[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oprzytomniał dopiero, kiedy zjechawszy gwałtownie ze stromej skarpy, zatrzymał się w kolczastej kępie jeżyn.Przez krótki moment odpoczywał, a potem ostrożnie zaczai się wyplątywać z kłującego i drapiącego kłębowiska, usiłując równocześnie nie poszarpać kompletnie odzieży, nie wykłuć sobie oka, uniknąć przynajmniej części kolców i zachować ciszę.Nie miał pojęcia, gdzie podziewają się złoczyńcy, uciekli, czy może czają się gdzieś w pobliżu.Tak go znalazł Chaber, który zachował najwię­cej przytomności umysłu i najłatwiej oderwał się od przeciwnika.Wyprosiwszy go ze swojego terenu, dziki dały mu spokój, zawrócił zatem od razu na po­szukiwanie zagubionych państwa i obchodząc niebezpieczną strefę dużym łukiem, natknął się na Pawełka.Zarazem głęboko skruszony i pełen wyrzutu, pofukiwał niecierpliwie, usiłując się dostać do pana przez kłujące zarośla.Straszliwy niepokój o los siostry i psa opuścili Pawełka w mgnieniu oka i przeistoczył się w radosną błogość.Energicznym gestem wyrwał się z jeżyn, pozostawiając na kolcach dużą część wełny ze swetra, dopadł psa i przytulił do siebie jego łeb.Następnie szeptem pełnym napięcia wydał szybko kilka sprzecznych ze sobą rozkazów.- Chaber, szukaj Janeczki! Nie, nie szukaj, prowadź! Nie, stój! Czekaj! Stój piesku, czekaj, chwileczkę.!Myśli układały mu się eksplozjami.Na rozkaz “szukaj" Chaber pójdzie w las i nie wróci, dopóki nie znajdzie pani.Bóg raczy wiedzieć, gdzie ona jest, i co się z nią dzieje.“prowadź"też źle.Zwyczajem wszystkich psów myśliwskich Chaber ruszy na co­raz to szersze kręgi i będzie je zataczał, aż znajdzie trop.Tym razem, wyjątkowo, Pawełek wie lepiej, skąd trzeba zacząć.Trzeba wrócić do krzaka na cmentarzu.- Chaber, na cmentarz! Prowadź na cmentarz! Wracamy!Chaber natychmiast ruszył po skarpie, z której przed chwilą zjechał jego pan.Ożywionyi pełen no­wych sił Pawełek wdzierał się za nim, zdziwiony nie­co, jakim cudem przebył tę drogę na oślep w dół, nie łamiąc sobie niczego.Chaber migał przed nim w plamach księżycowego światła, biegł do przodu i zawracał, posłusznie czekając na gramolącą się za nim niezdarnie ludzką istotę.Nagle zatrzymał się.Powęszył, podbiegł jeszcze kawałek, zawrócił do Pa­wełkai cichutko ostrzegawczo warknął.Pawełek oblał się zimnym potem.Jak na dzisiej­szą noc, miał zupełnie dość atrakcji, chciał już tylko znaleźć siostrę i wracać do domu.Tymczasem przed nim znów się coś pojawiło, znów coś się działo na tym przeklętym cmentarzu, który go będzie prześla­dował chyba do końca życia.Zawahał się, wes­tchnął ciężko i podjął męską decyzję.Wysławszy psa przodem, jął się czołgać za nim na czworakach, macając drogę rękamii odsuwając sprzed siebie zdradliwe suche patyki i szeleszczące gałązki.Trwało to dość długo, ale do skraju cmen­tarza doprowadziło go bezgłośnie.Wychylił się zza nagrobków i krzakówi ujrzał widok obrzydliwy, widok, który napełnił go równocześnie rozpaczą i bezgranicznym oburzeniem.Rudy Sprężynowiec i przylizany wrócili na miej­sce swojego przestępstwa.Dobierali się właśnie do kolejnej płyty nagrobnej, poszczekując przy niej żelastwem.Światło księżyca połyskiwało na wstrętnym czerepie przylizanego.Pawełek przyglądał się i zastanawiał krótko.Wykorzystując zgrzyt przesuwanej właśnie płyty i sapanie Rudego Sprężynowca, z nieco już mniejszą ostrożnością okrążył środek cmentarza i znalazł się w pobliżu rozłożystego krzaka.Tu można puścić Chabra na trop.