[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wybiegła zza biurka i ruszyła wzdłuż wysokich regałów.– Panie Foy, czy wszystko w porządku?Dotarła do rozwalonych książek, ale nie znalazła go.Zdziwiona odwróciła się, by udać się z powrotem do biurka, a za nią stał jednak pan Foy.Tak zmieniony, że nawet w swej bujnej wyobraźni Betsy nie wymyśliłaby takiej istoty, ani tego, co chciał z nią uczynić.Mijały minuty pełne niespodzianek jak w setkach książek, które przeczytała, tyle że zabrakło szczęśliwego zakończenia.Ciemne, burzowe chmury nad Moonlight Cove potęgowały zmierzch, a całe miasto zdawało się świętować Fascynujący Tydzień Fikcji, który właśnie trwał w bibliotece.Ten zamierający dzień był dla wielu pełen dreszczy i tajemnic, niczym gabinet osobliwości w najbardziej makabrycznym wesołym miasteczku, jakie kiedykolwiek rozbiło namioty.37Sam oświetlił latarką strych.Na podłodze z surowych desek nie było nic z wyjątkiem ton kurzu, pajęczyn i mnóstwa wysuszonych pszczół, które zbudowały gniazda pod belkami, a potem zginęły w wyniku jakiejś zarazy albo po prostu ich życie dobiegło kresu.Zadowolony, wrócił do klapy w podłodze i zszedł po drabinie do garderoby przy sypialni Harry’ego na drugim piętrze.Wcześniej usunęli ubrania, by otworzyć klapę na strych i spuścić składaną drabinę.Tessa, Chrissie, Harry i Moose czekali na niego w ciemnej sypialni.– Owszem, może być – stwierdził Sam.– Ostatni raz właziłem tam przed wojną – powiedział Harry.– Trochę brudu, kilka pająków, ale dobra kryjówka.O ile przyjdą po ciebie wcześniej i znajdą pusty dom, nigdy nie pomyślą o strychu.No bo jak wgramoliłby się tam sparaliżowany człowiek?Sam nie był pewien, czy wierzy w to, co mówi.Ale dla własnego i Harry’ego spokoju – chciał wierzyć.– Mogę zabrać Moose’a? – spytał Harry.– Weź strzelbę, o której wspominałeś, ale nie psa – wtrąciła Tessa.– Choć jest dobrze wytresowany, może zaszczekać w nieodpowiednim momencie.– Czy Moose będzie bezpieczny tu na dole.kiedy oni przyjdą? – zastanawiała się Chrissie.– Na pewno tak – powiedział Sam.– Nie zależy im na psach, tylko na ludziach.– Lepiej wnieśmy Harry’ego na górę – powiedziała Tessa.– Wkrótce musimy wyjść.Sypialnia wypełniła się cieniami niemal tak szybko, jak kieliszek krwawoczerwonym winem.CZĘŚĆ TRZECIANOC NALEŻY DO NICHMontgomery powiedział mi, że Prawo.stawało siędziwnie nieskuteczne wraz z zapadnięciem nocy; żewówczas zwierzęta pokazywały swą siłę; duchprzygody budził się w nich o zmroku; zdobywały sięna czyny, o których nie śniły w świetle dnia.H.G.WELLS„WYSPA DR.MOREAU”1Na zarośniętych wzgórzach wokół opuszczonej Kolonii Ikara susły, myszy polne, króliki i lisy wygrzebały się z nor i drżały na deszczu, nasłuchując.W dwóch pobliskich zagajnikach, gdzie rosły sosny, gumowce i nagie jesienne brzozy, znieruchomiały wiewiórki i szopy.Ptaki zareagowały pierwsze.Pomimo deszczu sfrunęły z gniazd skrytych w koronach drzew, w rozpadającej się stodole i pod zniszczonymi okapami domu.Kracząc i skrzecząc wzniosły się spiralą w górę, zniżyły i zanurkowały, po czym pofrunęły prosto w stronę domu.Szpaki, strzyżyki, wrony, sowy i jastrzębie nadleciały w hałaśliwej i trzepoczącej gromadzie.Niektóre uderzały uparcie o ściany, aż skręciły sobie łebki lub połamały skrzydełka i spadły na ziemię, gdzie rzucały się, popiskiwały i wyczerpane zdychały.Inne, równie oszalałe, trafiały w otwarte drzwi i okna, nie robiąc sobie krzywdy.Choć stworzenia w promieniu dwustu jardów usłyszały wołanie, tylko zwierzęta z bliskiej okolicy zareagowały nań.Króliki kicały, wiewiórki mknęły, kojoty i lisy pędziły, a szopy kołysały się w ten swój dziwny sposób przez mokrą trawę, chwasty i błoto w stronę źródła syreniego śpiewu.Drapieżniki i z natury bojaźliwe ich ofiary teraz posuwały się w zgodnej gromadzie.Scena zupełnie jak z rysunkowego filmu Disneya – żyjący po sąsiedzku mieszkańcy pól i lasów biegną na wezwanie słodkiej gitary czy harmonijki starszego Murzyna, który opowie im historie o czarach i wspaniałych przygodach.Ale tam, dokąd zmierzały te stworzenia, nie było przyjaznego gawędziarza, a przyciągały je ponure, zimne i pozbawione melodii dźwięki.2Sam z wysiłkiem podsadził Harry’ego na drabinę i pomagał mu dostać się na strych, a Tessa i Chrissie zniosły wózek do garażu.Był to ciężki, wyposażony w silnik fotel, a nie lekkie składane krzesło, i nie zmieściłby się we włazie na strych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl