[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednakże pojechać tam i przekonać siÄ™, co on knuje, to możebyć niezgorsza zabawa.A przy tej okazji poznam twojÄ… dziewczynÄ™.Cóż ty na to, Davie?Pojedziemy?Nie trzeba mnie byÅ‚o zbytnio zachÄ™cać.Urlop Alana dobiegaÅ‚ koÅ„ca, wyruszyliÅ›my wiÄ™cniezwÅ‚ocznie do Francji.DotarliÅ›my do Dunkierki o zmierzchu styczniowego dnia.PozostawiliÅ›my nasze konie napoczcie i wystaraliÅ›my siÄ™ o przewodnika, który podjÄ…Å‚ siÄ™ nas zaprowadzić do oberży Bazi-na, leżącej poza obrÄ™bem murów miejskich.Noc już zapadÅ‚a, gdy opuszczaliÅ›my twierdzÄ™ iprzechodzÄ…c przez most, sÅ‚yszeliÅ›my, jak zawierajÄ… za nami bramy.Przez czas jakiÅ› szliÅ›myoÅ›wietlonym przedmieÅ›ciem, po czym skrÄ™ciliÅ›my w mrocznÄ… uliczkÄ™.Wkrótce pogrążyliÅ›mysiÄ™ w zupeÅ‚nÄ… ciemność, zaczÄ™liÅ›my grzÄ™znąć w gÅ‚Ä™bokim piasku, a do naszych uszu doszedÅ‚szum morza.WÄ™drowaliÅ›my tak dosyć dÅ‚ugo za naszym przewodnikiem, który kierowaÅ‚ namiprzeważnie gÅ‚osem i już zaczÄ…Å‚em podejrzewać, że zabÅ‚Ä…dziÅ‚, gdy dobrnÄ…wszy na szczyt nie-wielkiego wzgórza, ujrzeliÅ›my migocÄ…ce z oddali nikÅ‚e Å›wiatÅ‚o. Voilà l auberge à Bazin rzekÅ‚ przewodnik.Alan cmoknÄ…Å‚ gÅ‚oÅ›no. Cóż to za jakieÅ›dziwne pustkowie rzekÅ‚ i gÅ‚os jego zdradzaÅ‚ jakby zÅ‚ość czy niepokój.Niebawem znalezliÅ›my siÄ™ wewnÄ…trz jednorodzinnego domku; w obszernej izbie, skÄ…dprowadziÅ‚y schody do pokojów na piÄ™trze, staÅ‚y wzdÅ‚uż Å›cian stoÅ‚y i Å‚awy; po jednej stroniekominek sÅ‚użący do gotowania strawy, po drugiej półki zastawione butelkami i drzwi prowa-dzÄ…ce do piwnicy.Oberżysta Bazin, rosÅ‚y mężczyzna o twarzy budzÄ…cej nieufność, oÅ›wiad-czyÅ‚ nam, że szkocki dżentelmen wyszedÅ‚, nie wiadomo dokÄ…d, mÅ‚oda lady natomiast jest nagórze i że zawiadomi jÄ… o naszym przybyciu.WydobyÅ‚em z zanadrza chusteczkÄ™ z obciÄ™tym rogiem i zawiÄ…zaÅ‚em jÄ… sobie na szyi.SÅ‚y-szaÅ‚em wyraznie bicie wÅ‚asnego serca i z trudem powstrzymaÅ‚em siÄ™ od nawymyÅ›lania Ala-nowi, gdy poklepaÅ‚ mnie po ramieniu wypowiadajÄ…c jakieÅ› okolicznoÅ›ciowe facecje.Nie cze-kaliÅ›my dÅ‚ugo.UsÅ‚yszaÅ‚em jej kroki nad nami i ujrzaÅ‚em jÄ… schodzÄ…cÄ… bez poÅ›piechu ze scho-157dów.PowitaÅ‚a mnie z pobladÅ‚Ä… twarzÄ…, ni to zakÅ‚opotana, ni uradowana, tak wÅ‚aÅ›nie, jak tozwykÅ‚a czynić, gdy jej zależaÅ‚o, by mnie zbić z pantaÅ‚yku. Mój ojciec, James More rzekÅ‚a nadejdzie za chwilÄ™ i ucieszy siÄ™ wielce. Wtempoliczki