[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po wyjściu Dagana wziął się w końcu za wczorajsze raporty.Wczoraj nic nie napisał.Miał taki atak biegunki, że ledwie doczekał końca wieczornego zebrania, a potem do północy się męczył - sterczał w kucki pośrodku drogi z gołym tyłkiem wypiętym w stronę obozu, z napięciem wpatrując się i wsłuchując w nocną ciemność, z pistoletem w jednej ręce i latarką w drugiej.“Dzień dwudziesty ósmy" - napisał na czystej kartce i podkreślił dwiema grubymi liniami.Wziął do ręki raport Kechady.“Przeszliśmy 28 kilometrów - napisał tamten.- Wysokość słońca 63° 51' 13 ".2 (979 kilometr).Średnia temperatura: w cieniu +23° w słońcu +31°C.Prędkość wiatru 2,5m/sek.Wilgotność 0,42.Przyciąganie 0,998.Przeprowadzono wiercenia - 979,981,986 kilometr, Wody nie ma.Zużycie paliwa".Andrzej wziął teraz wysmarowany brudnymi palcami raport Ellizauera i długo starał się rozszyfrować jego bazgroły.“Zużycie paliwa 1,32 normy.Pod koniec 28 dnia pozostało 32001 kg.Stan silników: ?1 - zadowalający; ?2 - zużyte sworznie i coś z cylindrami".Co się właściwie stało z cylindrami, Andrzejowi nie udało się dowiedzieć, chociaż przysuwał kartkę do samej lampy.“Stan grupy: fizyczny - prawie u wszystkich starte nogi, dalej biegunka, u Permiaka i Palotry nasiliła się wysypka na plecach.Żadnych szczególnych przypadków.Dwukrotnie pokazywały się wilki, zostały odpędzone wystrzałami.Zużycie amunicji 12 nabojów.Zużycie wody 40 litrów.Pod koniec 28 dnia pozostało 1100 kg.Zużycie prowiantu 20 racji.Pod koniec 28 dnia pozostało 730 racji."Za oknem przenikliwie zatrajkotała Wywłoka, żołnierze zarżeli.Andrzej podniósł głowę, nasłuchując.A, cholera, może to i dobrzej| że się do nas przyczepiła.Zawsze to jakaś rozrywka dla chłopaków.Szkoda tylko, że ostatnio zaczęli się z jej powodu bić.Do drzwi znowu ktoś zapukał.- Wejść - powiedział niezadowolony Andrzej.Wszedł sierżant Vogel - potężny, z czerwoną gębą i szerokimi ciemnymi plamami potu pod pachami trencza.- Sierżant Vogel prosi o pozwolenie zwrócenia się do pana radcy! - szczeknął, przyciskając dłonie do bioder i rozstawiając łokcie.- Słucham, sierżancie.Sierżant popatrzył na okno.- Proszę o pozwolenie na poufną rozmowę - powiedział, ściszając głos.Coś nowego, pomyślał Andrzej nieprzyjemnie zaskoczony.- Proszę, niech pan siada - powiedział.Sierżant na palcach zbliżył się do stołu, przycupnął na brzegu fotela i nachylił się w stronę Andrzeja.- Ludzie nie chcą dalej iść - oznajmił półgłosem.Andrzej odchylił się na oparcie krzesła.Proszę, do czego to doszło.Cudownie.Gratuluję, panie radco.- Co to znaczy nie chcą? - zapytał.- Kto się ich pyta?- Są wykończeni, panie radco - powiedział Vogel poufnie.- Tytoń się skończył, a biegunka nie.A co najważniejsze, boją się.Są przerażeni, panie radco.Andrzej popatrzył na niego w milczeniu.Trzeba było coś zrobić.Teraz.Natychmiast.Tyle że nie wiedział co.- Jedenasty dzień idziemy po tym pustkowiu, panie radco - ciągnął szeptem Yogel.- Pan radca pamięta, jak nas ostrzegano, że będzie trzynaście dni pustkowia, a potem - wszyscy zginą.Zostały dwa dni, panie radco.Andrzej oblizał wargi.- Sierżancie! - huknął.- Jak panu nie wstyd! Stary żołnierz, a przesądny jak baba.Nie spodziewałem się tego po panu!Vogel uśmiechnął się krzywo i poruszył ogromną dolną szczęką.- Nie, panie radco, mnie nie tak łatwo przestraszyć.Żebym tam miał - pokazał wielkim krzywym paluchem na okno - żebym miał samych Niemców, albo chociaż Japońców, nie byłoby tej rozmowy, panie radco.Ale to zbieranina.Jacyś Ormianie, Italiańcy.- Dosyć! - podniósł głos Andrzej.- To wstyd.Nie zna pan regulaminu? Dlaczego zwraca się pan z tym do mnie? Co to za porządki, sierżancie? Wstać!Vogel podniósł się ciężko i stanął na baczność.- Siadać - powiedział po krótkiej chwili Andrzej.Vogel tak samo ciężko usiadł.Przez jakiś czas panowało milczenie.- Dlaczego zwrócił się pan do mnie, a nie do pułkownika?- Proszę o wybaczenie, panie radco.Do pana pułkownika już się zwracałem.Wczoraj.- No i co?Vogel zawahał się i odwrócił oczy.- Pan pułkownik nie uznał za stosowne przyjąć mojego meldunku do wiadomości, panie radco.Andrzej uśmiechnął się.- Otóż to! Jaki z pana, do diabła, sierżant, jeśli nie umie pan utrzymać dyscypliny wśród swoich ludzi? Boją się! Jak małe dzieci.Oni powinni się pana bać, sierżancie! - ryknął.- Pana! A nie trzynastego dnia!- Gdyby to byli Niemcy.- zaczął znowu ponuro Vogel.- Co to ma znaczyć? - zapytał uprzejmie Andrzej.- Ja, kierownik ekspedycji, mam pana, jak ostatnią ofermę, uczyć, co trzeba robić, gdy podwładni się buntują? Wstyd, Vogel! Jeśli pan nie wie, proszę sobie poczytać regulamin.O ile wiem, tam zostało wszystko przewidziane.Vogel znowu się kpiąco uśmiechnął, ruszając dolną szczęką.Najwidoczniej takie wypadki nie zostały przewidziane w regulaminie.- Miałem o panu lepsze zdanie, Vogel - powiedział ostro Andrzej.- Dużo lepsze! I niech pan sobie zapamięta: to, czy pańscy ludzie chcą iść, czy nie, nikogo nie interesuje.Wszyscy wolelibyśmy siedzieć teraz w domu, a nie leźć przez to piekło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]