[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oczywiście - odparła z dumą Karen.- U nas pacjent jest zawsze na pierwszym miejscu.Nie chcemy ryzykować.Jest tyle okazji do pomyłek, zwłaszcza teraz, gdy medycyna stała się taka stechnicyzowana.Lekarze bywają niekiedy tak pochłonięci tym, co robią, że mogą zapomnieć o pacjencie.Naszym zadaniem jest troska o to, by się tak nie stało.Jennifer przyglądała się Karen, która pożegnała się z nimi i zniknęła za zasłoną z bujnej roślinności.Było w tej kobiecie coś dziwnego, ale nie potrafiła tego nazwać.- Czy sposób, w jaki mówiła, nie wydał ci się specyficzny? - zwróciła się do Cheryl.- Nic z tego nie zrozumiałam.Czy o to ci chodzi?- Nie - odparła Jennifer, odwracając się w nadziei, że zdoła jeszcze dostrzec Karen.- Mam wrażenie, że mówiła jakoś dziwnie.Ale może mi się tylko zdawało.Chyba poranne mdłości mają wpływ na moją głowę.- Przynajmniej była miła - zauważyła Cheryl.- Ale poczekaj, aż zobaczysz Foleya.Po paru minutach podszedł do nich mężczyzna; przedstawił się jako Rodney Murray.Miał na sobie marynarkę tego samego koloru co żakiet Karen i identyczną plakietkę ze swoim imieniem.Jego głos był także dziwnie bezbarwny.Przyglądając mu się uważnie, Jennifer dostrzegła, że człowiek ten w ogóle nie mruga oczami.- Wszystko gotowe, pani Tedesco - oznajmił, zakładając na nadgarstek Cheryl plastikową opaskę identyfikacyjną.- Zaprowadzę panią na górę, ale najpierw musimy pójść do laboratorium, gdzie pobiorą pani krew i wykonają kilka innych badań.- Czy Jennifer może iść z nami? - zapytała Cheryl.- Naturalnie.Mężczyzna odnosił się do Cheryl z wielką życzliwością i po paru minutach Jennifer wyzbyła się podejrzliwości, kładąc ją na karb swego przewrażliwienia.W laboratorium wszystko było gotowe na przyjęcie pacjentki, nie musiały więc czekać.To znowu wywarło na Jennifer duże wrażenie - nigdy jeszcze nie była w szpitalu czy gabinecie lekarskim, gdzie nie musiałaby na wszystko czekać.Zaledwie w parę minut później było już po badaniach.Gdy jechali windą na górę, Rodney wyjaśnił, że teraz zabiera Cheryl do części szpitala przystosowanej specjalnie do zabiegów przerywania ciąży.Jennifer pomyślała, iż wszyscy w Klinice Juliańskiej skrupulatnie unikają słowa „aborcja”.Uznała, że to dobry zwyczaj: aborcja była nieprzyjemnym słowem.Wysiedli na szóstym piętrze.Także tutaj nic nie przypominało atmosfery szpitala.Zamiast płytek PCV na podłodze leżała wykładzina.Na jasnoniebieskich ścianach wisiały ładne widoczki oprawione w ramki.Rodney poprowadził je do centralnej części budynku, do pomieszczenia, które starannie ozdobiono tak, by w niczym nie przypominało pokoju pielęgniarek.Przed wejściem znajdował się ładnie urządzony hol, gdzie czekało pięcioro ludzi ubranych - jak domyśliła się Jennifer - w uniformy kliniki.Trzy kobiety miały plakietki informujące o tym, iż są dyplomowanymi pielęgniarkami.Jennifer podobało się, że nie były ubrane tradycyjnie, w wykrochmaloną biel.Karen miała rację: w Klinice Juliańskiej pomyślano o wszystkim.Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, czy doktor Vandermer ma prawo przyjmować tu porody.Przypuszczała, że na oddziale położniczym warunki są równie komfortowe.