[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Miss Belinda Charters? powtórzył dżentelmen zaskoczony. Kim jest ta nowapiękność? Nigdy o niej nie słyszałem. I nie ma w tym nic dziwnego, miły panie  odrzekł Korkoran. Mr William Charters todżentelmen, który na przemyśle wełnianym i na złotym piasku uciułał w Australiisiedemdziesiąt pięć, może osiemdziesiąt milionów franków i. Siedemdziesiąt pięć, a może osiemdziesiąt milionów!  przerwał gadatliwy i ciekawskidżentelmen  ależ to ładna suma! Otóż to  dodał Bretończyk. Pojmujesz pan zatem, że miss Belinda Charters, którazresztą jest kobietą nieprzeciętnej urody, może mieć rzesze adoratorów, Do zobaczenia,panowie!I właśnie zamierzał się oddalić razem z Sitą i Luizą, kiedy dżentelmen za nim zawołał: Wybaczysz pan, że się wtrącam, lecz czuję się w obowiązku uprzedzić cię, że jesteśmy wkraju nieprzyjacielskim i że dalsza jazda tą drogą może być wielce niebezpieczna. Wdzięczny jestem, żeś mnie pan ostrzegł  odparł Korkoran. Wszędzie kręcą się zwiadowcy Holkara; mogliby was porwać. Ach tak! W istocie.Będę zatem ostrożny, Korkoran miał już ruszyć w dalszą drogę, leczAnglik widać postanowił, że nie puści go przed zachodem słońca, bo znów spróbowałnawiązać rozmowę: Jesteś pan bez wątpienia urzędnikiem na usługach Kompanii? Nie, drogi panie, podróżuję dla własnej przyjemności.Dżentelmen z szacunkiem pochylił się na siodle, przeświadczony, że człowiek, który litylko dla przyjemności przyjeżdża z Europy do Indii, musi być osobistością wybitną, conajmniej lordem lub wpływowym członkiem Izby Gmin.Już na nowo otwierał usta, lecz Korkoran przeszkodził mu, posłyszał bowiem za sobątętent zbliżającej się pogoni. Pan wybaczy  powiedział  ale mi spieszno. Pozwolisz pan przynajmniej, że poczęstuję go cygarem. Nie zwykłem palić w obecności dam  odparł Korkoran zniecierpliwiony.Rozmowa toczyła się po angielsku, który to język Korkoran znał doskonale, lecz tak gozgniewało, że traci cenne sekundy przez tego gadułę, iż na chwilę zapomniał o swej roli iostatnie słowa powiedział po francusku. Co u diaska!  zawołał oficer  więc pan jesteś Francuzem, a nie Anglikiem! Cóż pan turobisz w taki czas?Zbliżała się rozstrzygająca chwila.Korkoran spojrzeniem uprzedził Sitę, ażeby gotowała45 się do ucieczki.Lecz księżniczka wpatrywała się z uwagą w jednego z Hindusów, co towarzyszyliwojskowym i ciągnęli ich wózki.Korkoran rzucił okiem w tym samym kierunku i spostrzegłzdziwiony, że Hindus i córka Holkara wymieniają w milczeniu tajemne znaki.Kiedy baczniej przyjrzał się Hindusowi, rozpoznał bramina Sugriwę, którego Tantia Topiprzysłał był do Holkara.Nie miał zresztą zbyt wiele czasu do namysłu, bo już otoczyło goprzynajmniej dziesięciu angielskich oficerów, a ten, co przedtem z nim rozmawiał, odezwałsię: Jesteś pan naszym jeńcem aż do chwili, gdy obecność pańska w kraju Holkara zostaniewyjaśniona. Jeńcem!  zawołał Korkoran. Panowie żartują.Z drogi albo strzelam!Przy tych słowach wyjął z kieszeni rewolwer i w sekundzie go naładował.Anglik, nie mniej szybki, również uzbroił się w rewolwer i już obaj mieli z bliska oddaćstrzały, kiedy pewien nieoczekiwany wypadek zadecydował o zwycięstwie.Słysząc suchy szczęk nabijanej broni, Luiza pojęła, że gotuje się walka, i całkiemnieoczekiwanie skoczyła na zad angielskiego konia.Zwierzę stanęło dęba i na szczęście dlasiebie i dla naszego przyjaciela Korkorana jezdziec został wysadzony z siodła.Zważywszybowiem bliskość przeciwników, oba mózgi łatwo mogły wylecieć w powietrze niczym korkiz dwóch butelek szampana.Tymczasem Anglik oddał strzał, lecz popisowy skok tygrysa sprawił, że kula chybiła celu izmiotła kapelusz innego dżentelmena, który zbliżył się był, ażeby przytrzymać Korkorana. Brahma i Wisznu!  wykrzyknął nagle kapitan.Na to hasło Sita spięła swego wierzchowca i zwierzę puściło się jak strzała.Korkoranpognał w ślad.Jeden z Anglików próbował go powstrzymać, lecz kapitan gwałtownieodepchnął napastnika ręką.Luiza, spostrzegłszy, że jej przyjaciele rzucili się oboje doucieczki, pogoniła w ich tropy.Panowie Anglicy ledwie mieli czas oddać do nich pięć czysześć strzałów.Jedna z kuł raniła konia Korkorana.Co się zaś tyczy hinduskich sipajów, którzy ciągnęli wózki, to jakkolwiek i oni chwycili zabroń, żaden nawet nie drgnął, czy to ażeby Korkoranowi przyjść z pomocą, czy też aby wziąćgo do niewoli.Jeden tylko bramin Sugriwa, któremu wszyscy zdawali się być posłuszni, kazał wykonaćwózkami pewien dość szczególny manewr i dzięki temu powstrzymał na kilka minutangielską pogoń.Udał oto, że chce wykręcić zaprzęg znajdujący się na czele kolumny, idziałał tak skwapliwie, że wózek przewrócił się w poprzek drogi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl