[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zechce pan podziÄ™kować w moim imieniu pierwszemu konsulowi odpowiedziaÅ‚a panide Montrevel i wyrazić mu Å‚askawie mój gÅ‚Ä™boki żal, że nie mogÄ™ podziÄ™kować sama. Ależ nic Å‚atwiejszego, szanowna pani. Jak to? Pierwszy konsul rozkazaÅ‚ mi, bym paniÄ… przyprowadziÅ‚ do Luksemburga. Mnie? PaniÄ… i syna. Ach! ZobaczÄ™ generaÅ‚a Bonaparte, zobaczÄ™ generaÅ‚a Bonaparte zawoÅ‚aÅ‚ chÅ‚opiec coza szczęście!I zaczÄ…Å‚ skakać z radoÅ›ci, klaszczÄ…c w dÅ‚onie. Spokojnie, spokojnie Edwardzie! strofowaÅ‚a pani de Montrevel.Po czym, zwracajÄ…c siÄ™ do Bourrienne'a: Niech mu pan wybaczy rzekÅ‚a to dzikus z gór Jury.Bourrienne wyciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™kÄ™ do chÅ‚opca. Jestem przyjacielem twego brata rzekÅ‚ czy zechcesz mnie ucaÅ‚ować? Z najwiÄ™kszÄ… chÄ™ciÄ…, panie odparÅ‚ Edward bo pan nie jest zÅ‚odziejem. Nie, nie, mam nadziejÄ™ odparÅ‚, Å›miejÄ…c siÄ™ sekretarz. ProszÄ™ ponownie, żeby mu pan wybaczyÅ‚, ale zostaliÅ›my zatrzymam w drodze.119 Jak to, zatrzymani? Tak. Przez zÅ‚odziei? NiezupeÅ‚nie. ProszÄ™ pana spytaÅ‚ Edward czy ludzie, którzy zabierajÄ… pieniÄ…dze innych, nie sÄ…zÅ‚odziejami? Na ogół, drogie dziecko, tak ich nazywajÄ…. A widzisz, mamo! Edwardzie cicho bÄ…dz, proszÄ™ ciÄ™ bardzo.Bourrienne rzuciÅ‚ spojrzenie na paniÄ… de Montrevel i z wyrazu jej twarzy wywnioskowaÅ‚,że temat rozmowy byÅ‚ jej niemiÅ‚y; nie nalegaÅ‚ wiÄ™c dÅ‚użej. OÅ›mielam siÄ™ przypomnieć pani rzekÅ‚ że otrzymaÅ‚em rozkaz zaprowadzenia pani doLuksemburga.Czeka tam na paniÄ… pani Bonaparte. PoproszÄ™ pana zatem tylko o czas na zmianÄ™ sukni i ubranie Edwarda. Jak dÅ‚ugo bÄ™dzie to trwaÅ‚o? Czy pół godziny wydaje siÄ™ panu za dużo? O nie, gdyby pół godziny wystarczyÅ‚o pani, uważaÅ‚bym, że żądanie jest bardzo rozsÄ…dne. Niech pan bÄ™dzie spokojny, wystarczy. W takim razie rzekÅ‚ sekretarz, skÅ‚adajÄ…c ukÅ‚on pójdÄ™ jeszcze coÅ› zaÅ‚atwić i wrócÄ™ zapół godziny, gotów na pani rozkazy. DziÄ™kujÄ™ panu. ProszÄ™ nie brać mi za zÅ‚e, jeÅ›li bÄ™dÄ™ punktualny. Nie każę panu czekać.Bourrienne wyszedÅ‚.Pani de Montrevel ubraÅ‚a najpierw Edwarda, nastÄ™pnie siebie i gdy Bourrienne zjawiÅ‚ siÄ™ponownie byÅ‚a już gotowa od piÄ™ciu minut. Niech siÄ™ pani strzeże rzekÅ‚ Bourrienne z uÅ›miechem żebym nie zawiadomiÅ‚pierwszego konsula o jej punktualnoÅ›ci. Cóż by mi groziÅ‚o w takim razie? MógÅ‚by paniÄ… zatrzymać przy sobie, jako wzór punktualnoÅ›ci dla pani Bonaparte. O! Kreolkom trzeba niejedno przebaczyć. Ale wszak i pani jest kreolkÄ…, jeżeli siÄ™ nie mylÄ™. Pani Bonaparte odrzekÅ‚a, Å›miejÄ…c siÄ™ pani de Montrevel widuje męża codziennie, gdyja ujrzÄ™ konsula po raz pierwszy. Idzmy, idzmy już matko! woÅ‚aÅ‚ Edward.Sekretarz siÄ™ usunÄ…Å‚, by pozwolić przejść pani de Montrevel.W kwadrans pózniej byli w Luksemburgu.Bonaparte zajmowaÅ‚ w maÅ‚ym Luksemburgu apartament parterowy na prawo; JózefinamiaÅ‚a swojÄ… sypialniÄ™ i swój buduar na pierwszym piÄ™trze; z gabinetu pierwszego konsulaprowadziÅ‚ do niej korytarz.ByÅ‚a uprzedzona o wizycie, gdyż na widok