- Pani Tedesco, oto pani pokój - oznajmiła jedna z pielęgniarek, która przedstawiła się jako Marlene Polaski.Była tęgą, dobrze zbudowaną kobietą o krótkich blond włosach.Rozejrzała się uważnie po pokoju, studiując każdy szczegół.Otworzyła nawet drzwi do łazienki.Zadowolona, dotknęła łóżka i poprosiła, żeby Cheryl zdjęła ubranie i się rozgościła.Pokój, podobnie jak hol, był urządzony w stylu dobrego hotelu.Tylko łóżko było typowo szpitalne.Telewizor zainstalowano pod sufitem tak, by można było wygodnie oglądać telewizję zarówno leżąc w łóżku, jak i siedząc w fotelu.W jasnozielone ściany wbudowano mnóstwo szafek.Podłogę pokrywał zielony dywan.Cheryl przebrała się w przyniesioną z domu piżamę i wskoczyła do łóżka.W pokoju znów pojawiła się Marlene.Pchała przed sobą wózek z kroplówką.Wyjaśniła, że kroplówka jest potrzebna jedynie na wszelki wypadek.Delikatnie wbiła igłę w lewe ramię Cheryl i ostrożnie, za pomocą opaski, przymocowała do niego kroplówkę.Jennifer i Cheryl obserwowały ściekające krople.W jednej chwili prysło wrażenie, że jest to pokój w hotelu.- Za chwilę zabierzemy panią na salę zabiegową - powiedziała pielęgniarka, kończąc mocowanie kroplówki, a zwracając się do Jennifer dodała: - Pani może pójść z nami.Oczywiście jeśli Cheryl się zgodzi.Ona jest tu szefem.- O tak! - zawołała Cheryl radośnie.- Pójdziesz ze mną, Jennifer, prawda?Pokój zawirował Jennifer przed oczami.Czuła się tak, jakby poszła zamoczyć nogi, a zamiast tego wrzucono ją na głęboką wodę.Marlene i Cheryl patrzyły na nią wyczekująco.- Dobrze, pójdę - powiedziała w końcu.Zjawiła się pielęgniarka ze strzykawką.- To środek na uspokojenie - oznajmiła pogodnie, unosząc kołdrę Cheryl.Jennifer odwróciła głowę w stronę okna i zaczęła bezmyślnie wpatrywać się w widoczne przez żaluzje dachy domów.Gdy znowu spojrzała na Cheryl, pielęgniarki ze strzykawką już nie było.- Uwaga! - zawołał ktoś w drzwiach.Do pokoju wkroczyła ubrana w fartuch i czepek pielęgniarka.Popychała wózek, który ustawiła obok łóżka Cheryl.- Nazywam się Gale Schelin - przedstawiła się.- Wiem, że nie potrzebujesz wózka i mogłabyś o własnych siłach pójść na salę zabiegową, ale zawsze zawozimy tam pacjentów - taka jest procedura.Jennifer odruchowo pomogła umieścić przyjaciółkę na wózku, który następnie wypchnęła z pokoju.- Do końca korytarza - poleciła Gale.Przed salą zabiegową odebrali od niej wózek sanitariusze.Gdy drzwi za Cheryl się zamknęły, Jennifer odetchnęła z ulgą.Za moment jednak Gale ujęła ją pod ramię.- Ty musisz wejść tędy - powiedziała.- To chyba nie jest dobry pomysł.- zaczęła Jennifer.- Nonsens - przerwała jej pielęgniarka.- Wiem, co chcesz powiedzieć.Ale to nic takiego, a najistotniejsze jest przecież samopoczucie Cheryl.Bardzo ważne jest, by czuła wsparcie ze strony rodziny.- Ale ja nie należę do jej rodziny - wyjaśniła Jennifer rozważając, czy powinna dodać: „i sama jestem w ciąży”.- Krewna czy przyjaciółka, co za różnica? - skwitowała pielęgniarka.- Twoja obecność jest niezbędna.Masz, włóż to na ubranie, a to na głowę.- Podała Jennifer sterylny fartuch i czepek.- Postaraj się schować wszystkie włosy.Jak się przebierzesz, wejdź do środka.- Gale zniknęła za drzwiami gabinetu.„Do licha” - pomyślała Jennifer.Znajdowała się w zawalonym prześcieradłami magazynie, a obok niej stało metalowe urządzenie wyglądające jak bojler.Domyśliła się, że to sterylizator.Z ociąganiem nałożyła czepek i zgodnie z poleceniem schowała pod nim włosy.Następnie ubrała się w fartuch i zawiązała go na brzuchu.Drzwi się otworzyły i wróciła Gale.Uruchamiając sterylizator, rzuciła okiem na Jennifer.- Świetnie.Wejdź do środka i stań po lewej stronie.Gdybyś poczuła się słabo, to po prostu wróć tutaj.- Rozległo się syczenie, a z urządzenia buchnęła para.Jennifer wzięła głęboki oddech i weszła do sali zabiegowej.Wszystko wyglądało tak, jak to sobie wyobrażała.Ściany były wyłożone białymi płytkami, a podłogę pokrywało coś w rodzaju białego linoleum
[ Pobierz całość w formacie PDF ]