[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciałem cię ostrzec, ale nie zdążyłem.- Pan też jest więźniem.- Niestety, tak.Proszę mi powiedzieć.widziała pani Floyda?- Kogo?- Uciekł przedwczoraj.- Aha.- Vanessa zaczynała łączyć fakty.- Floyd był mężyczyzną, którego gonili?- Na pewno.Kiedy uciekł, poszli za nim, dranie, i zostawili bramę otwartą.W ostatnich dniach poczuli się bezpiecznie.- Wyglądał na doskonale zorientowanego w sytuacji.- Nie żebym się cieszył, że tu jesteś, ale słyszeliśmy strzały i.- zawahał się.- Nie dostali go, prawda?- Nie widziałam - odpowiedziała.– Przyszłam tu i.- Ha! - krzyknął.- A więc uciekł.Nagle przyszło jej do głowy, że ta rozmowa mogła być pułapką.Że mężczyzna był szpiegiem, który miał wybadać, ile o nich wie! Ale instynkt mówił jej co innego.Na jego pomarszczonej twarzy klowna malowała się taka radość, że nie mógł być jednym z nich.Zaufała mu.Nie miała wielkiego wyboru.- Pomóż mi uciec - prosiła.- Muszę się stąd wydostać.Spojrzał na nią zaskoczony.- Już? Przecież dopiero co przyjechałaś.- Nie jestem złodziejem.Nie lubię siedzieć w zamkniętym na klucz pokoju.Ze zrozumieniem pokiwał głową.- Oczywiście, że nie.Przykro mi.Taka piękna kobieta.Nigdy nie miałem do czynienia.- Czy jest pan pewien, że nie znam skądś pana? - zapytała.- Pańska twarz wydaje mi się znajoma.- Naprawdę? - ucieszył się.- Bardzo mi miło.Wszystkim nam się wydaje, że nikt nas już nie pamięta.- Wszystkim?- Uprowadzili nas wiele lat temu.Wielu z nas było tylko początkującymi badaczami.To dlatego Floyd uciekł.Chciał, chociaż kilka miesięcy przed końcem, uczciwie popracować.Czasami czuję to samo - zaczynał wpadać w melancholię.- Nazywam się Harvey Gomm.Profesor Harvey Gomm.Chociaż dziś zapomniałem już, czego byłem profesorem.Gomm.Gdzieś już słyszała to nazwisko, ale w tej chwili nie mogła skojarzyć.- Nie pamiętasz, prawda? - spojrzał jej prosto w oczy.Miała ochotę skłamać, ale mogło go to obrazić bardziej niż prawda.- Nie.Rzeczywiście nie pamiętam.Chociaż, może gdyby mi pan podpowiedział.Zanim zdążył otworzyć usta, usłyszał głosy.- Nie możemy teraz rozmawiać, pani Jape.- Mów mi Vanessa.- Mogę? - Jego twarz oblał ognisty rumieniec.- Vanessa - szepnął.- Pomożesz mi? - zapytała.- Najlepiej, jak będę mógł - odpowiedział.- Ale jeśli zobaczysz mnie w towarzystwie.-.Nigdy się nie spotkaliśmy.- Właśnie.Au revoir - powiedział i zamknął okienko.Usłyszała kroki - ktoś szedł korytarzem.Za każdym razem, gdy strażnik - uprzejmy bandyta imieniem Guillemot - przynosił jej posiłki i herbatę rozpływała się w uśmiechach.Jej starania zaczynały dawać owoce.Tego ranka, po śniadaniu, pan Klein zawołał ją do siebie i oświadczył, że będzie mogła spacerować po ogrodzie, oczywiście, w towarzystwie Guillemota.Najbardziej ucieszyła się z nowych ciuchów - trochę na nią za dużych, ale mimo to lepszych niż te, które nosiła w ciągu ostatnich dni, dwadzieścia cztery godziny na dobę.Klein nie musiał być aż tak zły, skoro darzył ją takimi względami.Zastanawiała się, ile czasu upłynie, zanim - raczej niezbyt rozgarnięty - dyrektor hotelu zauważy, że nie wróciła.I co wtedy zrobi? Może już zawiadomił władze? Może znajdą porzucony samochód i dotrą do tego dziwnego fortu? Jednak rano pozbawiono ją tej nadziei - samochód stał przy bramie, w cieniu laurowych drzewek, a w nocy padał deszcz, który z pewnością zmył wszystkie ślady.Ci dranie nie byli głupi.Wyglądało na to, że będzie musiała czekać, aż ktoś w Anglii zainteresuje się jej przedłużającymi się wakacjami, ale do tego czasu mogła umrzeć z nudów.W przeciwieństwie do niej, inni więźniowie nie mieli prawa spacerować po ogrodzie.Pewnego ranka Vanessa usłyszała głosy dochodzące z sąsiedniego podwórza - jeden z nich należał do Gomma.Wyrażały podniecenie.- Co tam się dzieje? - zapytała.- Grają w coś - odpowiedział Guillemot.- Możemy pójść i popatrzeć? - prosiła.- Nie.- Lubię gry.- Tak? - zastanawiał się chwilę.- Więc możemy w coś pograć.Nie takiej odpowiedzi oczekiwała, ale naleganie mogłoby wzbudzić podejrzenia.- Dlaczego nie? - odpowiedziała.Może uda jej się zdobyć jego zaufanie.- Poker?- Nigdy w to nie grałam.- Nauczę cię - zaproponował z entuzjazmem.Z sąsiedniego podwórza dochodziły krzyki i pohukiwania, jakby odbywały się jakieś wyścigi.Guillemot zauważył jej skupienie.- Żaby - wyjaśnił.- Zorganizowali wyścigi żab.- Domyśliłam się.Guillemot spojrzał na nią prawie czule.- Lepiej nie.Mimo ostrzeżenia, wciąż wsłuchiwała się w głosy, które rozbrzmiewały przez całe popołudnie.Gomm i jego przyjaciele bawili się, jak dzieci, co chwilę wybuchając śmiechem.Ale czy dzięki temu zapominali, że nadal są więźniami? Kiedy późnym wieczorem twarz Gomma pojawiła się w okienku, Vanessa nie pozwoliła mu dojść do słowa.- Słyszałam was rano na sąsiednim podwórzu.A potem po południu.Wyglądało na to, że dobrze się bawiliście.- Och, zabawy - westchnął.- To był ciężki dzień
[ Pobierz całość w formacie PDF ]