jej zapaÅ‚aÅ‚y rumieÅ„cem, oczy rozbÅ‚ysÅ‚y, a sÅ‚owa zamarÅ‚y na ustach.DostrzegÅ‚a, by-Å‚em tego pewien, chustkÄ™ na mojej szyi.OpanowaÅ‚a siÄ™ natychmiast, ale zdawaÅ‚o mi siÄ™, żezwróciÅ‚a siÄ™ do Alana z wiÄ™kszym niż poprzednio ożywieniem. A wiÄ™c to pan jest AlanBreck? MiÅ‚o mi jest powitać przyjaciela mego ojca.SÅ‚yszaÅ‚am nieraz, jak o panu opowiadaÅ‚,ja zaÅ› już od tej chwili kocham pana za jego odwagÄ™ i dobroć. Ho, ho odrzekÅ‚ Alan wpatrujÄ…c siÄ™ w KatrionÄ™ i przytrzymujÄ…c dÅ‚ugo jej dÅ‚oÅ„ w swojejrÄ™ce a wiÄ™c nareszcie mogÄ™ na wÅ‚asne oczy oglÄ…dać owÄ… mÅ‚odÄ… lady! Davie, mój chÅ‚opcze,cóż z ciebie za partacz, gdy ci przychodzi kogoÅ› sÅ‚owami odmalować!Nigdy go chyba nie sÅ‚yszaÅ‚em przemawiajÄ…cego tak prosto do czyjegoÅ› serca; a gÅ‚os jegodzwiÄ™czaÅ‚ jak pieśń. Jak to?! zawoÅ‚aÅ‚a Katriona. Czyżby pan Dawid mówiÅ‚ o mnie? Bez maÅ‚a o niczym innym nie mówiÅ‚ od czasu, gdy opuÅ›ciÅ‚em FrancjÄ™, a i przedtemusÅ‚yszaÅ‚em o tobie coÅ› niecoÅ›, w Szkocji, pewnej nocy, koÅ‚o Silvermills.Lecz nie martw siÄ™,Å›licznotko, jesteÅ› o wiele Å‚adniejsza, niż on to mówiÅ‚.Od tej chwili jedno jest pewne: ty i jabÄ™dziemy przyjaciółmi.Jestem tutaj w roli giermka, na usÅ‚ugach Dawida; włóczÄ™ siÄ™ tuż zanim jak pies myÅ›liwski za swoim panem.I do kogokolwiek on paÅ‚a afektem i mnie tÄ™ osobÄ™wypada miÅ‚ować i.na wszystkich Å›wiÄ™tych! od niej siÄ™ afektu spodziewam! A zatem wieszjuż teraz, kim jest dla ciebie Alan Breck, i przekonasz siÄ™, że dobrze na tym wyjdziesz.Niejestem urodziwy, ale oddany caÅ‚Ä… duszÄ… tym, których miÅ‚ujÄ™. DziÄ™kujÄ™ z caÅ‚ego serca za miÅ‚e sÅ‚owa; usÅ‚yszeć je z ust tak walecznego i zacnego kawa-lera jest takim dla mnie zaszczytem, iż na odpowiedz zdobyć siÄ™ nie potrafiÄ™.KorzystajÄ…c z przysÅ‚ugujÄ…cej podróżnym swobody zasiedliÅ›my we trójkÄ™ do stoÅ‚u, nie cze-kajÄ…c na Jamesa More a.Alan posadziÅ‚ KatrionÄ™ koÅ‚o siebie i prosiÅ‚, aby mu usÅ‚ugiwaÅ‚a; samzaÅ› czÄ™stowaÅ‚ jÄ… winem z wÅ‚asnej szklanki, prawiÅ‚ przeróżne dusery i zabawiaÅ‚ jÄ… z wyszuka-nÄ… galanteriÄ…; a to wszystko w taki sposób, że ani razu nie wywoÅ‚aÅ‚ we mnie uczucia zazdro-Å›ci.WziÄ…Å‚ na siebie caÅ‚y ciężar rozmowy i prowadziÅ‚ jÄ… tak zrÄ™cznie i tak wesoÅ‚y wywoÅ‚ujÄ…cnastrój, że Katriona i ja zapomnieliÅ›my caÅ‚kowicie o tym, co zaszÅ‚o pomiÄ™dzy nami, i nieczuliÅ›my siÄ™ ani odrobinÄ™ zakÅ‚opotani.Ktokolwiek by nas widziaÅ‚ wówczas