- Chaber szukaj pani! Nie, stój.! Prowadź do pani! Prowadź!Chaber ślad swojej ukochanej pani wyczuł z da­leka.Zanim Pawełek zdążył zaniepokoić się, czy od tych wszystkich sprzecznych poleceń pies nie dosta­nie w końcu obłędu, już szedłpo drodze jej ucieczki.Z początku cicho, potem już nie zważając na hałas coraz szybciej podążał za psem.Janeczka pod słupem granicznym zapadła w rodzaj letargu.Całkowita niemożność poruszania którąkolwiek kończyną nie pozwoliła jej nawet oderwać się od przerażającej podpory.Z zesztywniałą szyją hipnotycznie wpatrywała się w napis “GRA­NICA PAŃSTWA", niezdolna do odczytania znaczenia mniejszego napisu poniżej.Poniżej napisać było “1000m",co oznaczało, że granica państwa oddalona była o cały kilometr.Święcie przekonana,że niepojętym sposobem przeoczyła siatkę graniczną, Janeczka trwała w odrętwieniu, zespolona ze słupkiem według własnych obliczeń jakieś trzy lata.W rzeczywistości około pięciu minut.Po pięciu minutach usłyszała szelest, odwróciła głowę i wzrok jej padł na dwóch żołnierzyWOP-u wynurzających się z mroku lasu.Biegnący za Chabrem Pawełek dość szybko zorientował się, że jego siostra zrobiła jakąś dziwną pętlę, najpierw zbliżając się do granicy, potem oddalając się od niej nieco, wreszcie znów dąży wprost ku niebezpiecznym terenom.Zaczął już od­czuwać narastający niepokój, kiedy Chaber skoczył nagle w przód z radosnym, gwałtownym entuzja­zmem.Pawełek wiedział, co to znaczy.Przyśpieszył kroku, wypadł z poprzecznej, wąskiej alejki na szer­szą i zatrzymał się jak rażony piorunem.Ujrzał siostrę, ujrzał szalejącego ze szczęścia psa.Ujrzał także coś, od czego nogi ugięły się pod nim.Janeczkę prowadziło dwóch żołnierzy WOP-u.W jednym mgnieniu oka Pawełek pojął, że na­stąpiło nieszczęście.Nie jedno, jednoto mięta, nastąpiło jakieś tysiąc dwieście nieszczęść.Zostali złapani i rozszyfrowani jako osoby, które przekraczały granicę.Nie mają żadnych zasług, nie zdążyli się o nie postarać.Nie dośćna tym, złoczyńcy działają dalej i możliwe, że już w tej chwili uciekają ze znale­zionym łupem.Całe piekło, które przez to wybuch­nie, skupi się na nich, wprowadzili władze w błąd, ukryli informacje, popełnili chyba przy tym jakąś pomyłkę.W następnym mgnieniu oka Pawełek zaniechał rozpatrywania własnych wykroczeńi podjął despe­racką decyzję.Dziwnym, posuwistym krokiem, bo nogi miał ciągle miękkiew kolanach, niemniej sta­nowczo i bez wahania zbliżył się do żołnierzy.Żoł­nierze zatrzymali się nie na jego widok, tylko dlate­go, że Janeczka padła na kolana, tuląc, ściskając i obmacując psa, który oblizywał ją z radosnym rozmachem.Pawełek miał pełną swobodę działania.- Trudno, powiem, oni włażą do siódmego grobu - oznajmił głosem nieco ochrypłymi peł­nym rozpaczliwego napięcia.- To nie ona była za granicą, tylko ja.Dwa samochody, a łysy ma dwa numery.Tam trzeba zaraz iść, lecieć i niech kto strzela! Jakby co, to pies znajdzie,bo śmierdzą tym olejkiem, i najpierw trzeba tu załatwić, a potem dom poprawczy, nie będziemy uciekać.A pies jest niewinny.Z tego wspaniałego przemówienia, żołnierze nie zrozumieli ani jednego słowa,za to Janeczka zerwa­ła się na równe nogi.- Do siódmego.! Skąd wiesz.?!- Widziałem.Dopiero co.- O Boże drogi, prędko! Trzeba coś zrobić!- No to przecież mówię.- Porucznika!- Chaber.- Coś ty, głupi? Po tym wszystkim? Czy on jest z żelaza?!- No to przecież mówię, że trzeba coś zrobić! Żołnierze przyglądali się i przysłuchiwaliw mil­czeniu.Porozumieli się wzrokiem.- Czekajcie no! - odezwał się jeden.- Po ko­lei.To jest twój brat?- No pewnie, a kto? - zdenerwowała się Ja­neczka.- Trzeba natychmiast wezwać porucznika! Tego z Krynicy!- Po co wam porucznik?- Już on wie, po co.To znaczy nie wie, ale się dowie.Wie, że ma być potrzebnyza dwadzieścia cztery minuty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl