[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczynamy licytację od tysiąca dolarów.Zandra i Kenzie już odbierały telefony zamiejscowe.Arnold, z oczamiutkwionymi w ekran komputera, znów zgłosił ofertę w imieniu nieobec-nego klienta.I znów jakby pojawiła się nie wiadomo skąd zaczarowana nić i zaczęłatworzyć oszałamiającą materię utkaną z dolarów; wszystko działo sięjakby pod wpływem zaklęcia wielkiego czarnoksiężnika.- Kto da sześć tysięcy.sześć tysięcy pięćset.siedem tysięcy.sie-dem tysięcy pięćset.?Cena rosła, ogromniała, zwielokrotniała się i pomnażała.- Piętnaście tysięcy.piętnaście tysięcy pięćset.po raz pierwszy, poraz drugi.Stuk młotka.- Sprzedane za piętnaście tysięcy pięćset dolarów.Prawie cztery razy drożej, niż szacowano!Kenzie poczuła się, jakby zażyła narkotyk albo środek uspokajający,mający ukoić jej napięte nerwy.Czy mogła mieć choć wątły cień nadziei?Jeszcze za wcześnie, by to ocenić.Ale mimo wszystko początek byłlepszy, niż miała odwagę oczekiwać.Kto wie? - pomyślała pełna otuchy.Może nam się uda.A może nawetodniesiemy spektakularny sukces.Ale potem los się odwrócił.Ani okaz numer trzy, Ukrzyżowanie przez naśladowcę van Cleve'a,ani okaz numer cztery, malutki obrazek owiec i kóz Barenta Graata, aniokaz numer pięć, Portret damy jako Wenus van der Helsta, nie znalazłynabywców.Sheldon D.Fairey za każdym razem stukał młotkiem wygła-szając obojętnym tonem złowieszcze słowa: Nie wylicytowane.Kenzie odbierała każde stuknięcie młotka jak wymierzony jej cios.Mamy kłopoty, pomyślała.Ale z miejsca zmieniła zdanie.Nie.Równiedobrze mogę nazwać rzecz po imieniu.Wpadliśmy po szyję w gówno.Amoże nawet po uszy.Ale bogowie przeznaczenia jeszcze raz zażartowali z niej, odwracająckoło fortuny.Okaz numer sześć, Pokłon Trzech Króli Jana van Scorela, szacowanyna dziesięć-dwadzieścia tysięcy, poszedł za dwadzieścia jeden tysięcy.A okaz numer siedem, Madonnę z Dzieciątkiem Raffaelina del Gar bo,sprzedano za trzydzieści sześć i pół tysiąca dolarów - szesnaście i półtysiąca powyżej szacunków.Kenzie nie pozwalała sobie na nadmierny optymizm, i słusznie.Sześćkolejnych obiektów nie uzyskało ceny gwarancyjnej.Każdemu uderzeniumłotka towarzyszyło jedno nieubłagane słowo: Wylicytowane.Kenzie, czując zbliżający się atak bólu głowy, potarła czoło.Z do-świadczenia wiedziała, co ich czeka, i bała się tego.Będziemy mieli mnóstwo niezadowolonych klientów, pomyślała zobawą.Niektórzy niewątpliwie będą winili Burghleya za to, że ich obrazynie zostały sprzedane, co oznaczało, że przyjdzie jej stawić czoło licznymzagniewanym rozmówcom.Tymczasem Sheldon D.Fairey mówił:- Okaz numer piętnaście, Martwa natura Pietera Claesza.Olej namiedzi.Podpisany inicjałami i opatrzony datą 1630.Oceniony przed aukcją na pięćset-siedemset tysięcy dolarów, byłpierwszym naprawdę spektakularnym i drogim dziełem wystawionymna sprzedaż.