[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogę i nie chcę jej mówić, że pochwalam to, coście zrobili.Ale mogę powiedzieć, że w świetle nadzwyczajnych okoliczności, nie wykluczając prawdopodobnego załamania się ekonomicznego Hong­kongu, rozumiem, dlaczego to zrobiliście.Ona zaś powinna zrozu­mieć - jeśli w ogóle będzie w stanie cokolwiek rozumieć - że będąc z wami jest bliżej swego męża, niż uciekając od was.Oczywiście może próbować pana zabić, ale to już pański problem.Jest bardzo kobiecą, przystojną dziewczyną; bardziej niż przystojną, prawdę powiedziawszy uderzająco piękną, ale proszę pamiętać, że to dziewczyna z ranczo w Calgary.Nie doradzałabym pozostawania z nią sam na sam w pokoju.Jestem pewna, że potrafiła gołymi rękami pokonywać byczki o wiele silniejsze niż pan.- Wezwę oddział piechoty morskiej.- Radzę tego nie robić.Zwróci ich przeciw panu.Ona ma większy dar przekonywania niż większość ludzi, których spotkałam w życiu.- Musi mieć - zgodził się ambasador, rozsiadając się wygodniej w fotelu.- Zmusiła człowieka bez nazwiska, za to z obezwładniającym poczuciem winy, by wejrzał w siebie i wyszedł wreszcie z ciemnych korytarzy psychicznego chaosu.Niełatwe zadanie.Proszę mi o niej opowiedzieć.Nie chodzi mi o suche fakty z teczki personalnej, lecz o jej osobowość.Catherine opowiedziała mu o wszystkim, co zdołała sama zaobser­wować i co podyktowało jej wyczucie, a w miarę jak rysował się jakiś aspekt osobowości Marie, wynikały z niego dalsze pytania.Czas mijał;minuty i półgodziny odmierzane były powtarzającymi się rozmowami telefonicznymi, w których informowano Havillanda o sytuacji na lotnisku Kai Tak.Słońce zeszło już poniżej ścian otaczających ogród wokół domu.Podano lekką kolację.- Czy zechcesz poprosić pana McAllistera, by nam towarzy­szył? - rzekł Havilland do kelnera.- Spytałem pana McAllistera, sir, czy mam mu coś podać, i uzyskałem nader zdecydowaną odpowiedź.Kazał mi się wynosić i zostawić go w spokoju.- No to trudno, dziękuję.Telefony dzwoniły w dalszym ciągu; temat Marie St.Jacques został wyczerpany i rozmowa dotyczyła obecnie wyłącznie sytuacji na Kai Tak.Pani Staples przyglądała się dyplomacie ze zdumieniem, bo im bardziej napięta stawała się sytuacja, tym mówił wolniej i bardziej opanowanym głosem.- Proszę mi opowiedzieć o sobie, pani Staples.Oczywiście tylko to, co pani zechce z zawodowego punktu widzenia.Catherine przyjrzała się dokładnie Raymondowi Havillandowi i zaczęła spokojnym głosem: - Znaleziono mnie w kolbie kukurydzy w Ontario.- Tak, oczywiście - odrzekł zupełnie szczerze ambasador, zerkając na telefon.Catherine w tym momencie zrozumiała.Wybitny dyplomata prowadził towarzyską rozmowę, podczas gdy jego uwaga skupiona była na zupełnie innym temacie.Kai Tak.Spojrzeniem co chwila uciekał w stronę telefonu; nadgarstek skręcał nieustannie tak, by móc spojrzeć na zegarek, a mimo to nie przeoczył żadnej przerwy w ich dialogu, gdy powinien był wtrącić uwagę.- Mój były mąż sprzedaje buty.Havilland gwałtownie oderwał wzrok od zegarka.Wyglądał na człowieka niezdolnego do zakłopotanych uśmiechów, niemniej w tym momencie właśnie taki miał na twarzy.- Przyłapała mnie pani - powiedział.- Już dawno temu - odrzekła Catherine.- Nie bez powodu.Z Owenem Staplesem znamy się dość blisko.- To by się zgadzało.Poruszacie się w tych samych kręgach.- Spotkałem go w zeszłym roku w Toronto na wyścigach Queen's Piąte.Uważam, że jeden z jego koni biegał wyjątkowo dobrze.A on wspaniale wyglądał w żakiecie, ale należał wówczas do świty Królowej Matki.- Gdy byliśmy małżeństwem, nie mógł sobie pozwolić na garnitur z domu towarowego.- Wie pani co - rzekł Havilland - gdy przeczytałem pani dane i dowiedziałem się o Owenie, przez chwilę kusiło mnie, by do niego zadzwonić.Oczywiście nie po to, by mu coś powiedzieć, ale by go o panią spytać.A potem pomyślałem: o, Boże, w naszej epoce porozwodowych uprzejmości oni zapewne nadal ze sobą rozmawiają.Wsypałbym się.- Nadal rozmawiamy, a pan się wsypał przylatując do Hongkongu.- Przed panią, być może.Ale dopiero wtedy, gdy zgłosiła się do pani żona Webba.Proszę mi powiedzieć, co pani pomyślała dowie­dziawszy się, że jestem tutaj?- Że Zjednoczone Królestwo wezwało tu pana na konsultację w sprawie Porozumień.- Pani mi pochlebia.Zadzwonił telefon.Dłoń Havillanda błyskawicznie skoczyła w jego kierunku.Dzwonił Wenzu, meldując o postępach dokonanych na Kai Tak, a ściśle mówiąc, co było widoczne, o braku jakichkolwiek postępów.- Czemu, do jasnej cholery, nie odwołają tego wszystkiego? - spytał ze złością ambasador.- Wrzućcie ich do samochodów i niech stamtąd zjeżdżają! - Jakkolwiek brzmiała odpowiedź majora, jedynym jej skutkiem była jeszcze większa irytacja Havillanda.- To absurd! To nie pokaz bohaterstwa, lecz potencjalne morderstwo! W tych okolicznościach czyjś wizerunek albo honor nie mają z tym nic wspólnego i wierz mi, świat nie czeka z otwartymi ustami na tę cholerną konferencję prasową.Na litość boską, większość ludzi na Ziemi śpi! - Dyplomata znowu słuchał.Odpowiedź Lina nie tylko go zdziwiła, ale wręcz rozwścieczyła.- Chińczycy to powiedzieli? To niedorzeczne! Pekin nie ma prawa stawiania takich żądań, to jest.- Havilland zerknął na panią Staples.- To jest barbarzyństwo! Ktoś powinien im powiedzieć, że to nie ich azjatyckie twarze mają zostać uratowane, ale twarz brytyjskiego gubernatora, a jego twarz jest przymocowana do głowy, która może zostać odstrzelona! - Milczenie; oczy ambasadora zamrugały z gniewną rezygnacją.- Wiem, wiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl