[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jezdzcy zaciskali pierścień wzgórza tuż u jego stóp; nieustraszenienarażali się na strzały z obozu, lecz nie zamierzali dopuścić, by ktokolwiek wy-mknął się z pułapki.Inny oddział tymczasem ruszył odeprzeć nowych napastni-ków.Nagle Pippin i Merry zrozumieli, że choć nie drgnęli z miejsca, znalezli siępoza kręgiem oblężenia; nic nie zagradzało im drogi do ucieczki. Teraz rzekł Merry moglibyśmy umknąć, gdybyśmy mieli nogi i ręcewolne.Niestety, nie mogę więzów ani rozsupłać, ani przegryzć.54 Niepotrzebnie byś się trudził odparł Pippin. Chciałem właśnie powie-dzieć, że od dawna mam ręce wolne.Te sznury zostawiłem tylko dla niepoznaki.Najpierw jednak warto by przekąsić trochę lembasa.Zsunął z napięstków więzy i wyciągnął z kieszeni paczuszkę.Suchary byłypokruszone, lecz dobrze zachowane w opakowaniu z liści.Zjedli po dwa lembasyz trzech, które każdy miał z zapasie.Smak ich przypomniał hobbitom piękne twa-rze, śmiechy, posilne jadło, którym cieszyli się tak niedawno, za szczęśliwych dniw Lorien.Przez chwilę siedząc w ciemnościach gryzli suchary w rozmarzeniu,nie zwracając uwagi na krzyki i zgiełk pobliskiej bitwy.Pippin pierwszy ocknąłsię i wrócił do rzeczywistości. Trzeba stąd wiać rzekł. Ale czekaj jeszcze chwileczkę!Szabla Grisznaka leżała tuż, była jednak za ciężka i nieporęczna dla hobbita,więc Pippin podczołgał się naprzód, odszukał trupa goblina, wyciągnął z pochwyjego długi, ostry nóż.Za pomocą tego narzędzia szybko uwolnił siebie i przyja-ciela z pęt. Teraz w drogę powiedział. Może za chwilę, gdy się w nas krew niecorozgrzeje, nogi zechcą nas dzwigać i pomaszerujemy.Na razie, żeby nie tracićczasu, spróbujemy się czołgać.Ruszyli więc w ten sposób.Grunt był miękki, ustępliwy, co ułatwiało zadanie,lecz posuwali się niezmiernie wolno.Okrążyli z daleka ognisko rohańskiej strażyi pełzli mozolnie krok za krokiem, póki nie dotarli na skraj nadrzecznej skarpy.Woda pluskała w nieprzeniknionych ciemnościach między wysokimi brzegami.Stąd hobbici obejrzeli się za siebie.Gwar ucichł w oddali.Najwidoczniej oddział Mauhura wycięto w pień lubprzepłoszono.Rohirrimowie wrócili na stanowiska i w złowrogiej ciszy otaczaliobóz orków na wzgórzu.Wkrótce zapewne sprawa rozstrzygnie się ostatecznie.Noc miała się już bowiem ku końcowi.Na wschodzie bezchmurne niebo zaczy-nało blednąć. Musimy się skryć powiedział Pippin żeby nas nie wypatrzyli.Nie-wiele nam pomoże, jeżeli ci dzielni wojacy po naszej śmierci odkryją, że nie jeste-śmy orkami! Wstał, tupnął parę razy. Powrozy pokaleczyły mi skórę, ostrebyły jak druty; ale czuje już ciepło w nogach.Zdołam chyba pokuśtykać.A jak tysię czujesz, Merry?Merry wstał. Tak, ja też chyba zdołam pokuśtykać.Te lembasy rzeczywiście pokrzepiająnadzwyczajnie.I dają jakąś zdrowszą siłę niż rozgrzewający trunek orków.Cie-kawe, z czego oni go przyrządzają.Lepiej może nic o tym nie wiedzieć.Napijmysię wody, żeby spłukać tamto wspomnienie. Nie tutaj odparł Pippin. Tu brzeg jest za wysoki.W drogę!Powędrowali z wolna, ramię przy ramieniu, wzdłuż rzeki.Za nimi niebo nawschodzie z każdą chwilą bardziej się rozjaśniało.Idąc wymieniali wspomnienia55i, zwyczajem hobbitów, mówili żartobliwie o wszystkim, co przeżyli w niewoliu orków. Spisałeś się dobrze, mości Tuku rzekł Merry. Zasłużyłeś, moim zda-niem, na osobny rozdział w księdze starego Bilba, jeżeli oczywiście będę miałsposobność zameldować mu o twoich wyczynach.Piękna rozgrywka.Zaimpono-wałeś mi szczególnie, kiedy odgadłeś, co knuje ten kudłaty podlec, i potrafiłeś gozaszachować.Ale ciekaw