[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ma pan rację, panie Prezydencie, jeszcze dziewięć miesięcy i będę wolny.- Hm, to pięknie - wymamlał gospodarz pełnymi ustami - to chyba wspaniałe uczucie mieć tyle dzieci, co ty, Johnny? Prawda? Każde dziecko w tym mieście jest twoje.To wielka rzecz, chłopcze! A więc napijmy się!Nalał do kieliszków szampana, rocznik przedwojenny, i wypili.Johnny nie odpowiedział nic, bo właśnie Prezydent powiedział to, co tak bezskutecznie do tej pory usiłował sobie przypomnieć.To przecież ON jest ich ojcem! To są JEGO dzieci! Nigdy dotąd nie myślał w ten sposób, a teraz zrozumiał, że dysponuje dużą siłą.Nie Prezydent, nie Szef Intendentury, ale on, Johnny!- Właśnie pomyślałem sobie - ciągnął Prezydent, odstawiając kieliszek - że moglibyśmy w uznaniu twych niebagatelnych zasług przyśpieszyć twoje odejście, na przykład o pół roku.Jednocześnie skróciłoby się o ten sam okres ustawowy wiek prokreacji i wszystko byłoby w najlepszym porządku! Czyż to nie jest wspaniały plan, chłopcy?Lekarze rozpromienili swe gęby, choć widać było po nich, że zostali całkiem zaskoczeni tym pomysłem.Musieli go poprzeć, mimo iż nie wiedzieli, co stanie się wtedy z nimi.- O was też nie zapomnę - Prezydent poklepał po ramieniu Briana - możecie być spokojni.Teraz na twarzach "chłopców" widać było większy entuzjazm.- Pozostały mi więc trzy miesiące życia - pomyślał Johnny.- Ten łajdak chce załatwić moje odejście w ekspresowym tempie.Ale kwartał to stanowczo za dużo jak na moje potrzeby; ja swoje sprawy mogę załatwić choćby dzisiaj.- Dziękuję panie Prezydencie, to bardzo ładnie z pana strony.- Nie dziękuj, Johnny, nie dziękuj.Nie ma za co.Lepiej napijmy się jeszcze.Pił szampan z przyjemnością, jego smak ledwo-ledwo pamiętał z czasów przedwojennych.- Co chciałbyś robić, Johnny, gdy już będziesz wolny?- Chciałbym wyjechać.Gdziekolwiek.Najchętniej nad morze, tak jak jeździło się przed wojną.Prezydent zakrztusił się trunkiem i zanosiło się na to, że atak sprzed chwili powtórzy się.Jednak opanował się o wiele szybciej niż poprzednio.Odstawił kieliszek, otarł spoconą twarz i powiedział:- Teraz porozmawiajmy poważnie.Ty, Johnny.chyba nie zdajesz sobie sprawy, w jakim świecie żyjesz.Zresztą skąd miałbyś wiedzieć, co się naprawdę wokół ciebie dzieje, skoro nie widzisz nic innego oprócz damskich tyłków.Z miasta nie można wyjechać ot, tak sobie.Z miasta nie można wyjechać w ogóle.Wiesz, że jest Mur? To chyba wiesz, bo każdy to wie.- Wiem, ale są również bramy.- Nie w tym problem.Sprawa polega na celowości, a nie na sposobie.Po prostu nie ma po co wyjeżdżać, bo tam, za Murem, nic nie ma.Nic prócz niebezpieczeństw i dzikich zwierząt.Nawet batalion wojska, pod warunkiem, że byśmy go mieli, nie byłby w stanie ochronić cię tam, na zewnątrz.- A inne miasta? Przecież jest nas kilka milionów! Mógłbym pojechać do takiego, które leży nad morzem.- Johnny, nie ma innych miast, nie ma innych ludzi, nie ma niczego.To cud, że my jesteśmy! Mur istnieje po to, by chronić nas przed bestiami, co rozpanoszyły się po ostatniej wojnie.Jest nas za mało i jesteśmy zbyt słabi, by wyjść z miasta i rozprawić się z nimi.Jest nas tylko kilkadziesiąt tysięcy tu i teraz, i jeszcze kilka pokoleń minie, zanim obalimy Mur i odzyskamy to, co się nam należy.Jak sądzisz, dlaczego wszystkiego brakuje? Dlaczego nie ma więcej samochodów, telefonów, telewizorów, rakiet, gumy do żucia, kin, teatrów, jednorękich bandytów i tego wszystkiego, co było przedtem? Ano dlatego, że te siedemdziesiąt tysięcy ludzi stojących wobec problemu, jak się wyżywić, zwiększając jednocześnie przyrost naturalny, który te nędzne resztki pokarmu jeszcze uszczupli, nie może być samowystarczalnymi na tym poziomie co dawniej, gdy było nas kilkaset milionów i gdy istniał przemysł, rolnictwo, transport i armia.Jest nas za mało.Wszystko, co mamy, nawet to cudem ocalałe miasto, jest nam dane.Sami nie stworzyliśmy niczego ważnego, żyjemy głównie z zapasów.Z zapasów naszej Wielkiej Nie Istniejącej Armii.To po niej mamy szynkę, kawior, szampan, soki i ananasy w puszkach, po niej środki chemiczne, których ty zużywasz najwięcej.A przecież nie możemy zapomnieć o tamtych, naszych wrogach, których niewielka liczba mogła również ocaleć.Żyją prawdopodobnie w takich samych warunkach i choć nic o nas nie wiedzą, to na pewno zakładają, że my istniejemy i robią wszystko, by szybciej od nas stanąć na nogi.Ten, kto wcześniej opanuje własne szeregi, będzie niekwestionowanym panem świata! Teraz i na zawsze!Ten kretyn planuje nową wojnę - zdumiał się Johnny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]