[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niektórzy ludzie po prostu wolą być źli, okrutni.To jeden z tych brzydkich, smutnych aspektów naszego życia.– Jak Hitler – mruknęła, przełykając łyczek wina.Gładziłam ją po włosach, a Lucy mówiła dalej, coraz bardziej śpiącym głosem: – Jak Jimmy Groome; mieszka na naszej ulicy i strzela do ptaków z wiatrówki.Lubi też wykradać jajka z ptasich gniazd i rozbijać je na chodniku.Nienawidzę go.Nienawidzę Jimmy’ego Groome’a.Kiedyś rzuciłam w niego kamieniem; trafiłam go, kiedy przejeżdżał obok na rowerze.Nie widział mnie, bo się schowałam za krzaki.– Popijałam wolno wino i głaskałam ją po głowie.– Bóg nie pozwoli, by stało ci się coś złego, prawda? – spytała.– Nic mi się nie stanie, Lucy.Obiecuję.– Jeżeli będę się modlić do Boga, by nic ci się nie stało, to On mnie wysłucha, prawda?– On się nami opiekuje – rzekłam, choć nie wiedziałam, czy nadal w to wierzę.Lucy zmarszczyła brwi; nie jestem pewna, czy i ona w to wierzyła.– Czy ty się nigdy nie boisz?Uśmiechnęłam się lekko.– Od czasu do czasu każdy się boi.Ale jestem całkowicie bezpieczna.Nic mi się nie stanie.Ostatnią rzeczą, jaką wymamrotała przed zaśnięciem, było:– Chciałabym tu zostać już na zawsze.Chciałabym być taka jak ty, ciociu Kay.Dwie godziny później, nadal rozbudzona, siedziałam w łóżku i wpatrywałam się w stronicę otwartej książki, lecz tak naprawdę zupełnie nie wiedziałam, co tam jest napisane.Nagle zadzwonił telefon.Zareagowałam niczym pies Pawiowa: drgnęłam gwałtownie.Schwyciłam słuchawkę z mocno bijącym sercem; obawiałam się, że usłyszę głos Marino i koszmar minionej nocy się powtórzy.– Halo?Nic.– Halo?W tle usłyszałam cichą, przerażającą muzykę, która zawsze kojarzyła mi się z zagranicznymi filmami albo horrorami.albo może ochrypłymi zgrzytami starego gramofonu; chwilę później połączenie zostało przerwane.– Kawy?– Bardzo chętnie – odrzekłam.To wystarczyło zamiast „dzień dobry”.Kiedy tylko zatrzymywałam się rano w laboratorium Neilsa Vandera, zawsze pytał, czy chcę kawy, a ja zawsze przyjmowałam ofertę.Kofeina i nikotyna były jedynymi używkami, za które dałabym się posiekać.Nigdy nie kupiłabym samochodu, który nie jest solidny niczym czołg, ani nigdy nie włączam silnika, nie zapiawszy wcześniej pasów bezpieczeństwa.W moim domu jest założony system wykrywania dymu oraz bardzo drogi i nowoczesny system alarmowy.Jednak kofeina, papierosy i cholesterol, cisi mordercy przeciętnego człowieka – są moimi przyjaciółmi; niech Bóg broni, bym kiedykolwiek miała się ich wyrzec.Często jeżdżę na krajowe zebrania i siedzę na bankietach z ponad trzystu innymi patologami, światowej sławy ekspertami od śmierci i chorób.Siedemdziesiąt pięć procent z nas nie uprawia joggingu ani aerobiku, nie idzie, jeżeli tylko może jechać, nie stoi, gdy może siedzieć i notorycznie unika wchodzenia po schodach.Jedna trzecia z nas nałogowo pali papierosy, większość z nas pije, a wszyscy jemy tak, jakby każdy posiłek dnia miał być naszym ostatnim.Stres, depresja, być może większa niż u przeciętnego człowieka, potrzeba śmiechu i doznawania przyjemności z powodu bólu i cierpienia, jakiego jesteśmy świadkami – któż może znać przyczynę? Jeden z moich bardziej cynicznych przyjaciół, asystent naczelnego koronera z Chicago, lubi powtarzać: „Co, u diabła.Każdy z nas prędzej czy później umrze.Można umrzeć zdrowym albo chorym.Właściwie, co za różnica?”Vander podszedł do ekspresu do kawy stojącego za biurkiem i nalał dwa kubki; podawał mi kawę niezliczoną ilość razy, a jednak nigdy nie mógł zapamiętać, że lubię pić czarną.Mój były mąż także nie pamiętał.Żyłam z Tonym sześć lat, a on nigdy nie pamiętał, że kawę piję czarną, a steki lubię średnio wysmażone, nie czerwone, jak szuba Świętego Mikołaja, tylko lekko różowe.Mój rozmiar sukienek, zapomnijcie! Noszę ósemkę i mam figurę, na której nieomal wszystko wygląda dobrze, lecz nie znoszę falbanek, koronek i tkanin typu frotte.Tony zawsze dawał mi coś w rozmiarze szóstym, zazwyczaj koronkowe albo z gazy i przeznaczone do noszenia w łóżku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]