[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wystrzały ze zwykłej broni palnej nie są na razie liczne; częściej pojedyncze niż serie.Xavras zatrzymuje się, mówi coś do zawieszonego na ręce aparatu; podchodzimy bliżej.Pułkownik, z włodem na ramieniu, lornetką na szyi, we włóczkowej czapce na głowie, wychyla się zza pnia i zerkając na szosę, pluje w na­dajnik długimi ciągami rozkazów.Za nim zatrzymał się cały oddział, wszyscy teraz czekają na decyzję Wyżryna.Podchodzimy jeszcze bliżej.-.pokryć podwórze.Garbaty od tyłu.Garbaty od ty­łu! Widzę ich.Widzę.Jak las? Niech robi.On dowodzi.Daje znak i Jebaka ze swoimi ludźmi ruszają biegiem brzegiem zarośli w kierunku pierwszych zabudowań wsi.Z drugiej strony, od mostu, który widoczny jest jedynie fragmentem górnej części swej konstrukcji, pędzi, rycząc niczym rozjuszony smok, płonący transporter opancerzo­ny, ogień i dym ciągną się za nim rozfurkotanym, strzę­piastym sztandarem.Xavras daje drugi znak i sam podrywa się do biegu.Przeskakujemy na drugą stronę jezdni i lądujemy w ro­wie.Stąd widać już większość sceny teatru śmierci.Po­spieszna panorama - z tyłu: ciemny las; z prawej: szosa i most i znak drogowy; z przodu: ciemny las; z lewej i z przodu: kilka parterowych oraz kilkanaście jednopię­trowych chałup (dwieście metrów); z lewej i z tyłu: szko­ła, sala gimnastyczna, internat, poczta, posterunek milicji (sto pięćdziesiąt-trzysta metrów); wszędzie dookoła: zale­sione wzgórza, a nad nimi szare niebo, a na szarym nie­bie wschodzące słońce, jeszcze anemicznie blade po krót­kiej nocy.Xavras do aparatu:- Most.Most wylatuje w powietrze.Trzeci znak i wszyscy biegniemy ku szkole.W tym mo­mencie kończy się zaplanowany atak, a zaczyna chaos.W okolicy leśnego obozu kompanii ochrony następuje gigantyczna eksplozja, w niebo wznosi się wielki, czarny grzyb.Przez szosę za wsią przebiega kilkunastu przygię­tych do ziemi wyżrynowców; jeden, dobiegnąwszy na po­bocze, pada martwy.Otwierają się drzwi chałup i wypa­dają z nich cywile przemieszani z żołnierzami, nie sposób rozpoznać, wszyscy w bieliźnie.Zza rogu sali gimnastycznej wyskakuje rozpędzony motocykl z półnagim sołdatem na siodełku; ktoś ciska granat, ale nie trafia - motor za­kręca i rusza ku mostowi.Gdy nas mija, Flegma zdejmu­je szalonego jeźdźca długą serią.- W las! - krzyczy Xavras i wszyscy wbiegamy między pierwsze drzewa.Motocykl wybucha.Płonący żołnierz sczołguje się z niego i zaczyna pełznąć po asfalcie w na­szą stronę, klnie przy tym na cały głos.Wyszedł Inny Koń Barwy Ognia ucisza go pojedynczym strzałem w głowę.Z początku niemrawo, potem coraz bardziej zdecydo­wanie odzywają się karabiny otoczonych w szkole i inter­nacie.Wyżrynowcy, którzy pozajmowali już domy po dru­giej stronie szosy, odpowiadają basem: granatniki, ręczne wyrzutnie rakiet.Tymczasem wygnani ze swoich miesz­kań ludzie rozbiegają się po całym terenie walk; tylko część z nich ma na tyle rozumu, by ukryć się w lesie, ale niekiedy i to okazuje się złą decyzją, bo wybrawszy kierunek północny wpadają na Polaków blokujących dojście do kompanijnego obozu, a oni strzelają do każdego, kto nie jest kobietą lub dzieckiem; podobnie czynią wyżrynowcy we wsi, usiłując nie dopuścić do połączenia się wygna­nych z kwater oficerów ze sztabem w szkole, stanowiącej główny punkt oporu Rosjan.W ciągu kilku minut szosę i teren dookoła posterunku i poczty pokrywają dziesiątki ciał.