[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Carl pomyślał, że dzięki temu Christopher wyglądał jak twardziel i natychmiast przemianował czarnego psa na Anvila.Wiele lat wcześniej, kiedy jeszcze mieszkał z własną rodziną, jego żona nie zadowalała się byle czym - miała dwa duże pudle i wydawała fortunę na ich strzyżenie, żeby wyglądały „frymuśnie”.Carl w dzieciństwie słyszał to słowo na ulicy, ale nie wiedział do końca, co znaczy.Był jednak całkiem pewien, że odnosiło się do wyglądu jego dwóch psów, kiedy już je przystrzyżono, wygolono, uczesano i wydawało się, że każdy z nich połknął tuzin napęczniałych kulek włosów.Mimo wszystko Carl nauczył się doceniać charakter i elegancję jej dwóch pudli o imionach Lois i Clark i gdy tylko osiadł w Kolorado, zaczął się rozglądać za psem dla siebie.W dniu, w którym znalazł Christophera, musiał wysłuchać wywodów właścicielki o tym, jak to jeden z pierwszych przodków psa trafił do samego Westminsteru.Ale Carl od razu zakochał się w psie, więc przymknął oko na właścicielkę i gdy tylko dostąpił zaszczytu kupna Christophera, natychmiast zapuścił mu włosy, żeby ukryć resztki „frymuśności”, która mogła czaić się w jego genach.Carl zdawał sobie sprawę, że z nową fryzurą, nowym domem i świeżo zmienionym imieniem, Anvil mógł równie dobrze pretendować do udziału w Federalnym Programie Ochrony Psów.Carl postanowił nazwać nowy program DOGSEC.I nie tylko kierował tym programem, ale też robił to dobrze.Jedyny pies zapisany do DOGSEC był tak dobrze zamaskowany, że nie musiał się o nic martwić.Carl był przekonany, że Anvil w nowym wcieleniu mógłby wskoczyć na podwórko starej właścicielki, a ona już by go nie rozpoznała.Gdy Anvil przeskoczył z tylnej kanapy na przednie siedzenie, Carl przypiął mu do obroży regulowaną smycz i wyciągnął ze schowka parę plastikowych torebek na nieuchronne psie kupki.Zaczęli we dwójkę spacerować po okolicy.Carl doceniał zalety posiadania psa, kiedy chciał wtopić się w tło dzielnicy mieszkaniowej.Wkrótce po nabyciu pudelka zorientował się, że Anvil jest niezawodnym magnesem na spódniczki, jak to określała jego starsza siostra.Kiedy czuł się samotny, co zdarzało się często, Carl bardzo sobie cenił właściwości tego magnesu.Ale kiedy starał się być niewidoczny, nie był już tego taki pewien.Przekonał się jednak, że pies jest tak śliczny, iż podchodzący do niego nieznajomi rzadko kiedy spoglądają na właściciela.Były chwile, kiedy Carlowi to nie przeszkadzało.Proszę cię, tylko nie nabaw się kaszlu; niezbyt dobra pora na przeziębienie, kochanie - myślałam, ruszając w stronę pokoju Landon.Kierując się do drzwi sypialni, musiałam przejść obok mojego podwójnego łóżka.Wypożyczyłam je -jak prawie wszystko w tym domu - wkrótce po przyjeździe do Boulder.Styl utylitarny - materac sprężynowy osadzony na metalowej ramie, do której przytwierdzono zdobione intarsją dębowe płyty.Próbowałam złagodzić twarde linie mebla ładną pościelą i narzutą, dodałam nawet parę obitych poduszek kupionych w Pier One.To, co zdziałałam, zadowalało mnie.Rzecz jasna nad łóżkiem miałam gołe ściany.I, oczywiście, stolik był oklejony dębowym, a nie klonowym fornirem ze słojami.Pokój z pewnością nie przypominał romantycznego gniazdka, jakie stworzyłam dla siebie i Roberta w naszym domu w Nowym Orleanie, z materiałami i akcesoriami ze sklepu Frette na Manhattanie, ale.Robert nie żył, a ja wątpiłam, czy kiedykolwiek jeszcze zobaczę Nowy Orlean.Co kiedyś wydawało mi się absolutną koniecznością - żeby codziennie w nocy poczuć na gołej skórze pościel z Frette - teraz wydawało się śmiechu wartą fanaberią.Prawie już minęłam łóżko, kiedy usłyszałam stłumione kaszlnięcie po raz trzeci.To nie była Landon.Dźwięk dobiegł z prawej strony, nie z otwartych drzwi przede mną.Zaczęłam odwracać głowę i kątem oka zauważyłam jakiś ruch.Wyglądało to, jakby oparte o zagłówek poduszki lewitowały i zawisły w powietrzu nad łóżkiem.Kiedy całkowicie odwróciłam głowę, frunęły w moją stronę przez pokój, a materac zaczął podnosić się szybko z ramy od strony głowy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]