- Rozpoczynamy licytację od dwustu pięćdziesięciu tysięcy dolarów.Kenzie, wiedząc, co od tego zależy, dosłownie wstrzymała oddech.Krótki, ale zażarty pojedynek zakończył się przy cenie milion dwieściepięćdziesiąt tysięcy dolarów.Kenzie potrzebowała chwili, by dotarło do niej to, co się stało.Wtedypoczuła taką ulgę i ogarnęły ją takie mdłości, że siłą powstrzymała się, bynie zwymiotować.I tak przebiegała aukcja do samego końca - wieczna huśtawka, odkwot zawrotnych po żałośnie niskie.O wpół do jedenastej zapełniło się jeszcze jedenaście miejsc, kiedystali klienci, wyliczywszy swoje przybycie tak, by trafić na licytacjęobiektów, które ich interesowały, pojawili się osobiście na sali.O jedenastej liczba obecnych wzrosła ogółem do trzydziestu trzechosób, łącznie z reporterem z nowojorskiego Timesa.Mimo małej frekwencji, w powietrzu czuło się napięcie i ostre szponyklientów polujących na okazje.Po dwóch godzinach od rozpoczęcia licytacji, Sheldon D.Fairey poraz ostatni stuknął młotkiem.- Proszę państwa - ogłosił - to koniec naszej aukcji.Dziękuję.Kenzie bezwładnie zapadła się w fotelu.Była kompletnie wykończo-na, siedziała oszołomiona, podczas gdy Arnold kończył podsumowaniana komputerze.Aukcja zebrała swoje żniwo.- Hmmm - mruknął.- Spójrz na to!- Może pózniej - szepnęła Kenzie myśląc: Jeśli brak wiadomości tozia wiadomość, po co się spieszyć? Wkrótce poznamy rozmiary strat.Zresztą aukcja się zakończyła.Teraz już za pózno, by cokolwiek zmie-nić.Zandra była bardziej ciekawa.Sumowała wszystko w pamięci i teraz zzainteresowaniem zerknęła na ekran komputera.Wyniki, jakie tam uj-rzała, zgadzały się z jej obliczeniami.Z dwustu dwudziestu ośmiu obiektów sprzedano blisko dwie trzecie -dokładnie sto trzydzieści dziewięć - za ogólną kwotę pięćdziesięciu sze-ściu milionów sześciuset dziewięciu tysięcy stu dwunastu dolarów.Na jedną czwartą tej sumy złożyły się cztery obrazy:Numer sto sześćdziesiąt, Francesco Guardi, który poszedł za sześćmilionów siedemset pięćdziesiąt tysięcy dolarów.Mały Tycjan, kupiony za dwa miliony sześćset czterdzieści tysięcy do-larów.Gericault - z ceną dwóch milionów czterystu dwudziestu tysięcy dola-rów.I Joachim Wtewael, który znalazł nabywcę za milion osiemset tysięcydolarów.- Rety, Arnoldzie! - zawołała Zandra.- Jak to osiągnęliśmy? Kencie,naprawdę musisz rzucić okiem!- Wolę nie - powiedziała słabo Kenzie.- Chyba tego nie zniosę.- Gadanie! Z pewnością zniesiesz! - oświadczyła jej przyjaciółka.-Ogółem sprzedaliśmy obrazów za pięćdziesiąt sześć przecinek sześć mi-lionów dolarów.Czy możesz w to uwierzyć? Pięćdziesiąt sześć milionów,Kenzie! Kochanie, powinnaś skakać z radości!- Pięćdziesiąt sześć.? - powtórzyła tępo.- Kochanie, otrząśnij się, to prawda! Wiem, że to trochę poniżejwcześniejszych szacunków, ale musisz przyznać, że prognozy nie byłyzbyt optymistyczne.Kenzie? Słyszysz mnie? Poszło nam znacznie lepiejniż Christie'emu i Sotheby'emu.Widzisz? Miałaś rację, że przedstawie-nie musi trwać dalej!Kenzie zamrugała powiekami.- Naprawdę? - zapytała cichutkim, niepewnym głosikiem.- Jasne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]