[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pod samym miastem zsiadł z konia i z całej siły uderzył go po biodrze, co wystarczyło, abyrumak pogalopował z powrotem w stronę Cussan.Sam zaś wszedł skromnie na przedmieście,zamierzając bez straty czasu udać się pocztą do Saint-Sernin.Jak wiemy, odzież Cyrana wyglądała w tym dniu bardzo niepokaznie.Kaftan i spodnie, pożyczone uprzejmie przez strażnika więziennego, były w rzeczywistościłachmanami pełnymi łat i dziur, z których zwieszały się dokoła strzępy ohydne.Co gorsza, poeta, nieprzywykły do żebrackiej odzieży, umieścił ją na sobie w sposób takdziwaczny, że przy swej minie wyniosłej i dumnych ruchach podobniejszy był do przebrane-go awanturnika niż do żebraka.Zaczynano też przyglądać mu się wzrokiem podejrzliwym dziwiąc się, że mimo łachma-nów szedł szybko, z głową podniesioną do góry i do nikogo z przechodniów ręki nie wycią-gał.Cyrano zrozumiał nareszcie, że wypada mu koniecznie przejąć się swą rolą, ile razy zatemzauważył, że mu się ktoś podejrzliwie przygląda, przezwyciężał wstyd i zbliżał się doń, pro-sząc głosem żałosnym o datek.Dostał się w ten sposób na rynek, gdzie zaraz na samym rogu potrącił silnie jakiegoś czło-wieka, wychodzącego z wielkiej kamienicy.Potrącony jegomość zaklął siarczyście.128 Litości. zajęczał natychmiast Cyrano. Biedny żołnierz.raniony.chory.Co łaska,chrześcijańska osobo!Przerwał mu tę żebracką litanię głośny okrzyk tamtego.Podniósł oczy i zdrętwiał, poznawszy w potrąconym dozorcę więzienia w Colignac, który jak wiadomo udał się tegoż ranka do Tuluzy na zaręczyny swej córki.Obaj przez chwilę przypatrywali się sobie, nie mogąc przyjść do słowa. A, przeklęty czarowniku! wykrzyknął wreszcie dozorca. Jestem przez ciebie zgubio-ny!Sawiniuszowi błysnęła w głowie myśl nagła.Postanowił chwycić się środków ostatecz-nych. Na pomoc, na pomoc! zawołał zwracając się do ludzi, którzy otaczać go zaczęli.Chwytajcie złodzieja! Ten łotr skradł brylanty hrabiemu de Colignac! Od trzech dni go szu-kałem.Zaledwie zdążył to wygłosić, tłum rzucił się na biednego strażnika, którego poeta chwyciłodważnie za kołnierz i ściskał mocno, aby mu nie dać przemówić. Chwytaj, łapaj! wrzasnęli natychmiastowi sprzymierzeńcy poety. Na ratusz łotra, naratusz!Tuzin rąk wyciągnął się z tłumu i wyrwał Cabirola z uścisków Sawiniusza.Dozorca począłwydzierać się i upadł na ziemię, pociągając za sobą swych prześladowców.Wszelkiego ro-dzaju obdartusy i chciwi przygód włóczęgi uczepili się jego nóg, rąk i odzieży, jak gończe psyszczutego jelenia.Zapanował na chwilę zamęt niesłychany.Skorzystał zeń Cyrano i drapnął, krzycząc nacały głos: Nie puszczajcie złodzieja! Trzymajcie go krzepko! Ja biegnę po pachołków!I skoczył w ciasną uliczkę, która miała go doprowadzić do mniej ludnej dzielnicy, gdziespodziewał się znalezć bezpieczne schronienie, przebrać się i zamówić konie pocztowe.Tymczasem wkroczył na rynek oddział łuczników należących do straży starościńskiej.Przybywał on uśmierzyć popłoch i zbadać jego przyczynę.Dowódca, poznawszy Cabirola,polecił rozpędzić zbiegowisko i oswobodzić z rąk motłochu człowieka niewinnego.Dozorca rozpowiedział wówczas wszystko i wskazał pachołkom rzeczywistego winowaj-cę.Motłoch, zawsze gotowy iść za nowym głośniejszym hałasem, zapragnąć