[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W rzeczywistości grali dla nas przedstawienie i chodziło im wyłącznie o pieniądze.Potem dowiedziałam się z gazety, że Narkonon prowadzony jest przez jakąś podejrzaną amerykańską sektę i zbija kapitał na strachu rodziców.Ale tak jak zawsze, tak i w tym wypadku spostrzegłam się, jak już było za późno.Początkowo wydawało mi się, że Christiane jest w najlepszych rękach.Chciałam, żeby została tam jak najdłużej.Czyli potrzebowałam pieniędzy.Obleciałam wszystkie możliwe urzędy.Żaden nie uważał się za kompetentny.W żadnym nie powiedziano mi prawdy o Narkononie.Czułam zniechęcenie i było mi nieprzyjemnie.Miałam wrażenie, że niepotrzebnie zabieram tym ludziom czas.Ktoś powiedział mi w końcu, że zanim w ogóle wystąpię o zwrot kosztów leczenia, muszę mieć oficjalne zaświadczenie od lekarza, że Christiane jest narkomanką.Myślałam, że to jakiś dowcip.Każdy, kto ma jakie takie pojęcie o sprawie, widział po Christiane, co się z nią dzieje.Ale taka była urzędowa droga.Tyle, że kiedy po dwóch tygodniach udało mi się załatwić wizytę u lekarza, który miał uprawnienia do wydawania takich zaświadczeń, Christiane ponownie uciekła z Narkononu.Już trzeci raz.Znowu wypłakiwałam oczy.Myślałam sobie: wszystko zacznie się od początku.A jednak za każdym razem miałam nadzieję, że może tym razem jej się uda.Wspólnie z moim przyjacielem zaczęliśmy jej szukać.Popołudniami przeczesywaliśmy park Hasanheide, wieczorami centrum i dyskoteki, a między jednym a drugim wszystkie dworce.Wszystkie miejsca, gdzie kręcą się narkomani.Co dzień i co noc od nowa.Zaglądaliśmy nawet do szaletów w City.Zgłosiliśmy na policję jej zaginięcie.Stwierdzili, że mogą ją tylko umieścić na liście poszukiwanych.I, że niedługo pewnie sama się gdzieś pojawi.Najchętniej bym się gdzieś zagrzebała.Bez przerwy ten strach.Strach, że ktoś zadzwoni i powie: Pani córka nie żyje.Byłam kłębkiem nerwów.Nie miałam już na nic ochoty, nic mnie nie obchodziło, musiałam się zmuszać do pracy.Ale z drugiej strony nie chciałam brać zwolnienia.Zaczęły się kłopoty z sercem.Z trudem poruszałam lewą ręką.W nocy zawsze mi cierpła.Bez przerwy coś mi się przewalało w żołądku.Bolały mnie nerki, głowa, myślałam, że mi pęknie.Wyglądałam jak cień.Poszłam do lekarza.Dobił mnie do reszty.Wszystko na tle nerwowym, powiedział po zbadaniu i przepisał mi valium.Kiedy się przyznałam, dlaczego jestem taka roztrzęsiona, powiedział, że parę dni temu przyszła do niego taka właśnie młoda dziewczyna i zapytała, co ma robić, bo jest narkomanką.-1 co pan jej odpowiedział? - zapytałam.- Żeby się od razu powiesiła-lekarz na to.W tej sprawie nie można pomóc.Dokładnie tak powiedział.Kiedy po tygodniu Christiane zgłosiła się z powrotem do Narkononu, nie potrafiłam się nawet szczerze ucieszyć.Zupełnie jakby coś we mnie umarło.Wydawało mi się, że zrobiłam już wszystko, co leży w ludzkiej mocy.i nic nie pomogło.Wręcz przeciwnie.Tragedia robiła się coraz większa.Przez ten Narkonon Christiane zrobiła s/ę raczej gorsza niż lepsza.Całkiem się tam zmieniła.Pojawiło się w niej coś ordynarnego, odpychającego, straciła gdzieś swoją dziewczęcość.Już w czasie pierwszych kilku odwiedzin w Narkononie byłam zaskoczona.Nagle Christiane zrobiła się dla mnie obca.Coś się skończyło.Dotychczas mimo wszystko była ze mną jakoś wewnętrznie związana, i nagle nic - pusto.Jak po praniu mózgu.W tej sytuacji poprosiłam byłego męża, żeby zawiózł