[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.JeÅ›li je odkryjemy, jeÅ›li wiedza o nich dostanie siÄ™ w nasze rÄ™ce, wówÂczas muszÄ… one zostać użyte dla dopomożenia memu ludowi i mojej ojczyźnie.- UrwaÅ‚ na chwilÄ™.- ChcÄ™, żebyÅ›cie mi to obiecali.Na dÅ‚ugÄ… chwilÄ™ zapadÅ‚o milczenie, kiedy jego sÅ‚uchacze wymieÂniali spojrzenia.Wreszcie Par odezwaÅ‚ siÄ™ cicho:- WstydzÄ™ siÄ™ za SudlandiÄ™, kiedy widzÄ™, co siÄ™ tutaj staÅ‚o.ZupeÅ‚nie tego nie pojmujÄ™.Nic nie jest w stanie tego usprawiedliwić.JeÅ›li odÂkryjemy coÅ›, co zdoÅ‚a zwrócić karÅ‚om wolność, zrobimy z tego użytek.- Zrobimy - powtórzyÅ‚ Coll, a Morgan Leah na potwierdzenie skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….- Możliwość odzyskania wolnoÅ›ci - Steff gÅ‚Ä™boko zaczerpnÄ…Å‚ powietrza - sama możliwość jest czymÅ›, na co karÅ‚y nie Å›miÄ… naÂwet mieć dzisiaj nadziei.- PoÅ‚ożyÅ‚ ciężkie dÅ‚onie na stole.- A wiÄ™c umowa stoi.PomogÄ™ wam odnaleźć Walkera Boha, to znaczy Teel i ja, bo gdzie ja idÄ™, ona idzie także.- SpojrzaÅ‚ szybko na każdego z nich, wypatrujÄ…c oznak dezaprobaty, ale na próżno.- BÄ™dziemy potrzebowali mniej wiÄ™cej jednego dnia na zgromadzenie wszystkiego, co potrzebne, i zdobycie pewnych informacji.Nie muszÄ™ wam chyba mówić, jak trudna i niebezpieczna może siÄ™ okazać ta wyprawa.Wracajcie do babci Elizy i odpocznijcie.Teel was odproÂwadzi.Dam wam znać, kiedy wszystko bÄ™dzie gotowe.Wstali i karzeÅ‚ uÅ›cisnÄ…Å‚ Morgana, po czym uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ nieÂoczekiwanie i klepnÄ…Å‚ go po plecach.- Ty i ja, góralu! Niech wszystkie ciemne moce majÄ… siÄ™ na bacznoÅ›ci! - ZaÅ›miaÅ‚ siÄ™ i caÅ‚a komnata rozbrzmiaÅ‚a jego rechotem.Teel staÅ‚a z boku i przypatrywaÅ‚a im siÄ™ oczyma zimnymi jak sople lodu.VIIIDwa dni minęły bez wiadomoÅ›ci od Steffa.Ohmsfordom i Morganowi Leah czas w sierociÅ„cu upÅ‚ywaÅ‚ na dokonywaniu koniecznych napraw w starym domu oraz dopomaganiu babci Elizie i cioteczce Jilt w opiece nad dziećmi.Dni byÅ‚y ciepÅ‚e, leniwe, wypeÅ‚nione szczeÂbiotem bawiÄ…cych siÄ™ malców.Åšwiat w obrÄ™bie przestronnego domu i cienistego ogrodu byÅ‚ zupeÅ‚nie odmienny od Å›wiata poniżenia i nÄ™Âdzy, jaki zaczynaÅ‚ siÄ™ o kilkanaÅ›cie metrów za pÅ‚otem.ByÅ‚o tu jeÂdzenie, miÄ™kkie łóżka, domowe ciepÅ‚o i miÅ‚ość.ByÅ‚o poczucie bezÂpieczeÅ„stwa i wiara w przyszÅ‚ość.Niczego nie byÅ‚o dużo, ale byÅ‚o trochÄ™ wszystkiego.PozostaÅ‚a część miasta jawiÅ‚a siÄ™ niewyraźnie jako szereg przykrych wspomnieÅ„ - szaÅ‚asy, zÅ‚amani wiekiem starcy, obszarpane dzieci, nieobecne matki i ojcowie, brud i zaniedbanie, zrozpaczone i peÅ‚ne