskiem księżyca wÄ…wozie dobyÅ‚ miecza przeciwko siÅ‚om tyrana.Nie bÄ™dzie już wiÄ™cej podstÄ™pów, ukrytego manipulowania zza kulis.NadszedÅ‚ czas walki.PrzechodzÄ…c wszelkie nadzieje, tego dnia Marius z Quilei zÅ‚ożyÅ‚ mu obietnicÄ™ sprzecznÄ… z jego rozsÄ…dkiem i doÅ›wiadczeÂniem.DziÄ™ki obietnicy Mariusa wszystko siÄ™ zmieniÅ‚o.SkoÅ„ÂczyÅ‚o siÄ™ czekanie.MógÅ‚ rozluźnić ciasne wiÄ™zy, które przez te wszystkie lata tak mocno Å›ciskaÅ‚y jego serce.Dzisiaj w wÄ…woÂzie potrafiÅ‚ zabijać: ze wzglÄ™du na pamięć swego ojca, braci i wszystkich zabitych nad DeisÄ… oraz później, w roku, w którym jemu samemu nie pozwolono umrzeć.Wywieziono go i ukryto w Quilei na poÅ‚udnie od gór, u MaÂriusa, ówczesnego kapitana straży wysokiej kapÅ‚anki.ByÅ‚ to czÅ‚owiek majÄ…cy wÅ‚asne powody do ukrywania i wychowywaÂnia mÅ‚odego ksiÄ™cia z północy.To byÅ‚o niespeÅ‚na dziewiÄ™tnaÂÅ›cie lat temu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]