[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.„Po tym, co się wam przydarzyło z katarami, nietrudno będzie rozpuścić pogłoskę, iż to oni was zgładzili.Nie po raz pierwszy mordują inkwizytorów.Musicie zostać.Starczy i dla was”.„Nie interesuje mnie to, dzięki.Jedno wszakże pytanie: dlaczego nas w to wciągacie?”.„Was nikt nie będzie podejrzewał, bo nie widzieliście hrabiego.A, jak możecie stwierdzić, ja nie miałem zbyt wiele czasu, by czynić wam honory domu”.„Ach, tak.Nie ufacie jeden drugiemu.Nie czujecie się na siłach, by pozostawić tamtych samych tutaj, z uwagi na miejsce w grze.Poza tym wiążąca was przyjaźń z pewnością nie jest braterska.„Ostatnie pytanie, proszę: dlaczego sądzicie, że wróciwszy do Pizy nie puścimy pary z ust?”, zapytał Konrad, postanowiwszy odwrócić się.„A któż by wam uwierzył? Kiedy wszystko dobiegnie końca, nie zostanie nawet ślad czegokolwiek.Ci dwaj przyjaciele, — Visconti zaśmiał się szyderczo — znikną jak kamfora, zaś hrabia będzie miał wszelkie powody, by milczeć.A czy wyobrażacie sobie katarów, jak pędzą do arcybiskupa, by mu o tym donieść?”.„Niezła z was banda drani!”, wykrzyknął Konrad, dając swobodny upust swemu niezadowoleniu.„Nic sobie nie robię z waszych obelg, ojcze Leclerc, To tylko słowa.A teraz dosyć gadania.Siadajcie obaj i, jeśli chcecie, przyglądajcie się, albo bądźcie cicho.Zwłaszcza zaś wybijcie sobie z głowy pomysł, by wyciąć nam jakiś szpetny dowcip, — rzekł z powagą Visconti, kładąc dłoń na zatkniętym za pas sztylecie.— Nie zawahałbym się zabić was jak psów.I przypominam o moich ludziach za drzwiami”, zakończył swą groźbę.„Ach, nie ma co do tego najmniejszej wątpliwości!” skłonił się Konrad, popychając przelęknionego Gadda w stronę ławy.Kiedy usiedli, tamci zaczęli się krzątać pośród przyrządów.W rzeczywistości tym, który wszystko robił był naturalnie Michał Scoto.Jego kompani podawali mu tylko z gorączkowym pośpiechem to, co od czasu do czasu im wskazywał.Mag myślał na głos, tak bardzo pochłonęło go jego zajęcie.Mamrotał fragmenty jakichś zdań, niezrozumiałe dla pozostałych.„Do diabła z tym piecem! Trzeba czym prędzej rozpalić ogień generujący! Dwie części ołowiu i jedna cyny, szybko! Tak jest, dobrze.Teraz do tygla.tak.dobrze, dobrze!.Naprzód musi się stać czarna.potem biała.i wreszcie czerwona.tak! Doskonale.Prawie kończymy.”.Gaddo cały drżał, mimo iż z pieca buchał coraz większy żar, i instynktownie tulił się do Konrada; ten zaś uważnie obserwował całą operacje, odpychając przyjaciela ramieniem za każdym razem, gdy ów zbytnio na niego napierał.„Wszystko gotowe do Projekcji! — rzekł tymczasem mag.— Teraz brakuje jedynie Kwintesencji.źródła wszystkich metali.czterech elementów.Ona przemienia metale zwykłe w doskonałe.szkło w szlachetny kamień.leczy wszelkie choroby.ale przede wszystkim daje Wiedzę!”.Wypowiedział te ostatnie zdanie tonem egzaltowanym, z oczyma rozwartymi pod wpływem rozkoszy.Potem nagle znowu stał się sobą, jak zawsze chłodny, jasno myślący.„Pilnujcie, by temperatura nie spadła!, rozkazał.„A ty jak do tego doszedłeś?”, zapytał znienacka Konrad, zwracając się do Turka.Ten zerknął pytająco na Scota, który skinął zezwalająco.„Przypadkowo przeczytałem Omayyady, wiersze Khalija ibn Jazida.Znalazłem rękopis pośród dokumentów mego dziadka, który miał je od swojego dziadka, ucznia Dżiabira ibn Hayyana”, rzekł Harudne.„.as Sufiego?”, uzupełnił Konrad.„Widzę, że go znasz”, powiedział tamten.Francuz nie ustępował:„W jaki sposób znalazłeś przejście, prowadzące na zgromadzenie katarów?”.Turek wymienił spojrzenie z Viscontim i odparł: „Obecny tu przyjaciel nakazał mi, bym cię śledził.Widziałem, jak gawędziłeś z żebrakiem.Potem zacząłeś iść za katarem a ja za tobą.Tylko, że ja wszedłem do tego domu; naturalnie po kryjomu.I usłyszałem o zgromadzeniu.Później kryjąc się pośród odwiedzających poszedłem na cmentarz, żeby lepiej się tam rozejrzeć.I całkiem przez przypadek stanąłem na kamiennej płycie nagrobnej, która się odsunęła, ukazując mi przejście.Chrześcijanin nigdy nie podeptałby grobu”, zakończył z ironią.W tym miejscu głos zabrał Scoto: „Płaskorzeźba przedstawiająca Rogera Trumpingtona służyła oczywiście jako znak katarom z obcych krain”.Konrad znowu zwrócił się do Turka: „Dlaczego tamtej nocy nad brzegiem Arno broniłeś nas przed katarami? Nie znalazłeś się tam przypadkiem, prawda?”.Harudne zaśmiał się: „Wtedy śledziłem nie was, ale ich.Zaprawdę, nie miałem najmniejszego zamiaru robić im kłopotu.Potem poszedłem za głosem serca: miałem wobec ciebie dług wdzięczności, a jestem człowiekiem honoru”.„Tak, — rzekł Francuz.— Zwłaszcza zaś nie było w tym momencie wskazane, by nasza śmierć, stawiając władze w stan pogotowia i odkładając wizytę katara w mieście, zniweczyła wasze zamiary”.W tym miejscu Konrad zwrócił się do Viscontiego:„A wy?”.Ten także zerknął pytająco na maga, który zawołał: „Nadeszła odpowiednia chwila.Nie ma potrzeby dłużej czekać.Jesteśmy gotowi”.Szymon Visconti zawahał się i, na znak Scota, zdecydował się odpowiedzieć: „Nie wyjaśnię ci, jak to zdobyłem, nie będzie na to czasu”.Zrobił przerwę i przełknął ślinę.Potem rzekł powoli: „Czyś słyszał o dziele Tabula Smaragdina Hermesa Trismegistosa? Ja je mam”.Konrad nie zdołał odpowiedzieć: w komnacie, w ciszy, jakby wybuchło oślepiające światło.Zaskoczony Gaddo runął do tyłu, wywracając ławę i pociągając za sobą Konrada.Pozostali cofnęli się do ścian, zakrywając oczy rękoma przed straszliwą jasnością
[ Pobierz całość w formacie PDF ]