smutku spojrzenia oraz poczucie beznadziejnoÅ›ci.Kilkakrotnie Par myÅ›laÅ‚ o tym, żeby wyjść z sierociÅ„ca i pójść znowu ulicami Culhaven.Nie chciaÅ‚ bowiem opuszczać miasta, nie ujrzaÂwszy raz jeszcze widoków, których, jak czuÅ‚, nigdy nie powinien zapomnieć.Lecz staruszki odwiodÅ‚y go od tego zamiaru.Chodzenie po mieÅ›cie byÅ‚o niebezpieczne.MógÅ‚ nieÅ›wiadomie zwrócić na siebie uwagÄ™.Lepiej byÅ‚o siedzieć na miejscu i pozostawić zewnÄ™trznÄ… rzeÂczywistość wÅ‚asnemu losowi, pozwalajÄ…c, by obydwa Å›wiaty radziÅ‚y sobie każdy po swojemu.- Nie możemy nic zrobić, by ulżyć nÄ™dzy karłów - gorzko stwierdziÅ‚a cioteczka Jilt.- ZapuÅ›ciÅ‚a już ona gÅ‚Ä™bokie korzenie.Par poszedÅ‚ za ich radÄ…, odczuwajÄ…c zarazem zawód i ulgÄ™.DrÄ™czyÅ‚ go niepokój.Nie mógÅ‚ udawać, że nie wie, co siÄ™ dzieje z ludźmi w mieÅ›cie - mówiÄ…c dokÅ‚adniej, nie chciaÅ‚ udawać - lecz jednoÂczeÅ›nie wiedza ta byÅ‚a trudna do zniesienia.MógÅ‚ zrobić tak, jak poÂwiedziaÅ‚y mu staruszki, i pozostawić Å›wiat zewnÄ™trzny wÅ‚asnemu loÂsowi, lecz nie mógÅ‚ zapomnieć, że Å›wiat ten istnieje i waruje za pÅ‚otem jak wygÅ‚odniaÅ‚e zwierzÄ™, czekajÄ…ce na jakiÅ› ochÅ‚ap.Trzeciego dnia oczekiwania zwierzÄ™ za pÅ‚otem kÅ‚apnęło na nich zÄ™bami.Wczesnym rankiem ulicÄ… nadeszÅ‚a drużyna żoÅ‚nierzy fedeÂracji i wmaszerowaÅ‚a na podwórze.Na czele szedÅ‚ szperacz.Babcia Eliza wysÅ‚aÅ‚a Ohmsfordów i Morgana na strych i z cioteczka Jilt w odwodzie wyszÅ‚a stawić czoÅ‚o przybyszom.Ze swego ukrycia na Strychu przyjaciele obserwowali rozwój wydarzeÅ„.Dzieciom kazano ustawić siÄ™ w szeregu przed werandÄ….Wszystkie byÅ‚y za maÅ‚e, by mogÅ‚y siÄ™ na coÅ› przydać, lecz mimo to troje z nich wybrano.Staruszki oponowaÅ‚y, lecz nic nie mogÅ‚y poradzić.W koÅ„cu musiaÅ‚y patrzeć bezsilnie, jak tamtych troje wyprowadzano.Po tym zdarzeniu wszyscy byli przygnÄ™bieni, nawet najbardziej aktywne spoÅ›ród dzieci.Cioteczka Jilt usadowiÅ‚a siÄ™ na Å‚aweczce przy oknie wychodzÄ…cym na podwórze, skÄ…d mogÅ‚a obserwować malÂców, i pracowaÅ‚a nad swojÄ… robótkÄ…, nie odzywajÄ…c siÄ™ do nikogo.Babcia Eliza spÄ™dzaÅ‚a wiÄ™kszość czasu na gotowaniu w kuchni.NieÂwiele mówiÅ‚a i prawie wcale siÄ™ nie uÅ›miechaÅ‚a.Ohmsfordowie i Morgan starali siÄ™ jak najrzadziej wchodzić jej w drogÄ™, czujÄ…c, że powinni znajdować siÄ™ gdzie indziej, i w skrytoÅ›ci ducha pragnÄ…c, aby tak byÅ‚o.Późnym popoÅ‚udniem Par nie mógÅ‚ już dÅ‚użej znieść swego zÅ‚ego samopoczucia i zszedÅ‚ do kuchni porozmawiać z babciÄ… ElizÄ….ZastaÅ‚ jÄ… siedzÄ…cÄ… przy jednym z dÅ‚ugich stołów i popijajÄ…cÄ… w roztargnieniu herbatÄ™ z filiżanki.ZapytaÅ‚ jÄ… caÅ‚kiem wprost, dlaczego karÅ‚y sÄ… tak źle traktowane, dlaczego żoÅ‚nierze federacji, bÄ™dÄ…cy w koÅ„cu, jak on sam, mieszkaÅ„cami Sudlandii, mogÄ… przykÅ‚adać rÄ™kÄ™ do takiego okruÂcieÅ„stwa.Babcia Eliza uÅ›miechnęła siÄ™ smutno, wzięła go za rÄ™kÄ™ i posadziÅ‚a przy sobie na Å‚awie.