[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam nie lubię tu przychodzić, głupio.Ale z kimś, to tak, nawet bardzo.Kasia mówi, że duszno, że ją drapie w gardło dym od papierosów, i ledwo przyjdzie, zaraz chce wychodzić.Podobno ten dym szczypie ją w migdały.Mnie tam nie szczypie, może dlatego, że mam wycięte.Ona twierdzi, że przyczyna jest inna, taka mianowicie, że jej gardło jest artystyczne, a moje matematyczne.Tłumaczy mi to z poważną miną, zupełnie jakby wierzyła w to, co mówi.Śmieszna jest nieprzeciętnie.Lubię patrzeć, jak wbija w siebie te różowe ciastka.U innych dziewcząt drażni mnie łakomstwo i brak opanowania.U niej wcale mnie nie drażni, przeciwnie, nawet mi się podoba, kiedy prosto od drzwi Kasia gna do bufetu, żeby sprawdzić, czy aby te ciastka są.Jeżeli są, zjada trzy, cztery, a potem jęczy.Kiedyś zjadła pięć i było jej niedobrze.Myślę! Mnie się zrobiło słabo od samego patrzenia.Nie może zrozumieć, dlaczego ja zjadam tylko jedno.Widocznie żołądek artystyczny różni się od żołądka matematycznego pojemnością, mówię.Ale lubię w niej to, że nie robi z siebie dorosłej, chociaż, prawdę mówiąc, to ona jest bardziej dorosła, niż na to wygląda.Nie jest może tak ładna, jak jej matka.Albo jak Pola.Pola była ładniejsza.Kapitalna nieregularność czasownika "być".Obiektywnie: Pola jest ładniejsza.Subiektywnie: Pola była ładniejsza.A wszystko to czas teraźniejszy.Tylko strona osobista.Ale figurę Kasia ma lepszą.Nogi długie bez opamiętania.No i te ruchy.Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Katarzynę, pomyślałem sobie, dlaczego ona tańczy.A ona wtedy zwyczajnie szła.Ale jak ona zwyczajnie idzie, ruszają jej się biodra, ramiona i głowa, dopiero później to zauważyłem.Najbardziej mnie śmieszy, że w szkole wybrali ją do pocztu sztandarowego.Nie mam pojęcia, jak ona chodzi z tym sztandarem, bardzo bym chciał to zobaczyć.W ogóle, lubię sobie przypominać dzień, kiedy musiałem odwieźć panią Klarę do domu, i odwiozłem, i pani Klara powiedziała, żebym został na podwieczorku, to poznam osobę, która przyjechała do niej na lato."Spójrz - mówi - ona właśnie idzie", i pokazuje mi Kasię, która tańczy w naszą stronę.Zostałem i na podwieczorku, i na kolacji, i jeszcze później też nie mogłem wyjechać, bo ona ciągle tańczyła, to na ganku, to w pokoju, to na podwórzu, a ja tylko patrzyłem i oczu oderwać nie mogłem.W końcu odjechałem, ale czułem się głupio, tak jakby mi głowa została u Sopoćków.Z Polą był spokój, z Kasią spokoju nie ma.Jeżeli nawet siedzi, nic nie mówi, nie rusza się, to i tak wiadomo, że coś się w niej kotłuje.Jeszcze nie spotkałem człowieka, w którym wszystko kotłowałoby się tak zupełnie bez przerwy.Ona jest jak równanie z tysiącem niewiadomych, cholernie chciałbym je rozwiązać.No i dokąd poszła? Już pół godziny tu siedzę.- Idź do cukierni, weź trzy ciastka i zaczekaj.Zaraz tam przyjdę, tylko kupię, co trzeba.- Pójdę z tobą.- Nie.- Pójdę! - powiadam.- Proszę cię! - I patrzy na mnie takim wzrokiem, że nic, tylko iść do cukierni, zamawiać trzy ciastka i czekać.Zwróciłem uwagę na jedno.Jak ona mówi: "proszę cię!", to zawsze usta wygina w podkówkę.A głowę przechyla w bok.Bardzo rzadko o coś prosi, ale jak już prosi i ja widzę tę podkówkę, to zaraz mówię: "Dobra, masz to z głowy".No, nareszcie.