siedzÄ…cych przystole, musiaÅ‚by uznać Alana za starego przyjaciela Katriony, mnie zaÅ› za nieznanego jej przy-bysza.Zaiste miaÅ‚em już nieraz powody, by podziwiać i kochać mego przyjaciela, nigdy jed-nak nie podziwiaÅ‚em go i nie kochaÅ‚em bardziej niż tego wieczoru.I chcÄ…c nie chcÄ…c musia-Å‚em sobie powiedzieć (a zbyt czÄ™sto pozwalaÅ‚em sobie o tym zapominać), że Alan nie tylkorozporzÄ…dzaÅ‚ wiÄ™kszym ode mnie doÅ›wiadczeniem życiowym, ale byÅ‚ również na swój spo-sób, wszechstronniej ode mnie uzdolniony.Katriona zdawaÅ‚a siÄ™ być zupeÅ‚nie oczarowana;Å›miech jej rozbrzmiewaÅ‚ jak dzwiÄ™k dzwonów, twarz jaÅ›niaÅ‚a jak majowy poranek.I muszÄ™wyznać, że chociaż byÅ‚em tym uradowany, odczuwaÅ‚em chwilami coÅ› jakby lekki smutek,jako że w porównaniu z moim przyjacielem miaÅ‚em siÄ™ za nieokrzesanego, nudnego prostaka,który nie powinien ubiegać siÄ™ o rÄ™kÄ™ tak mÅ‚odej dziewczyny w obawie, iż nie potrafi sprostaćjej wesoÅ‚oÅ›ci.Lecz jak siÄ™ wkrótce okazaÅ‚o, nie tylko ja tego wieczoru miaÅ‚em być smutny i zafrasowa-ny.Gdy bowiem James More nadszedÅ‚ nagle, jego córka zamieniÅ‚a siÄ™ w kamienny posÄ…g.Przez resztÄ™ wieczoru, aż do chwili, gdy przeprosiÅ‚a nas i odeszÅ‚a na spoczynek, nie spusz-czaÅ‚em z niej oka i mogÄ™ stwierdzić, że nie uÅ›miechnęła siÄ™ ani razu, prawie nie braÅ‚a udziaÅ‚uw rozmowie i rzadko kiedy odrywaÅ‚a wzrok od desek stojÄ…cego przed niÄ… stoÅ‚u.DziwiÅ‚em siÄ™,że Katriona, która tak niedawno jeszcze okazywaÅ‚a ojcu tyle miÅ‚oÅ›ci i przywiÄ…zania, potrafiÅ‚ago aż tak znienawidzić.158Nad Jamesem More em nie warto siÄ™ dÅ‚użej rozwodzić.Znacie już dostatecznie tego czÅ‚o-wieka i obrzydÅ‚o mi opisywanie jego Å‚garstw.WypiÅ‚ niemaÅ‚o tego wieczora i gadaÅ‚ przeważ-nie od rzeczy.O sprawie zaÅ›, jakÄ… miaÅ‚ przedstawić Alanowi, wspomniaÅ‚ raz tylko, proszÄ…cgo o rozmowÄ™ nazajutrz, w cztery oczy.ZgodziliÅ›my siÄ™ na to tym chÄ™tniej, że obaj z Alanem byliÅ›my zmÄ™czeni caÅ‚odziennÄ… po-dróżą i po odejÅ›ciu Katriony nie siedzieliÅ›my już dÅ‚ugo przy stole.Gdy znalezliÅ›my siÄ™ sami w izbie, gdzie mieliÅ›my podzielić jedyne stojÄ…ce tam łóżko, AlanspojrzaÅ‚ na mnie z zagadkowym uÅ›miechem. Ty oÅ›le skoÅ„czony! rzekÅ‚. Co chcesz przez to powiedzieć? Co chcÄ™ powiedzieć? Davie, mój chÅ‚opcze, jesteÅ› wprost nieprawdopodobnie gÅ‚upi.ProsiÅ‚em go znowu, by zechciaÅ‚ siÄ™ jaÅ›niej wypowiedzieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]