[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po ciemku matka, bo ona to była, wciągnęła mnie do drugiego pokoju, rzuciła na tapczan i, ciągle w milczeniu, zaczęła okładać pięściami.Próbowałam zasłaniać się ramieniem, mimo to udało się jej uderzyć mnie kilka razy w twarz.Na koniec zmęczyła się i poczułam, że, zadyszana, siada obok na tapczanie.Po chwili wstała, poszła zapalić wiszącą nad stołem lampę, po czym stanęła przede mną, ujęła się pod boki i zaczęła się we mnie wpatrywać.Jej spojrzenie zmieszało mnie i zawstydziło i zaczęłam obciągać i poprawiać wymiętoszoną sukienkę, a matka powiedziała spokojnie:- Mogę się założyć, że przespałaś się z Ginem!Chciałam jej powiedzieć, że tak, że to prawda; ale bałam, się, że znowu zacznie mnie bić, i bardziej niż bólu obawiałam się celności jej uderzeń, zwłaszcza teraz, kiedy światło było zapalone.Przerażała mnie myśl, że musiałabym chodzić z podbitym okiem, że taką zobaczyłby mnie Gino.Odpowiedziałam:- Nie, to nieprawda.Popsuł się nam samochód na wycieczce i dlatego tak się spóźniłam.- A ja ci mówię, że zostałaś jego kochanką!- Nie, to nieprawda!- A właśnie, że prawda, przejrzyj się w lustrze! Jesteś zielona!- Bo jestem przemęczona.ale nie spałam z nim.- Spałaś!- Nie!Najbardziej zdziwiło mnie i zaniepokoiło to, że nie wyczułam w jej głosie śladu oburzenia, tylko ciekawość.Matka wypytywała, czy oddałam się Ginowi, nie dlatego, żeby mnie ukarać czy robić mi wymówki, tylko dlatego, że miała swoje powody, aby dowiedzieć się prawdy za wszelką cenę.Ale teraz było już za późno i chociaż widziałam, że już nie zamierza mnie bić, zaprzeczałam z uporem.Wówczas matka podeszła nagle i chwyciła mnie za ramię.Odruchowo zasłoniłam się ręką, ale ona powiedziała:- Nie bój się, nic ci nie zrobię, ale chodź, chodź ze mną! - Nie miałam pojęcia, dokąd chce mnie zaprowadzić, ale wystraszona, usłuchałam.Matka wciąż trzymała mnie za rękę; wyszłyśmy z mieszkania, zeszłyśmy ze schodów i znalazłyśmy się na ulicy.O tej porze ulica była całkiem opustoszała i prawie natychmiast uświadomiłam sobie, że matka ciągnie mnie w kierunku czerwonego światełka, palącego się nad drzwiami apteki, która miała nocny dyżur i w której znajdował się punkt pogotowia ratunkowego.Na progu apteki próbowałam jeszcze stawiać opór, ale pchnęła mnie tak silnie, że nagle znalazłam się wewnątrz i mało brakowało, a byłabym upadła.W aptece znajdował się tylko aptekarz i młody lekarz.Matka zwróciła się do tego ostatniego:- To moja córka.Chcę prosić, żeby pan ją zbadał.Lekarz kazał nam przejść do znajdującego się obok pomieszczenia, gdzie stała wąska kanapka i zapytał matki:- Co jej jest.dlaczego mam ją badać?- Puściła się z narzeczonym, ta dziwka, i mówi, że nie! - krzyknęła matka.- Chcę, żeby pan ją zbadał i powiedział mi całą prawdę!Lekarz, którego zaczynało to bawić, przygryzł z uśmiechem wąsa i powiedział:- Ależ to nie byłaby diagnoza, lecz orzeczenie biegłego!- Niech pan to sobie nazywa, jak się panu podoba - krzyczała dalej matka - ale ja chcę, żeby pan ją zbadał! Jest pan lekarzem i musi pan badać każdego, kto do pana przychodzi!- Spokojnie.spokojnie.Jak ci na imię? - zapytał mnie lekarz.- Adriana - odpowiedziałam.Wstydziłam się, ale nie za bardzo.Cięty język matki i moja potulność znane były w całej dzielnicy.- A gdyby nawet tak było - rzekł lekarz, który zdawał się rozumieć moje zmieszanie i próbował uniknąć badania - cóż w tym złego?.Pobiorą się niedługo i wszystko dobrze się skończy.- Niech pan pilnuje swojego nosa!- Spokojnie.spokojnie.- łagodnie powtórzył lekarz i znów mnie zagadnął: - Skoro twoja matka życzy sobie tego.rozbierz się.to potrwa chwilę i potem będziesz mogła iść do domu.Zdobyłam się na odwagę i powiedziałam:- Tak, to prawda.ale lepiej chodźmy do domu, mamo.- O nie, moja droga - powiedziała rozkazująco - musisz dać się zbadać!Zrezygnowana zdjęłam spódnicę i położyłam się na kanapce.Lekarz zbadał mnie, a potem zwrócił się do matki:- Miała pani rację.tak jest.Zadowolona pani teraz?- Ile płacę? - zapytała matka wyjmując portmonetkę.Ja tymczasem wstałam i ubrałam się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]