pani de Montrevel otworzyÅ‚a ramiona, jakprzyjaciółce.Pani de Montrevel w postawie peÅ‚nej szacunku zatrzymaÅ‚a siÄ™ przy drzwiach. ProszÄ™, proszÄ™, niechże pani siÄ™ zbliży! rzekÅ‚a Józefina. Znam paniÄ… nie od dzisiaj,ale od dnia, w którym poznaÅ‚am pani zacnego i nieocenionego Rolanda.Czy pani wie, co mizapewnia spokój, gdy Bonaparte mnie opuszcza? Zwiadomość, że Roland mu towarzyszy, bogdy Roland jest przy nim, wiem, że żadne nieszczęście spotkać go nie może.I cóż, niezechce mnie pani uÅ›cisnąć?Pani de Montrevel byÅ‚a zmieszana niespodziewanÄ… Å‚askÄ….120 JesteÅ›my rodaczkami, nieprawda? ciÄ…gnęła dalej. Przypominam sobie doskonale panade la Clémènci'ere'a, który miaÅ‚ taki piÄ™kny ogród i takie przepyszne owoce! Przypominamsobie, że widziaÅ‚am tam raz cudnÄ… mÅ‚odÄ… dziewczynÄ™, która wydawaÅ‚a siÄ™ królowÄ… tegoogrodu.Pani bardzo mÅ‚odo wyszÅ‚a za mąż? W czternastym roku życia. Inaczej nie mogÅ‚aby pani mieć syna w wieku Rolanda; ale niechże pani siada!UsiadÅ‚a sama, dajÄ…c znak pani de Montrevel, żeby zajęła miejsce przy niej. A ten Å›liczny chÅ‚opczyk mówiÅ‚a dalej, wskazujÄ…c Edwarda to również syn pani?.Westchnęła. Bóg okazaÅ‚ siÄ™ hojny dla pani rzekÅ‚a po chwili. Skoro speÅ‚nia wszystko, czego panitylko może zapragnąć, powinna pani pomodlić siÄ™ proszÄ…c, aby i mnie zesÅ‚aÅ‚ syna.Z zazdroÅ›ciÄ… przycisnęła usta do czoÅ‚a Edwarda. Mój mąż bÄ™dzie uszczęśliwiony pani odwiedzinami.On tak kocha pani syna! Toteż niedo mnie najpierw zaprowadziliby paniÄ…, gdyby nie to, że jest u niego minister policji.ZresztÄ… dodaÅ‚a ze Å›miechem przybywa pani w niezbyt dobrej chwili; jest wÅ›ciekÅ‚y! O! zawoÅ‚aÅ‚a pani de Montrevel, niemal przestraszona. JeÅ›li tak, to wolÄ™ zaczekać. Nie, nie! Przeciwnie, pani widok uspokoi go; nie wiem co siÄ™ staÅ‚o; zdaje siÄ™, żezatrzymujÄ… i ograbiajÄ… dyliżanse, jak w odludnym lesie, w biaÅ‚y dzieÅ„, na goÅ›ciÅ„cach.NiechsiÄ™ Fouché ostro trzyma, jeÅ›li to siÄ™ powtórzy.Pani de Montrevel chciaÅ‚a odpowiedzieć, ale w tejże chwili drzwi siÄ™ otworzyÅ‚y i ukazaÅ‚siÄ™ wozny. Pierwszy konsul oczekuje pani de Montrevel rzekÅ‚. Niech pani idzie, niech pani idzie rzekÅ‚a Józefina. Czas jest tak drogi dlaBonapartego, że on sam staÅ‚ siÄ™ prawie równie niecierpliwy, jak Ludwik XIV, który nie miaÅ‚nic do roboty.Nie lubi czekać.Pani de Montrevel wstaÅ‚a z poÅ›piechem i chciaÅ‚a zabrać syna. Nie rzekÅ‚a Józefina nich mi pani to Å›liczne dziecko zostawi; zatrzymujemy paniÄ… naobiad; Bonaparte zobaczy chÅ‚opca o szóstej; zresztÄ…, jeżeli go zechce widzieć, przyÅ›le poniego.Na razie jestem jego drugÄ… mamÄ….A teraz, co poczniemy, żeby ciÄ™ zabawić? Pierwszy konsul ma pewnie piÄ™knÄ… broÅ„, nieprawda? rzekÅ‚o dziecko. Tak, bardzo piÄ™knÄ….A wiÄ™c pokażemy ci broÅ„ pierwszego konsula.Józefina wyszÅ‚a jednymi drzwiami, zabierajÄ…c dziecko, a pani de Montrevel drugimi, idÄ…cza woznym.Po drodze hrabina spotkaÅ‚a blondyna o twarzy bladej i smutnych oczach; spojrzaÅ‚ na niÄ… zniepokojem, który, zdawaÅ‚o siÄ™, nie opuszczaÅ‚ go nigdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]