[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Powiedziała mi, że czuje do niego słabość.Ludzie mają takie dziwne słabości, prawda? Cóż, może przynajmniej przez te dwa tygodnie nie nadepnę na zdechłą rybę, gdy będę szła do łazienki.— Co takiego?! Ciociu, nie masz chyba na myśli…— Mam na myśli dokładnie to, co mówię, Andziu.Na zdechłą rybę! Czy kiedykolwiek stąpnęłaś bosą nogą na zdechłą rybę?— Nnie… ale jakim cudem…— Walter złapał wczoraj wieczorem pstrąga i wpuścił go do wanny, droga pani doktorowo — wyjaśniła Zuzanna pogodnie.— Wszystko byłoby w porządku, gdyby pstrąg pozostał w wannie.Ale on jakoś z niej wyskoczył i oczywiście zdechł.Cóż, jeśli ludzie po nocy włóczą się na bosaka…— Mam zasadę, nigdy z nikim nie wdawać się w kłótnie — rzekła ciotka Mary Maria, po czym wstała z krzesła i opuściła pokój.— Nie pozwolę na to, żeby ona mi dokuczała, droga pani doktorowo — powiedziała Zuzanna.— Och, Zuzanno, mnie też ciotka trochę wyprowadza z równowagi… ale bez wątpienia przestanę się tym tak przejmować, gdy już będzie po wszystkim.A trzeba przyznać, że nadepnięcie na zdechłą rybę na pewno nie należy do przyjemności.— Czy nie lepiej na zdechłą niż na żywą, mamo? Zdechła ryba przynajmniej się nie rusza — powiedziała Di.Na te słowa Ania i Zuzanna nie mogły się powstrzymać od śmiechu.Wieczorem Ania pełna niepokoju wyznała Gilbertowi, że obawia się, iż Walter nie będzie czuł się dobrze w Lowbridge.— On jest taki delikatny i wrażliwy — powiedziała z zamyśleniem.— Aż za bardzo — odparł Gilbert, który tego dnia był ogromnie zmęczony po „urodzeniu” (żeby zacytować Zuzannę) trojga dzieci.— Aniu, jestem przekonany, że nasz chłopiec boi się sam pójść po ciemku na górę.Przebywanie przez parę dni z gromadką Parkerów dobrze mu zrobi.Wróci do domu zupełnie inny.Ania nie protestowała więcej.Bez wątpienia Gilbert miał rację.Walter czuł się samotnie bez Jima.Biorąc zaś pod uwagę, co działo się przy narodzinach Shirleya, należy maksymalnie odciążyć Zuzannę.Bieganie po domu i użeranie się z ciotką Mary Marią, której dwa tygodnie przeciągnęły się już do sześciu, to dla niej całkiem dość.Rano oznajmiono Walterowi, że po obiedzie tata zawiezie go do Lowbridge.Nic nie powiedział, ponieważ w tym momencie bolesny skurcz ścisnął mu gardło.Musiał spuścić głowę, by ukryć łzy, napływające do oczu.Nie zrobił tego jednak wystarczająco szybko.— Chyba nie będziesz płakał, Walterze? — spytała ciotka Mary Maria takim tonem, jakby sześcioletni chłopczyk miał być potępiony na wieki za to, że płacze.— Jeśli czymkolwiek gardzę, to dziecinnym mazgajeniem się.I nie zjadłeś mięsa.— Zostawiłem tylko ten tłusty kawałek — odparł Walter, gwałtownie mrugając powiekami.Nie odważył się jednak podnieść oczu.— Nie lubię tłuszczu.— Kiedy ja byłam dzieckiem — powiedziała ciotka Mary Maria — nie pozwalano mi na grymasy.Cóż, pani Parker pewnie wyleczy cię z niektórych kaprysów.Ona jest z Winterów, prawda? A może z Clarków? Nie, ona jest z Campbellów.Ale Winterowie i Campbellowie są ulepieni z tej samej gliny i nie tolerują żadnego grymaszenia.— Och, ciociu, proszę nie straszyć Waltera — powiedziała Ania, a w jej oczach zamigotały niebezpieczne iskry.— Przykro mi, Andziu — odparła ciotka Mary Maria z udaną skruchą.— Powinnam oczywiście pamiętać o tym, że nie mam najmniejszego prawa pouczać twoich dzieci.— A bodaj ją! — mruknęła Zuzanna, wychodząc po ulubiony deser Waltera, pudding królewski.Ania poczuła się ogromnie winna.Gilbert rzucił jej krótkie, pełne wyrzutu spojrzenie.Najwyraźniej uważał, że mogłaby mieć więcej cierpliwości dla biednej, samotnej starszej pani.Gilbert nie czuł się najlepiej.Zbyt ciężko pracował przez całe lato, a ciotka Mary Maria być może drażniła go bardziej, niż chciałby się do tego przyznać.Ania postanowiła, że jeśli tylko wszystko pójdzie dobrze, zapakuje mu walizkę i z jego zgodą lub bez wyśle go na miesiąc na polowanie na bekasy.— Czy smakuje cioci herbata? — zapytała skruszona Ania.Ciotka Mary Maria zacisnęła usta.— Jest za słaba.Ale to nieważne.Kogóż może obchodzić, czy biedna, stara kobieta dostaje do picia herbatę, odpowiadającą jej upodobaniom? Co prawda, istnieją jednak ludzie, którzy potrafią docenić moje towarzystwo.Wypowiedź ciotki Mary Mani nie była może zbyt jasna, Ania nie miała jednak teraz sił, by się nad tym zastanawiać.Nagle bardzo zbladła.— Pójdę chyba na górę położyć się — powiedziała słabym głosem, wstając od stołu.— Gilbercie, postaraj się wrócić szybko z Lowbridge… i może zadzwoń po pannę Carson.Przelotnie ucałowała na pożegnanie Waltera i wyszła.Jakby całkiem przestał ją obchodzić.Walter nie zamierzał płakać.Ciotka Mary Maria pocałowała go w czoło, czego nienawidził, i rzekła:— Pamiętaj, żebyś przyzwoicie zachowywał się przy stole.I nie bądź zbyt łakomy.Inaczej przyjdzie po ciebie Wielki Czarny Pan z ogromnym, czarnym workiem, do którego wkłada niegrzeczne dzieci.Pewnie dobrze się stało, że Gilbert poszedł zaprząc Szarego Toma do powozu i nie słyszał tych słów.Oboje z Anią postanowili, że nigdy nie będą straszyć swoich dzieci i nie pozwolą, by robili to inni.Za to Zuzanna doskonale usłyszała słowa ciotki Mary Marii i bardzo niewiele brakowało, by zawartość rynienki z tłuszczem wylądowała na głowie starszej pani.Rozdział VIIIWłaściwie Walterowi podobała się przejażdżka z tatą.Kochał piękno, a okolice Glen St.Mary były rzeczywiście prześliczne.Droga wiodąca do Lowbridge przypominała podwójną wstęgę pląsających bratków.Tu i ówdzie spotykało się cieniste zagajniki, które jakby zdawały się zapraszać podróżnych do odpoczynku.Dziś wyjątkowo tata nie był zbyt rozmowny i tylko niecierpliwie poganiał konia.Gdy dojechali do Lowbridge, powiedział pospiesznie parę słów do pani Parker i szybko zawrócił, nie pożegnawszy się nawet z Walterem.Chłopiec z trudem powstrzymywał łzy.Było jasne, że nikt go już nie kocha.Nawet mama i tata!Wielki, nieporządny dom Parkerów nie wywarł na Walterze przyjemnego wrażenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]