Christiane do Niemiec zachodnich.Ale on wolał ją zabrać do siebie.Twierdził, że już on sobie z nią poradzi.Jak nie zrozumie po dobroci, to nawet laniem.Nie protestowałam.Nie widziałam już wyjścia.Tyle zrobiłam błędów, że nagle zaczęłam się bać, żeby ten wyjazd Christiane z Berlina nie okazał się ich dalszym ciągiem.Zanim pojechaliśmy do domu, ojciec zaciągnął mnie jeszcze do swojej ulubionej knajpy na dworcu metra przy Wutzkyallee.Nazywała się „Schluckspecht”.Chciał mi zamówić jakiś alkohol, ale wypiłam tylko butelkę soku jabłkowego.Powiedział, że jeśli nie chcę umrzeć, to muszę teraz ostatecznie skończyć z narkotykami, a ja na to: - No właśnie, dlatego chciałam zostać w Narkononie.Szafa bez przerwy grała jakiś głupawy przebój.Paru chłopaków stało przy automatach i stole bilardowym.Ojciec powiedział, że to wszystko są zupełnie normalni młodzi ludzie, i, że szybko znajdę tu nowych przyjaciół i sama dojdę do wniosku, jakie to było idiotyczne z mojej strony, że się narkotyzowałam.Nawet nie chciało mi się tego słuchać.Byłam niesamowicie zła i wykończona, tak, że jedno, co chciałam, to być sama.Nienawidziłam całego świata i znowu zaczęło mi się wydawać, że Narkonon to były drzwi do raju, które ojciec właśnie przede mną zatrzasnął.Wzięłam Janie do siebie do łóżka i zapytałam: - Janie, czy znasz się na ludziach? - Odpowiedziałam za nią: - Właśnie, że wcale.-Janie szła do każdego merdając ogonem.Uważała, że wszyscy ludzie są dobrzy.Tego u niej nie lubiłam.Wolałabym, żeby na każdego najpierw warczała i była nieufna.Kiedy się rano obudziłam, Janie nie zdążyła się jeszcze zsikać w pokoju i chciałam ją zaraz wyprowadzić.Ojciec już wyszedł do pracy.Chciałam otworzyć drzwi od mieszkania - zamknięte.Szarpnęłam za klamkę, z całej siły waliłam w nie ramieniem.Nie puściły.Zmusiłam się do zachowania spokoju, nie chciałam wybuchnąć.Myślałam sobie, że to niemożliwe, żeby ojciec mnie zamknął jak jakieś dzikie zwierzę.W końcu przecież wiedział, że jest też pies.Latałam jak dzika po mieszkaniu i szukałam klucza.Myślałam, że gdzieś go przecież musiał położyć.No bo niech tak wybuchnie pożar.Zajrzałam pod łóżko, sprawdziłam na karniszach, nawet w lodówce.Ani śladu klucza.Nie miałam czasu się wściekać, bo trzeba było coś zrobić z Janie, zanim zaświni dywanową wykładzinę.Zaprowadziłam ją w końcu na balkon i nawet zrozumiała, o co chodzi.Potem rozejrzałam się trochę po mieszkaniu, w którym byłam zamknięta.Trochę się tu zmieniło.Sypialnia była pusta, bo mama wzięła łóżka ze sobą.W dużym pokoju stała nowa wersalka, na której spał teraz ojciec.Był nowy kolorowy telewizor.Zniknął fikus i ten bambusowy kij, którym ojciec często mnie grzmocił.Zamiast tego był jakiś inny kwiat.W pokoju dziecinnym dalej stała stara szafa na ubrania, w której otwierało się tylko jedne drzwi, bo inaczej by się rozleciała.Łóżko też trzeszczało przy najmniejszym ruchu.Myślałam sobie: czyli co, on cię będzie zamykał, a ty masz się zmienić w normalną nastolatkę, kiedy tymczasem stary nawet nie potrafi jako tako urządzić mieszkania.Potem postałam z Janie na balkonie.Janie oparła przednie łapy na balustradzie i patrzyła jedenaście pięter w dół albo na ohydne bloki Gropiusstadt.Musiałam z kimś pogadać i zadzwoniłam do Narkononu.Czekała mnie wielka niespodzianka.Zgłosiła się do nich Babsi.Czyli, że ona wtedy poważnie myślała o odwyku.Powiedziała, że dostała moje łóżko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]