[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stanęła za moimi plecami, poklepała mnie po ramieniu.- Dobranoc, tato.- Nie obejrzysz serialu?- Nie, chyba nie.Po chwili usłyszałem szum wody puszczonej do wanny i włączone w łazience radio.Po dzienniku zeszła jednak na dół i owinięta ręcznikiem kąpielowym usiadła na fotelu podciągając nogi.Film już trwał, więc zapytała:- Możesz mi opowiedzieć, co było do tej pory?Opowiedziałem.Parę dni później zadzwoniła do mnie pani, u której zatrudniła się Tina.Gratulowała mi córki, chwaliła, że tak jest dobrze wychowana, taka szczera i otwarta, zupełnie inna niż dziewczyny w jej wieku, które tylko chłopaków mają w głowie i żadnych ambicji.Jest przekonana, że Tina dostanie się do szkoły teatralnej, żałuje, że te dwa tygodnie tak szybko mijają, ale na szczęście Tina powiedziała, że chętnie będzie opiekowała się ich córeczką, jeżeli ona i jej mąż będą chcieli gdzieś wyjść wieczorem.Bardzo mi miło, podziękowałem, bardzo się cieszę, tak, Tina jest wyjątkowo szczera i otwarta, przyznałem jak głupi, a potem wyszedłem przed dom, usiadłem na schodach tarasu i patrząc się w głąb ogrodu, zastanawiałem się, nie tyle nad tym, na jakim ja właściwie świecie żyję, tylko nad tym, na jakim świecie żyje Tina.I nawet nie przyszło mi na myśl, że ona pomieszała dwa światy, wiedząc czy też nie wiedząc o tym.Kartki od Achmeda przychodziły regularnie.Co dwa, trzy dni wyjmowałem ze skrzynki kolorowe pocztówki z pozdrowieniami, czasami drobnymi literkami Achmed opisywał w nich również jakieś szczególnie dla niego ważne wydarzenie, którym jak najprędzej chciał się z nami podzielić.Tina wsuwała kartki za szybę w kuchennej szafce, więc kiedy zaczął się rok szkolny, mieliśmy już niezłą kolekcję widokówek z trasy przemierzanej przez Achmeda.Jesień zaglądała w okna naszego domu, dni były coraz krótsze, opadały wilgotne, wymięte liście, bo niebo coraz częściej ciemniało deszczowymi chmurami, ale Achmed życzliwie wybierał dla nas kolorowe widokówki, najczęściej przedstawiały letnie, słoneczne widoki miejscowości, które odwiedzał, i tym samym rozweselały nam wczesne i mokre tego roku wieczory.Pewnego dnia, wracając z pracy, zastałem w skrzynce na listy zielony druk z poczty.Było to awizo na list polecony, Tina jeszcze nie wróciła ze szkoły i ze swoich dodatkowych fakultetów, więc nie wchodząc nawet do domu, zawróciłem i pojechałem na pocztę.Odebrałem w okienku dość grubą kopertę zaadresowaną przez Achmeda tylko do mnie, chociaż zwykle wszystkie swoje kartki kierował do nas obojga, dodatkowo opatrzoną bardzo wyraźnym, starannie wykaligrafowanym napisem: DO RĄK WŁASNYCH.Zaniepokoiłem się, tajemnice nie były specjalnością Achmeda, o swoich poszukiwaniach źródeł wód mineralnych opowiadał wszystkim do znudzenia, tak jak i o licznych przypadkach, które sprawiły, że stał się obywatelem świata, chociaż jego ród wywodził się z Maroka.Dziwnym zrządzeniem losu od dziecka wychowywany był w głębokiej wierze katolickiej przez niezwykle zacną rodzinę rdzennych Polaków pochodzących z dawnych kresów.Dlaczego skierował swój list z podróży do moich "rąk własnych"? Jaką tajemnicę chce mi powierzyć, zastanawiałem się, wracając z poczty do domu.Niepokój kazał mi zatrzymać samochód na skraju szkółki leśnej otoczonej ogrodzeniem z surowych belek.Wysiadłem i opierając się o ten mokrawy, prowizoryczny płotek, rozerwałem kopertę.Wyjąłem z niej plik kartek zapisanych przez Achmeda i kolorowe zdjęcie.Spojrzałem na nie.W pierwszej chwili nie mogłem zrozumieć, skąd Achmed je wziął i dlaczego mi przesyła, bo to było najzwyczajniej zdjęcie roześmianej Tiny, którą jakiś pogodny chłopak ogarniał ramionami.Nie było w nim niczego, co mógłbym uznać za niestosowne, przeciwnie, Tina wyglądała na szczęśliwą, Achmed chyba przesadził w zastrzeżeniach, jeżeli jakieś miał, bo chłopak.przyjrzałem mu się uważnie.Później sięgnąłem po list Achmeda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]