wywrzeć nazbiegu szlachetny zapał, którego ofiarą był dotąd dozorca.Obdartusy i włóczęgi przyłączylisię do straży, aby z nią razem chwytać i więzić Cyrana.Nie upłynęło pół godziny, a już cała Tuluza wiedziała, że przestępca w najwyższym stop-niu niebezpieczny, czarownik na spalenie skazany, heretyk bluzniący jawnie Bogu i wszyst-kim świętym, wyłamał się z więzienia w Colignac i ścigany jest w tej chwili po tuluzańskichulicach.Powychodzili z domów mieszczanie, aby połączyć się z tłumem i żołnierzami, a w potrze-bie dopomóc czynnie do schwytania i ukarania winowajcy.Ożywiał wszystkich zapał tak wielki, że Cyrano, który sądził się już bezpiecznym wśródwężowiska ciasnych, ciemnych i prawie bezludnych uliczek, usłyszał nagle, o kilka krokówod siebie, straszną wrzawę i zaraz też ujrzał zmierzający ku sobie oddział łuczników, prowa-dzony przez Cabirola we własnej osobie.Zbieg, z chyżością prawdziwie jelenią, skoczył w bok i jął uciekać co siły.Na nieszczęście, został już dostrzeżony.Straż rzuciła się w jego ślady.Aucznicy biegli szparko, ale Cyrano leciał jak na skrzydłach.Dzięki tej nadzwyczajnej chyżości potrafił oddzielić się od goniących kilkoma uliczkami ispocony, zdyszany, prawie omdlewający, zatrzymał się na jakimś małym placyku.129Trzeba było w jednej chwili wymyśleć i wprowadzić w wykonanie jakikolwiek środekocalenia, bo inaczej groziła natychmiastowa zguba.Dzięki Bogu, poeta odznaczał się zawsze umysłem wynalazczym.Czym prędzej unurzał sobie twarz błotem, osypał włosy piaskiem, ściągnął z siebie kaftan,zakasał spodnie i cisnął do otworu piwnicznego kapelusz.Zrobił to wszystko w mgnieniu oka, po czym rozpostarł chustkę na bruku, przycisnął ją narogach czterema kamykami, jak to czynili wówczas trędowaci żebracy, wyciągnął się przyniej na brzuchu i począł jęczeć rozpaczliwie żałosnym głosem.Zaledwie to zrobił, ozwały sięw pobliżu zażarte wrzaski goniących.Na widok chudego, rozciągnionego na ziemi ciała poczciwi tuluzanie przyśpieszyli bar-dziej jeszcze kroku i wyminęli żebraka, zatykając sobie nosy, przy czym wszakże wielu znich sypnęło na chustkę obfitą jałmużnę.Cyrano odetchnął swobodniej wówczas dopiero, gdy ostatnie odgłosy wrzawy ucichły woddaleniu.Podniósł się z ziemi, zawinął w chustkę miedziaki, które uważał za słuszne wynagrodzenieswej wielkiej zręczności, przeznaczając je dla prawdziwie biednego, i schował się do kąta,aby przywdziać na powrót odzież.Po upływie kwadransa, nic już nie słysząc, postanowił wreszcie wychylić się na świat.Ale w tej samej właśnie chwili, gdy opuszczał kryjówkę, druga banda, nie hałasująca nakształt tamtej, lecz przeciwnie, skradająca się w milczeniu kocim, zdradzieckim krokiem,zjawiła się niespodzianie naprzeciw niego.Sam wpadł jej w ręce, nie przeczuwając tak bliskiego niebezpieczeństwa.Potężny krzyk triumfu powitał ofiarę i łucznicy pospołu z mieszczanami rzucili się na Cy-rana.W jednej chwili został pochwycony przez kilkanaście rąk za włosy, za nogi, za odzież, poczym ciągnąć go zaczęto w stronę więzienia.Pomiędzy ciągnącymi znalezli się jak zwykle i tacy, których bardziej obchodziły jegopieniądze niż osoba.W jednej chwili przeszukali oni kieszenie poety i przywłaszczyli sobieresztę jego pistolów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]