[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.i pamiętaj, że stłukłem cztery kieliszki.No, to ja idę - rzekł do Wiktora.- Niech pan się zastanowi i radzę podjąć rozsądną decyzję.Być może lepiej będzie, jeśli pan stąd wyjedzie.- Do widzenia, panie Baniew - grzecznie powiedział Bol-Kunac.Wiktorowi wydało się, że chłopiec ledwie dostrzegalnie pokręcił przecząco głową.- Do widzenia, Bol-Kunac - odparł.- Do widzenia.Tamci wyszli.Wiktor w zadumie dopił koniak.Podszedł kelner, twarz miał opuchniętą, w czerwonych plamach.Zaczął sprzątać ze stołu i jego ruchy były zaskakująco niezręczne i niepewne.- Pan tu jest niedawno? - zapytał Wiktor.- Tak, panie Baniew.Od dzisiejszego rana.- A co z Peterem? Zachorował?- Nie, proszę pana.Peter wyjechał.Nie wytrzymał.Ja pewnie też wyjadę.Wiktor spojrzał na R.Kwadrygę.- Proszę go później odprowadzić do pokoju.- Tak, oczywiście, panie Baniew - niezdecydowanie odpowiedział kelner.Wiktor zapłacił, pomachał Teddyemu na pożegnanie i wyszedł do hallu.Wszedł na pierwsze piętro, znalazł drzwi Pawora, podniósł rękę, żeby zapukać, stał tak przez chwilę i nie zapukawszy, ponownie zszedł na dół.Recepcjonista za swoim kantorem oglądał ze zdumieniem własne dłonie.Dłonie miał mokre, oblepione kosmykami włosów, a na twarzy, na obu policzkach nabrzmiewały świeże zadrapania.Spojrzał na Wiktora - w oczach miał szaleństwo.Ale teraz nie wolno było dostrzegać tych niepojętych rzeczy, to byłoby nietaktowne i okrutne, i tym bardziej nie wolno było o tym mówić, koniecznie należało udawać, że nic się nie stało, wszystko trzeba odłożyć na później, na jutro, albo być może nawet na pojutrze.Wiktor zapytał:- Gdzie zatrzymał się ten.- wie pan, młody facet w okularach, ten co zawsze chodzi z teczką.Recepcjonista nieco się spłoszył.Jakby w poszukiwaniu wyjścia popatrzył na tablicę z kluczami, potem jednak powiedział:- W trzysta szesnastym, panie Baniew.- Dziękuję - rzekł Wiktor kładąc na kantorze monetę.- Tylko oni nie lubią, żeby im przeszkadzać.- Wiem - odparł Wiktor.- Nie mam zamiaru im przeszkadzać.Po prostu, tak sobie zapytałem.chciałem, wie pan, powróżyć sobie - jeśli w parzystym, to wszystko będzie dobrze.Recepcjonista uśmiechnął się blado.- Ależ jakie może pan mieć kłopoty, panie Baniew - powiedział uprzejmie.- Rozmaite - westchnął Wiktor.- I większe, i mniejsze.Dobrej nocy.Wszedł na trzecie piętro i kroczył niespiesznie, celowo niespiesznie, jakby po to aby wszystko przemyśleć, rozważyć, zastanowić się nad ewentualnymi konsekwencjami i obliczyć trzy ruchy naprzód, w rzeczywistości jednak myślał tylko o tym, że dawno już pora zmienić bardzo wyliniały i wytarty chodnik na schodach.I dopiero wtedy, kiedy miał już zapukać do drzwi apartamentu trzysta dwunastego (lux, dwie sypialnie i salon, telewizor pierwszej klasy, radioodbiornik, lodówka i barek), omal nie powiedział na głos: “Czy mam przyjemność z krokodylami? Bardzo mi przyjemnie.Dzięki mnie zaraz zaczniecie się wzajemnie zjadać".Pukać musiał dosyć długo - najpierw delikatnie, kostkami palców, a kiedy nikt nie reagował - bardziej zdecydowanie, pięścią, a kiedy i to nie poskutkowało - tylko deska podłogi zaskrzypiała i ktoś zasapał w dziurkę do klucza - wtedy odwróciwszy się tyłem, obcasem, już zupełnie na chama.- Kto tam? - zapytał wreszcie głos za drzwiami.- Sąsiad - odpowiedział Wiktor.- Ja na chwilę.- Czego pan chce?- Mam panu do powiedzenia parę słów.- Proszę przyjść rano - odezwał się głos za drzwiami.- My już śpimy.- Niech to diabli wezmą - powiedział Wiktor rozgniewany.- Chce pan, żeby mnie ktoś tu zobaczył? Proszę otworzyć, czego się pan boi?Szczęknął klucz, drzwi się uchyliły i w szczelinie ukazało się mętne oko wysokiego profesjonalisty.Wiktor pokazał mu otwarte dłonie.- Parę słów - powiedział.- Niech pan wejdzie - odparł wysoki.- Tylko bez wygłupów.Wiktor wszedł do przedpokoju, wysoki zamknął za nim drzwi i zapalił światło.Przedpokój był ciasny i we dwóch z trudem się w nim mieścili.- No, to niech pan mówi - powiedział wysoki.Był w piżamie wymazanej czymś na samym przodzie.Wiktor zdumiał się - poczuł zapach alkoholu.Prawą rękę wysoki trzymał jak należy, w kieszeni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]