[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. On lubi swój bar, dobrze, coś wymyślimy.Wujek Blue obraca broń Montiego w rękach, sprawdzając masę i chwyt.Wyjmuje magazy-nek, przygląda się pierwszemu nabojowi i z powrotem wsadza magazynek na miejsc, kojeść pistoletu. Dobra broń.Dokładna?.Monty potakuje. Polimerowy korpus, bardzo dobry, łatwy do czyszczenia.I niezawodna? Nie zacina się?Monty zaprzecza, kręcąc głową.Czuje, jak ściąga mu się skóra na jądrach.Wujek Blueuśmiecha się. Strzelałeś z niego kiedyś? Do kogoś, mam na myśli. Nie. Nie.Dobrze.Dla ciebie to zabawka.Nie zabawka, podpora.Twoja podpora.Mylę się? Z tąbronią czujesz się bardziej.niebezpieczny? Nigdy nie powiedziałem nikomu ani słowa.Przyszli do mnie, żeby trafić do ciebie.Niechodzi im o mnie.Ale nigdy nie powiedziałem ani słowa. Wierzę ci mówi Wujek Blue. Jak tam trafisz, Montgomery, zorientuj się, kto jestkim.Znajdz faceta, którego nikt nie chroni, człowieka bez ludzi, bez przyjaciół.I bij go, dopóki niezleje się krwią.Niech myślą, że jesteś trochę szalony, ale też pełen szacunku, pełen szacunku dla od-powiedniego człowieka.Jesteś dobrze wyglądającym chłopakiem; nie będzie ci tam łatwo.Ale pamię-taj, ja miałem czternaście lat, kiedy pierwszy raz trafiłem do więzienia.I przeżyłem. Kiwa głową ipatrzy Montiemu w oczy. Robimy to, co trzeba zrobić, żeby przetrwać.Wujek Blue wskazuje na Kostię, blizniacy Zakharov chwytają Ukraińca od tyłu i rzucają gona podłogę.Jeden z nich wbija kolano w plecy Kostii, drugi przykłada lufę pistoletu do jego ucha.Mówią do niego coś po rosyjsku i Kostia staje się bardzo spokojny; jego twarz przyciśnięta jest mocnodo gołej, betonowej podłogi.Wujek Blue przygląda się tej akcji i znów kiwa na Montiego. Powinieneś był nam wcześniej powiedzieć. Powiedzieć wam, co? pyta Monty.Nie patrzy na Kostię.Nie chce widzieć.Nie chcesłyszeć jego strachu, przyśpieszonego oddechu.Valghobek potrząsa głową i wydmuchuje nosem dym. Ilu ludzi wiedziało, że trzymasz towar w poduszce sofy? Co? Twoja dziewczyna, Kostia,kto jeszcze? Musiałeś wykryć to wcześniej. Monty jęczy Kostia. Proszę, Monty.Blizniak trzymający automat przesuwa zamek pistoletu i wprowadza nabój do komory, a Ko-stia nadal jęczy, dopóki Zakharov nie wali jego twarzą o beton.Monty zamyka oczy. Kostia cię wystawił, braciszku mówi Wujek Blue. Wykonał telefon i ukradł siedemlat twego życia. Oczywiście, że tak potwierdza Monty.Wujek Blue, mrużąc oczy, przygląda się Montiemu przez obłok papierosowego dymu. Powinieneś był nam powiedzieć.Monty otwiera oczy i patrzy do tyłu. Powinniście sami to wiedzieć.Pan mi powiedział, żeby mu zaufać, więc mu ufałem, a terazidę na siedem lat.Tyle wam zajęło, żeby to wykryć? Mieli na niego haka, a on wystawił mnie.Nie maw tym nic skomplikowanego. Nie rozumiem cię mówi Valghobek. Ten człowiek, ta kurwa, sprzedała cię federal-nym, a ciebie to nie obchodzi? Nadstawiasz drugi policzek? Dlaczego nam nie powiedziałeś? Nikt mnie nie pytał.Wujek Blue rozgania dłonią dym spomiędzy ich twarzy i przysuwa się bliżej. Wydając kapusia, nie stajesz się kapusiem.To sprawiedliwość. Bierze do ręki brońMontiego i podaje ją Valghobekowi, a ten wręcza ją Montiemu. Nie chcę tego. Jest twój mówi Wujek Blue. Wiesz, jak go użyć? Valghobek trzyma pistolet za lufę,czekając z nieznacznym uśmieszkiem na twarzy, aż Monty ją wezmie.Wreszcie Monty bierze broń iwstaje. Wiem, jak się tym posługiwać. Dobrze mówi Wujek Blue. Ten człowiek nie zasługuje na to, by żyć.Zdradził ciebie,zdradził mnie.Okradł cię.Ukradł ci siedem lat.Skończ z nim.Wszystko wydaje się teraz Montiemu głupie; głupi ludzie grający w głupie gry, pomieszaniegrózb i zdrady, i wszystko z powodu takich przyziemnych powodów, za tak małe stawki.Dramatgłupców grany przez ciemnych zbirów, recytujących te same frazy, które były recytowane już wcze-śniej przez poprzednie pokolenia ciemnych zbirów.Zakharov trzymający broń uderza lufą w tył głowy Kostii, w miejsce, gdzie czaszka spotykasię z kręgosłupem.Uśmiecha się szeroko do Montiego. Dokładnie tutaj mówi. Bardzo szybko. Prostuje się i odchodzi.Jego brat nadaltrzyma Kostię na betonowej podłodze, kiwa na Montiego i przygląda mu się.Monty podchodzi do Ukraińca i wycelowuje broń.Kostia rzuca się, chcąc odwrócić głowę.Znosa cieknie mu krew. Monty. Milcz. Posłuchaj Monty, proszę posłuchaj.Nie miałem wyboru.Ja. Miałeś wybór mówi Monty.Patrzy staremu przyjacielowi w oczy i nie czuje żalu, nieżałuje tego człowieka, który pił z nim wódkę, który grał z nim w karty, który zabierał go do rosyjskiejrestauracji na Brighton Beach i nauczył go kląć w trzech językach.Montiemu wydaje się teraz, że zemsta jest najprostszą ze wszystkich przyjemności, najbar-dziej zrozumiałą: ktoś rani ciebie, ty ranisz jego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]