jestem, czy ktokolwiek natrafi na nasz ślad i znajdzietwoją zapinkę.Nie chciałbym swojej stracić, bo co do twojej, obawiam się, że jużjej nigdy nie odzyskasz.Będę musiał porządnie wyciągać nogi, żeby ci dotrzymaćkroku.Odkąd kuzynek Brandybuck wysuwa się na czoło pochodu.Na niego terazkolej.Zdaje mi się, że nie masz pojęcia, gdzie jesteśmy.ja z większym pożytkiemspędzałem czas w Rivendell niż ty.Otóż znajdujemy się nad Rzeką Entów.mamyprzed sobą ostatnie szczyty Gór Mglistych i las Fangorn.Właśnie tuż przed nimi wyrosła czarna ściana lasu.Noc jakby tam chroniłasię w cień olbrzymich drzew uciekając przed nadchodzącym świtem. Prowadz, mości Brandybucku, naprzód rzekł Pippin albo wstecz!Ostrzegano nas przed lasem Fangorn.Zresztą hobbit, który tyle wiedzy połknął,na pewno nie zapomniał również o tej przestrodze. Nie zapomniałem odparł Merry lecz mimo wszystko las jest dla nasmniej grozny niż powrót w sam wir bitwy.Poprowadził przyjaciela pod grube konary drzew.Zdawały się stare jak świat.Gęste, splątane brody mchów i porostów zwisały z nich, kołysane podmuchemwiatru.Schowani w ich cieniu hobbici wyjrzeli na step.Dwie drobne, przyczajo-ne w półmroku figurki wyglądały jak dzieci elfów za dawnych dni, gdy z głębidziewiczej puszczy po raz pierwszy patrzały zdumione na wschód słońca.Dalekoza Wielką Rzeką i Brunatnymi Polami, za rozpostartą na wiele mil przestrzeniąszarzyzny wstawało słońce, czerwone jak płomień.na jego powitanie zagrały gło-śno myśliwskie rogi.Jezdzcy Rohanu jakby się nagle zbudzili do życia na głospobudki; zewsząd odpowiedziało granie.Merry i Pippin usłyszeli wyrazne w chłodnym powietrzu rżenie bojowych ko-ni.Z piersi wojaków buchnęła chórem pieśń.Rąbek słońca płomiennym łukiempodniósł się w górę nad krawędzią ziemi.Wówczas gromkim okrzykiem jezdzcyRohanu ruszyli od wschodu do ataku.Zbroje i włócznie lśniły czerwonym odbla-skiem.Orkowie wrzasnęli i z wszystkich łuków, jakie im jeszcze zostały, świsnąłrój strzał.Hobbici widzieli, jak kilku jezdzców zwaliło się z koni, lecz szereg niezałamał się prąc stokiem na wzgórze, aż pod szczyt, zataczając krąg, nacierającraz jeszcze z bliska.Niedobitki bandy rozpierzchły się na wszystkie strony; jed-nego po drugim dopadali jezdzcy i kładli trupem.Lecz spośród ogólnego zamętuwysunął się zwarty oddział i z desperacką siłą niby czarny klin przebijać się zacząłku ścianie lasu.Z impetem natarł na stróżujących u stóp wzgórza wojowników.parł naprzód i zdawało się, że ujdzie cało z okrążenia.Już trzech jezdzców, którzy56mu zagrodzili drogę, padło ściętych szablami orków. Za długo przyglądaliśmy się tej bitwie rzekł Merry. Patrz, to Ugluk!Nie mam ochoty spotkać się z nim znowu.Hobbici zawrócili i pomknęli w ciemną głąb puszczy.Toteż nie zobaczyli ostatniego starcia, gdy jezdzcy dopadli Ugluka i osaczyligo pod samą ścianą lasu.Poległ z ręki Eomera.Trzeci Marszałek Rohanu zesko-czył z konia i z mieczem w dłoni natarł na uzbrojonego w szable wodza Isengard-czyków.Tymczasem bystre oczy jezdzców tropiły na szerokim stepie ostatnichorków, którzy jeszcze mieli siłę uciekać i którzy wszyscy teraz padli przygwoż-dżeni włóczniami.Dopełniwszy tej krwawej roboty Rohirrimowie zebrali swoich poległych, usy-pali nad ich ciałami kurhan i odśpiewali żałobną pieśń.Na ogromnym stosie spalilitrupy orków i rozsypali prochy wrogów po pobojowisku.Taki był koniec bandy.Ani jeden świadek klęski nie uszedł, żeby zanieść o niejwieść do Mordoru czy Isengardu.Tylko dym znad stosu wzbił się wysoko podniebo, gdzie dostrzegły go liczne czujne oczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]