[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszedł Sanudo, a wi-dok jego bardziej mnie zmieszał, aniżeli się tego spodziewałem.Miałna sobie komżę i stulę, w jednej ręce trzymał świecznik, w drugiej he-banowy krucyfiks.Postawił świecznik na stole, ujął w obie ręce krucy-fiks i rzekł: Senora, widzisz mnie tu odzianego w święte szaty, które powinnyci przypomnieć charakter duchowny mojej osoby.Jako kapłan BogaZbawiciela nie mogę lepiej wypełnić świętych obowiązków mego po-wołania jak wstrzymując cię nad samym brzegiem przepaści.Szatanobłąkał twój umysł, szatan wlecze cię na manowce złego.Cofnij twojekroki, powróć na drogę cnoty, którą los usypał ci kwieciem.Młodymałżonek cię wzywa; przeznacza ci go cnotliwy starzec, którego krewkrąży w twych żyłach.Twój ojciec był jego synem; poprzedził on wasoboje w krainie duchów czystych i stamtąd ukazuje wam drogę.Wznieś wzrok ku niebieskiemu światłu, wyrwij się z rąk kłamliwegoducha, który otumanił twoje spojrzenia, zwracając je na sługi Boga,którego szatan jest wiecznym nieprzyjacielem.Sanudo wyrzekł wiele jeszcze podobnych zdań, które byłyby mnienawróciły, gdybym był w istocie panną de Liria, zakochaną w swymspowiedniku, ale cóż z tego, kiedy zamiast pięknej hrabianki stał przednim nicpoń, osłonięty spódnicą i płaszczem i nie wiedzący, jak się towszystko skończy.Sanudo nabrał tchu, po czym tak mówił dalej: Pójdz, senora.za mną, wszystko jest już przygotowane do twegowyjścia z klasztoru.Zaprowadzę cię do żony naszego ogrodnika i stam-tąd poślemy po Mendozę, ażeby przyszła po ciebie.Po tych słowach otworzył drzwi, ja zaś natychmiast wyskoczyłem,chcąc czym prędzej uciec; jakoż powinienem był to uczynić, gdy wtem nie wiem, jaki zły duch natchnął mnie, że odsłoniłem kwef i rzuciłemsię na szyję naszego nauczyciela, mówiąc: Okrutny! chceszże być przyczyną śmierci zakochanej hrabianki?Sanudo poznał mnie; z początku osłupiał, potem zalał się rzewnymiłzami i z oznakami najżywszej rozpaczy powtarzał: Boże, wielki Boże, zlituj się nade mną! Racz natchnąć mnie ioświecić na drodze zwątpienia! Panie w Trójcy jedyny, cóż mam terazpocząć?NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG277Litość zdjęła mnie na widok biednego nauczyciela w tym stanie,rzuciłem mu się do nóg.błagając o przebaczenie i przysięgając, ze zVeyrasem święcie dochowamy tajemnicy.Sanudo podniósł mnie i za-nosząc się od łez.rzekł: Nieszczęśliwy chłopcze, czyż możesz przypuszczać, żeby obawaokazania się śmiesznym mogła przyprowadzić mnie do rozpaczy? Tyto jesteś zgubiony i nad tobą płaczę.Nie lękałeś się zbezcześcić tego,co w naszej wierze jest najświętsze: wystawiłeś na szyderstwo świętytrybunał pokuty.Obowiązkiem moim jest zaskarżyć cię przed inkwizy-cją.Grozi ci ciemnica i katusze.Po czym, tuląc mnie do piersi, z głębokim bólem dodał: Dziecię moje, nie rozpaczaj jeszcze; być może, że zdołam wyjed-nać, aby nam pozwolono wymierzyć ci karę.Wprawdzie będzie onaokropna, ale nie wywrze zgubnego wpływu na całe twoje życie.Powiedziawszy to Sanudo wyszedł, zamknął drzwi na klucz i zo-stawił mnie w osłupieniu, które możecie sobie wyobrazić, a którego niebędę nawet starał się wam opisywać.Myśl zbrodni dotąd nie stanęła miw wyobrazni i uważałem nasze świętokradzkie wynalazki za niewinnepsoty.Zagrażające mi kary pogrążyły mnie w odrętwienie, które niepozwalało mi nawet płakać.Nie wiem, jak długo zostawałem w tymstanie; nareszcie drzwi się otworzyły.Ujrzałem przeora, penitencjarza idwóch braci zakonnych, którzy ujęli mnie pod ręce i zaprowadziliprzez nie wiem ile korytarzy do oddalonej izby.Rzucono mnie na pod-łogę i zatrzaśnięto za mną drzwi na podwójne rygle.Niebawem powróciłem do zmysłów i zacząłem rozpatrywać się wmoim więzieniu.Księżyc przez żelazne kraty okna oświecał izbę; spo-strzegłem mury pokryte różnymi napisami pokreślonymi węglem i wkącie garść słomy.Okno wychodziło na cmentarz.Trzy trupy, owinięte w całuny izłożone na marach, leżały pod przysionkiem.Widok ten przestraszyłmnie; nie śmiałem otworzyć oczu ani na izbę, ani na cmentarz.Wkrótce usłyszałem hałas na cmentarzu i ujrzałem wchodzącegokapucyna z czterema grabarzami.Zbliżyli się do przysionka i kapucynrzekł: Oto ciało margrabiego Valomez: umieścicie je w izbie do balsa-mowania.Co zaś do tych dwóch chrześcijan, wrzucicie ich w świeżydół wykopany wczoraj.Zaledwie kapucyn dokończył tych słów, usłyszałem przeciągły jęk itrzy ohydne widma pokazały się na murze cmentarnym.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG278Gdy Cygan doszedł do tego miejsca, człowiek, który pierwszy raznam przeszkodził, znowu przyszedł zdawać mu sprawę z czynności; aleRebeka, ośmielona poprzednim powodzeniem, odezwała się z powagą: Senor naczelniku, muszę się dziś koniecznie dowiedzieć, co zna-czyły te trzy widma, inaczej przez całą noc nie zasnę.Cygan przyrzekł zadośćuczynić jej żądaniu; w istocie, nieobecnośćjego krótko trwała.Powrócił i tak dalej mówił: Powiedziałem wam, że trzy ohydne widma pokazały się na murzecmentarza.Zjawy te, wraz z towarzyszącym im przeciągłym jękiem,przeraziły czterech grabarzy i naczelnika ich, kapucyna.Wszyscy ucie-kli, krzycząc bez miłosierdzia.Co do mnie, przeląkłem się także, ale zzupełnie odmiennym skutkiem, gdyż zostałem jakby przykuty do okna,odurzony i prawie bez zmysłów.Ujrzałem wtedy, jak widma zeskakują z parkanu na cmentarz i po-dają ręce trzeciemu, które zdawało się schodzić z wielkim trudem.Na-stępnie pojawiły się inne widma i złączyły z pierwszymi, tak że byłoich razem dziesięć czy dwanaście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]