- Moździerze! - krzyczy Xavras do aparatu.- Moź­dzierze!Moździerze podejmują ostrzał siedziby sztabu.W połą­czeniu z nie milknącą kanonadą granatników daje to wkrótce pożądany efekt: szkoła i internat zaczynają się po prostu rozpadać: najpierw szyby, tynk i elewacja, po­tem kawałki dachu i mniejsze fragmenty murów, wresz­cie całe płaty ścian.Podnoszą się wielkie tumany szaro-białego pyłu, co jakiś czas wypadają z nich blade sylwetki ludzi z bronią lub bez - odpowiednio rozstawieni snajperzy AWP zdejmują ich bez problemu.Gdzieś w międzycza­sie cichnie hałas dochodzący z północnej części lasu: obóz spacyfikowano.Zamaskowany Jewriej klepie Xavrasa w plecy i mówi:- Czas.Wyżryn podaje mu dłoń.Wygląda jakby się żegnali.- Pamiętaj - rzecze jeszcze Jewriej i wtedy trafia go pędzący z paraliżującym wizgiem pomiędzy drzewami od­łamek lub zrykoszetowany pocisk.Dziura w piersi.Jew­riej pada na plecy, zaciska palce na miękkiej ziemi, wy­trzeszcza oczy.Patrzymy.Pochyla się nad nim, wymieni­wszy spojrzenie z Wyżrynem, Flegma.Jewriej charczy coś niezrozumiale, różowe bąbelki pykają lekko, pączkując i pękając na ranie w piersi.W końcu milknie, a Flegma zamyka mu oczy.Spoglądamy na Wyżryna: on nie pa­trzył, on obserwował przez lornetkę dach poczty.Na dachu poczty stoi czterolufowe działko przeciwlotni­cze.Dorwał się doń zarośnięty wąsacz w ubłoconych ga­ciach i teraz trzyma w szachu wyżrynowców poukrywanych w i za chałupami.- Juruś niech podejdzie od północy - mówi Xavras do słuchawki.- A na pocztę moździerze.Jak z amunicją? Niech Rumun obudzi snajperów.Do internatu gaz.Gaz!Odzywa się Flegma:- Kwadrans do helikopterów z Pawłowic.Xavras przywołuje Wyszedł Inny Koń Barwy Ognia:- Spróbuj go zdjąć.- Stąd?- Stąd.Nie musi być od razu między oczy, ale niech poczuje się odsłonięty i zwieje.Dorwał się do tego działka jak garbaty do muru.Wyszedł Inny Koń Barwy Ognia odbezpiecza anukę i składa się do strzału.Zaczyna krótkimi seriami.Odcho­dzimy od niego na kilkanaście metrów, na wypadek gdy­by ktoś chciał mu odpowiedzieć.Rozlega się huk, drży ziemia: to Juruś i jego chłopcy zrobili swoje - północne fasady szkoły i internatu spływa­ją wolno na beton boiska do siatkówki; jeszcze więcej py­łu i kurzu.Z lasu wypada kilkadziesiąt osób i wbiega do budynków.Tymczasem milknie działko przeciwlotnicze, może dzięki moździerzom, a może dzięki anuce 44.Wy­biegają również wyżrynowcy z drugiej strony szosy.Strze­lanina przenosi się do wnętrza ruin.- Dziesięć minut - przypomina Flegma.- Jebaka, Juruś, Kwadrat, Rumun i Małpa! Odwrót! -zarządza Xavras.- Meldować - po czym wysłuchuje spra­wozdań poszczególnych grup [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl