[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ucieszyła się, znalazłszy się w środku, nie tylko z powoduwyrostków, ale także dlatego, że poza półkami zastawionymiartykułami spożywczymi zobaczyła kontuar baru serwującegoszybkie dania.Wspięła się na wysoki stołek z siedzeniem z popęka-nej skóry, rzuciła okiem na menu wypisane ręcznie na tablicy izamówiła makaron z serem oraz colę.Jako jedyny klient nie mu-siała długo czekać: tylko tyle, ile kobiecie za kontuarem zajęłoodwrócenie się do garnków na kuchni, sięgnięcie chochlą w głąbjednego i nałożenie na talerz jej zawartości.- Przejazdem? - spytała, stawiając talerz przed Casey.Makaron z serem miał z wierzchu chrupką skórkę.Był to tenrodzaj jedzenia, który poprawia nastrój, a Casey bardzo na tymzależało.- Nie wiem - odrzekła z widelcem w ręku.- To zależy.Szukaminformacji o rodzinie nazwiskiem Unger.Mieszkali tu jakiś czastemu.Kobieta oparła się łokciami o kontuar i zmarszczyła brwi.- Unger? Hm.Mieszkam tu całe życie, czyli czterdzieści pięćlat, ale nigdy nie słyszałam tego nazwiska.Casey sądziła, że kobieta jest starsza.Wyglądała na zmęczonążyciem.Głębokie zmarszczki między brwiami i opuszczone ra-miona sugerowały, że nosi ciężar zmartwień dłużej niż odczterdziestu pięciu lat.- Pewnie jest pani za młoda - powiedziała Casey.- Wydaje misię, że ta rodzina opuściła miasto raczej jakieś pięćdziesiąt pięć lattemu, mniej więcej.- Zabrała się do jedzenia.- Powinna się pani spotkać z Deweyem Hellerem.Masiedemdziesiąt lat, ale jest urzędnikiem miejskim od chyba stu.Urzęduje w biurze na tyłach budynku rady.Jeśli ktoś będziepamiętać, to właśnie on, ale teraz już jest po godzinach jego pracy.- A nie mogę odwiedzić go w domu?- Mogłaby pani.Casey czekała, ale kobieta nic więcej nie powiedziała.- Czy poda mi pani jego adres? - spytała w końcu.Kobieta pokręciła głową.- Wylałby mnie.Jest właścicielem tego sklepu.- Rozejrzałasię.- To był sklep wielobranżowy, póki Dewey nie skończyłsześćdziesiątki i nie stracił zainteresowania.Nie przepada za ład-nymi ludzmi w wymyślnych sportowych samochodach.Ten panijest naprawdę ładny.Nie boi się pani, że chłopaki zechcą się nimprzejechać?Casey przełknęła kolejną porcję makaronu i się uśmiechnęła.- Jestem dziewczyną z miasta.Ten samochód ma wszelkiezabezpieczenia antywłamaniowe, o jakich pani kiedykolwiek sły-szała, i jeszcze kilka innych.Nie, to nie problem.Problemem jestto, że jutro jest sobota.Czy urząd będzie czynny?- Od dziewiątej do jedenastej.Dewey bierze sobie za to wolnyponiedziałek.To uspokoiło Casey, ale tylko na krótko.Do końca dnia byłojeszcze kilka godzin i nie mogła znieść myśli, że zmarnowałaby tenczas.- Skoro nie mogę dziś porozmawiać z urzędnikiem, to może zkimś z wydziału policji?- Wydziału? - Kobieta uśmiechnęła się krzywo.- Raczej zpolicjantem.Jednym.Jasne, może pani z nim porozmawiać, ale jestmłody, a mieszka tu zaledwie od dziesięciu lat.Trudno ich tuzatrzymać, bo pensja jest niewielka.- Rzuciła okiem ku drzwiom.-Ale proszę spróbować.Właśnie idzie.Ubrany w mundur koloru khaki policjant nazywał się BuckThorman.Był rok czy dwa starszy od Casey, wysoki blondyn,dobrze zbudowany.Kobieta przedstawiła ich sobie i poszła do innejczęści sklepu.Siadając okrakiem na stołku oddzielonym od Caseydwoma innymi, zadał takie pytania, jakie policjanci w małychmiasteczkach zazwyczaj zadają obcym.Casey odpowiadała, bo czemu nie? Tak, to jej samochód.Nie,nie był nowy, kupiła używany.Tak, ma ręczną skrzynię biegów.Odtwarzacz kasetowy, nie; odtwarzacz CD, tak.Sto dwadzieściaosiem koni.Nie, nigdy nie przekracza stu trzydziestu kilometrówna godzinę.- A co pani tu robi? - zapytał, załatwiwszy najważniejszesprawy.- Odtwarzam swoje drzewo genealogiczne.Jego częścią jestrodzina nazwiskiem Unger.Jakiś czas temu mieszkali w Abbott.- Musiało to być dawno.Nigdy nie słyszałem o Ungerach.Casey nie wytknęła mu, że jest w miasteczku dopiero oddziesięciu lat, a więc niedługo.Wdzięczył się teraz, wciąż siedzącokrakiem na stołku, ale tyłem do kontuaru, opierając się o niegołokciami w sposób uwydatniający jego szeroką pierś.Nie budził jejzainteresowania, ale nie zamierzała mu tego mówić.Przyjechała tuw konkretnym celu.Jeśli może jej pomóc, niech sobie myśli, cochce.- A Clyde? - spytała.- Darden Clyde? MaryBeth Clyde?Podrapał się po brodzie.- To brzmi znajomo.Gdzie ja słyszałem to nazwisko?Wstrzymała oddech.Po chwili wzruszył ramionami z rezygna-cją.- A może zna pan miejscowość Little Falls? - spytała.Policjant wydął wargi, pokręcił głową.- Nie, nie słyszałem o Little Falls.Znam Duck Ridge, WestHay i Walker.Znam Dornville i Eppick.Ale Little Falls? Nie.Casey westchnęła.Czuła się zmęczona brakiem efektów.- Chciałaby pani zwiedzić miasto? - spytał, jak gdyby to mo-gło złagodzić jej rozczarowanie.- Abbott to nie takie złe miejsce.-Pochylił się i powiedział ciszej: - Niezbyt ekscytujące, dlategodobre dzieciaki wyjeżdżają, a nam zostają tacy geniusze jak ci zfrontu.- Nie należy sądzić książki po okładce - ostrzegła.- Też byłamkiedyś buntowniczką.A dokąd jadą dobre dzieciaki ?Wzruszył ramionami.- Do Bangoru, Augusty, Portland.Tam jest co robić.Więcejmiejsc pracy.Ja tu po prostu płacę podatki, jeśli rozumie pani, o comi chodzi.To dość spokojne miejsce, brak interesujących zbrodni.- Strzelił palcami.- Już wiem, dlaczego to nazwisko wydało mi sięznajome.Jakieś czternaście, piętnaście lat temu doszło do morder-stwa w rodzinie Clyde'ów.Casey poczuła iskierkę nadziei.- Tak jest - powiedziała z entuzjazmem.- Mąż i żona.Czternaście czy piętnaście lat temu?- Nie jestem pewien.Mniej więcej.- Zdarzyło się w Little Falls.Policjant Thorman pokręcił głową.- Być może, ale tu w okolicy nie ma takiej miejscowości.Może to było w innej części stanu.- Pamięta pan, gdzie to się stało, z tego, co pan czytał omorderstwie?- Nie, głównie pamiętam proces, a ten musiał się toczyć wAuguście lub w Portland.Pewnie zwracałbym na to większąuwagę, gdybym był starszy albo gdyby chodziło o sprawymiędzynarodowe, na przykład terroryzm.Ale przemoc w rodzinie?- Wyciągnął długie, silne nogi i westchnął głęboko.- Dorastałem,słysząc o przemocy w rodzinie.Po jakimś czasie robi się nudna,wszystko jedno, czy się ją widzi, czy stara jej zapobiec
[ Pobierz całość w formacie PDF ]