- Par - powiedziaÅ‚a, wymawiajÄ…c cicho jego imiÄ™.Mniej wiÄ™Âcej od poprzedniego dnia zaczęła zwracać siÄ™ do niego po imieniu, co byÅ‚o wyraźnÄ… oznakÄ…, że uważa go już za jedno ze swoich dzieÂci.- SÄ… rzeczy, których nigdy nie uda siÄ™ wyjaÅ›nić, w każdym razie nie na tyle, byÅ›my mogli je zrozumieć tak, jak byÅ›my chcieli.Czasem wydaje mi siÄ™, że to, co siÄ™ dzieje, musi mieć jakÄ…Å› przyczynÄ™, a kiedy indziej, że nie może jej mieć, gdyż pozbawione jest choćby odrobiny sensu.Widzisz, to wszystko zaczęło siÄ™ tak dawno temu.Wojna toÂczyÅ‚a siÄ™ przed ponad stu laty.Nie sÄ…dzÄ™, by ktoÅ› jeszcze pamiÄ™taÅ‚ jej poczÄ…tek, a jeÅ›li nikt nie pamiÄ™ta, jak siÄ™ zaczęła, to skÄ…d można wiedzieć, dlaczego siÄ™ zaczęła? - PokrÄ™ciÅ‚a gÅ‚owÄ… i mocno go uÅ›cisÂnęła.- Przykro mi, Par, ale nie potrafiÄ™ udzielić ci lepszej odpoÂwiedzi.PrzestaÅ‚am jej już chyba szukać dawno temu.CaÅ‚Ä… swojÄ… energiÄ™ poÅ›wiÄ™cam teraz dzieciom.Nie uważam już chyba pytaÅ„ za istotne, wiÄ™c nie szukam na nie odpowiedzi.KtoÅ› inny bÄ™dzie musiaÅ‚ to zrobić.Ważne jest dla mnie jedynie, żeby uratować życie jeszcze jednego dziecka, a potem jeszcze jednego i jeszcze jednego, i jeszcze, aż przestanie istnieć potrzeba ich ratowania.Par w milczeniu skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… i odwzajemniÅ‚ jej uÅ›cisk, lecz ta odpowiedź go nie zadowoliÅ‚a.Wszystko, co siÄ™ wydarzyÅ‚o, miaÅ‚o jakÄ…Å› przyczynÄ™, nawet jeÅ›li nie byÅ‚a ona od razu widoczna.KarÅ‚y przegraÅ‚y wojnÄ™ z federacjÄ…, dla nikogo nie stanowiÅ‚y zagrożenia.Dlaczego wiÄ™c byli systematycznie gnÄ™bieni? WiÄ™cej sensu miaÅ‚oby wyleczenie ran zadanych przez wojnÄ™ niż sypanie w nie soli.SpraÂwiaÅ‚o to niemal wrażenie, jakby celowo ich prowokowano, jakby dostarczano im powodu do stawiania oporu.Czemu tak byÅ‚o?- Może federacja szuka pretekstu, żeby ich caÅ‚kowicie wytÄ™Âpić - ponuro powiedziaÅ‚ Coll, kiedy Par zapytaÅ‚ go tego wieczoru po kolacji, co o tym sÄ…dzi.- WiÄ™c myÅ›lisz, że federacja uważa, iż karÅ‚y sÄ… już niepotrzebÂne, nawet w kopalniach? - zapytaÅ‚ Par z niedowierzaniem.- AlÂbo że nadzór nad nimi sprawia zbyt wiele kÅ‚opotu, albo że sÄ… zbyt niebezpieczni, wiÄ™c po prostu trzeba siÄ™ ich pozbyć? CaÅ‚ego narodu?- Wiem tylko, co tutaj widziaÅ‚em, co obaj widzieliÅ›my
[ Pobierz całość w formacie PDF ]