- Długo czekałeś? - pyta.- Akurat tyle samo, ile ciebie nie było - mówię.- E, to raptem pół godziny.- A ile miałem czekać?- Gdybyś był poetą, toby ci się zdawało, że czekasz wieki całe.- Nie jestem poetą i nigdy nie będę.Czekałem pół godziny.- Jak uważasz, ale wydaje mi się, że prosta uprzejmość wymaga dołożenia kwadransa.Przysuwa do siebie talerzyk z ciastkami.- A ile czasu ty tutaj szłaś? - pytam.- Trzy kwadranse.- Czy to uprzejmość?- Nie.Złośliwość przedmiotów martwych.Mój zegarek spieszy się trzydzieści minut na godzinę.- Podejrzewam, że nie jest to złośliwość przedmiotów martwych, tylko osób żywych.- Nie kłóć się ze mną - proponuje mi Kasia nagle.- Dobra, mogę się nie kłócić.Czekałem wieki całe! - zgadzam się poetycznie.Podpieram głowę ręką i patrzę, jak ona je.- Twój trener będzie zachwycony, jak mu się nagle pojawi na bieżni sto kilo żywej wagi.Gazela! Może się przerzucisz na podnoszenie ciężarów?- Rafał! Czy ty mógłbyś się nie odzywać chociaż przez pięć minut?- Mógłbym.W milczeniu będę patrzył, jak pożerasz honor polskiego sprintu.Jeżeli cię zapytają: "Ile pani ma na setkę, mademoiselle?", będziesz mogła odpowiedzieć: "Wieki całe".Będzie to odpowiedź uprzejma i pełna poezji.- Ja to strenuję - mówi Katarzyna, atakując trzecie ciastko.- Zresztą wcale tak bardzo nie utyłam.Wczoraj Mikołaj ważył Baltazara, zważyłam się też i okazało się, że.-.ciągle jeszcze ważysz mniej od niego - kończę za nią.- Och, wiesz, Rafał!- Nie wiem, ale mam nadzieję.- Z tobą w ogóle nie można rozmawiać.W ogóle.Jesteś złośliwy i antypatyczny.Okazało się, że przybyło mi tylko pół kilograma.- Przez jeden dzień? To rzeczywiście bardzo mało.- Nie przez jeden dzień, tylko przez.ummm.zaraz, niech ja policzę.Ostatnim razem ważył mnie wuj Marek, to było, czekaj, to było dziesięć dni temu.Niemożliwe! Pół kilograma przez dziesięć dni?- Dokończ to ciastko, dziecino.- Rafał, policz dokładnie!- Wiesz, matematyka nie jest moją mocną stroną.Ostatnio zajmuję się wyłącznie poezją.Trzecie ciastko je pomału.Korzystam z okazji i przyglądam się Katarzynie, ale tak, żeby ona wiedziała, że na nią patrzę.Przyglądam się wtedy i przyglądam się, i przyglądam.A ona nie patrzy, przeczesuje palcami grzywkę, odwraca głowę w bok, o żadnym jedzeniu nie ma mowy, potem odwraca głowę w drugą stronę, później patrzy na swoje kolano, jeszcze później przesuwa palcem po brzegu stolika, to trwa, rzecz jasna.Ale w końcu pojawia się na jej twarzy coś na kształt uśmiechu.Teraz jest to samo, bezbłędna historia, już mam ten uśmiech.Jeszcze chwila, a Kasia podniesie głowę i spojrzy mi w oczy.Tak, już jest to spojrzenie, niby obojętne, a przecież - ha! A ja się przyglądam i przyglądam.Uśmieszek raz słabnie, raz jest wyraźniejszy, tak, bardzo dobrze, Kasiu, długo to ty tego nie wytrzymasz, zaraz zrobią ci się dołeczki na policzkach.Spojrzonko jest świetne, ma być wściekłe, a wygląda co najmniej sympatycznie.No? No, no, Kasiu? Ach, tak oczywiście! Są już dołeczki, ta gra jest bez pudła, zawsze jeden zero dla mnie.- Rafał!.- Sama pretensja w tym głosie.- Tak, Katarynko, masz mi coś ważnego do powiedzenia? - pytam nieswoim barytonem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]