[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jaka z ciebie Tsaw'ha? - oburzyła się Polyam.- Tu niechodzi o moje zokin, ale o twój zysk! Wiesz równie dobrze jakja, żegilav Chandrisa chce to sprzedać za co najmniej sześć zło-tych mai.- W tej chwili nie potrzeba mi aż tyle pieniędzy - odparłaDaja, wzruszając ramionami.- Przecież i tak będziecie chcielijeszcze kiedyś ze mną handlować, prawda? Gdy już będę wie-działa, co robię, i tworzyła rzeczy nie przez przypadek, aleświadomie, to policzę sobie więcej.Nie uważam za właściwebogacenia się na czymś, co stanowi efekt pomyłki.Sandry zrobiło się trochę żal Polyam, która gapiła się na Dajęz szeroko otwartymi ustami.- Może lepiej będzie zapłacić dwie złote maje i trzy złoteastrele? - zasugerowała mała arystokratka.- To ponad pół maiwięcej.Oni pomyślą, że targowałaś się zażarcie i nie odpusz-czałaś, aż Daja przystała na twoje warunki, bo zależało ci nauzyskaniu takiej właśnie ceny.Daja uśmiechnęła się szeroko do Polyam.- Wiesz, ona ma rację.Twoje zokin będzie wyższe niż kie-dykolwiek dotąd.Będziesz miała opinię najostrzej targującegosię wiroka na północ od Morza Kamienistego.Kontynuowali rozmowę, gdy grupa przejeżdżała z małejdoliny do większej.Nagle Skowronek spojrzała w dół rzeki ikrzyknęła przerażona.Sto jardów poniżej znajdującej się w oddali wieży strażniczejogień podchodził pod sad migdałowy.Ostatnią przeszkodą,oddzielającą płomienie od drzew, był pas otwartej trawia-stej przestrzeni, szeroki na zaledwie trzydzieści stóp.Trawępożerały już smugi niskich wygłodniałych płomieni, aunoszone przez wiatr iskry i płonące kawałki słomy leciały wstronę drzew.Służebna, mamrocząc coś pod nosem, sięgnęła po omacku dosaków, lecz Niko powstrzymał ją i mówiąc coś cicho, wskazałna wyłaniającego się spomiędzy drzew Yarruna, jadącegokonno prosto w kierunku pasa trawy.Mag zatrzymałwierzchowca i cisnął w powietrze garść swojego proszkutłumiącego ogień.Jego koń, najwyrazniej przyzwyczajony dotakich wybryków, zachował spokój i tylko zastrzygł uszami,gdy proszek uniósł się w powietrze obok niego i poszybował wkierunku ognia.Przemawiając w tym samym nieznanym języku, co podczaspierwszej nocy dzieci spędzonej w dolinie, Yarrun ułożył palcew odpowiednie znaki i ogień po raz kolejny zgasł.Magzachwiał się mocno w siodle i oparł o rożek.Widząc to,Skowronek ponagliła swojego konia do galopu w kierunkumostu, aby przekonać się, czy magowi nic nie dolega.Onjednak wyprostował się i na widok służebnej pokręcił głową.Następnie pogrzebał w saku, wyciągnął z niego butelkę, którąodkorkował i uniósł w kierunku Nika tak, jak gdyby wznosiłtoast.-Jest ze mnie jakiś pożytek, czyż nie?! - krzyknął ochrypłymgłosem.- Przynajmniej przez pół roku jestem kimś ważnym!Nie chcieli dać mi posady wykładowcy w Swiatłomoście, onie! Za to tutaj nikt nie mógłby sobie beze mnie dać rady!Drżąca na całym ciele Skowronek zawróciła konia i ruszyłaszybko drogą w stronę zamku, za nią zaś podążyli pozosta-li członkowie niewielkiej drużyny.Niko jechał tym razem nakońcu, raz po raz oglądając się na samotną postać widoczną nabrzegu rzeki.9Z całej grupy jedynie Briarowi ostatni etap przejażdżkiwydawał się przyjemny, a mimo to odczuwał niepokój.Gdyprzejeżdżali nieopodal tarasów szafranowych, w oddali nakrótką chwilę dało się zauważyć Ciernistą Różę, pracującąpośród rolników uwijających się przy grządkach.Widząc jątam - bez niego - Briar warknął.Pragnął odzyskać na powrótswoją magię - w dawnej, dobrej formie.Ponieważ jednak było to poza zasięgiem jego możliwości ichłopak wiedział, że narzekanie mogłoby sprawić przykrośćSandry, bardzo starał się pozbyć tych myśli.Przez większośćczasu mu się to udawało, choć zdarzało się, że obraz CiernistejRóży chodzącej boso po piaszczystej glebie wracał do niego idrażnił nieznośnie.Gdy tylko jezdzcy dotarli do zamku, każdy udał się w swojąstronę.Niko wyruszył na poszukiwania lady Inoulii, abyprzedyskutować z nią kwestie wody z lodowca oraz nowejkopalni miedzi.Polyam wróciła do karawany, aby złożyć ra-port ze swoich działań
[ Pobierz całość w formacie PDF ]