[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczekiwali, że syn zrobi karierÄ™, wiÄ™c, cierpiÄ…c z powodu wÅ‚asnej nieznajomoÅ›ci francuskiego, poprzysiÄ™gli sobie, że ich syn nauczy siÄ™ tego jÄ™zyka.Już podczas pierwszych lat na uniwersytecie w St.Francis Xavier, rzeczy zaczęły iść nie po ich myÅ›li.Skuszony życiem na krawÄ™dzi, Ryan popadÅ‚ w kÅ‚opoty z alkoholem i lekami.Rzadko bywaÅ‚ w kampusie, bo zdecydowaÂnie bardziej odpowiadaÅ‚a mu atmosfera ciemnych, Å›mierdzÄ…cych piwem nor odwiedzanych przez czÅ‚onków gangów motocyklowych i handlarzy narkotyÂków.ZaznajomiÅ‚ siÄ™ z miejscowÄ… policjÄ… i jego orgie alkoholowe czÄ™sto koÅ„ÂczyÅ‚y siÄ™ na podÅ‚odze celi w kaÅ‚uży wÅ‚asnych wymiocin.Aż pewnego wieczora trafiÅ‚ do szpitala St.Martha po tym, jak jakiÅ› uzależniony od kokainy narÂkoman dźgnÄ…Å‚ go w szyjÄ™, o maÅ‚o co nie rozcinajÄ…c mu tÄ™tnicy szyjnej.Podobnie jak z nawróconymi chrzeÅ›cijanami, jego zmiana byÅ‚a szybka i peÅ‚na.CaÅ‚y czas pociÄ…gaÅ‚o go życie na marginesie, wiÄ™c po prostu przeszedÅ‚ na drugÄ… stronÄ™ barykady.SkoÅ„czyÅ‚ studia z zakresu kryminologii, zÅ‚ożyÅ‚ poÂdanie o pracÄ™ w SQ, dostaÅ‚ jÄ… i tak doszedÅ‚ do stopnia porucznika.Czas spÄ™dzony na ulicy okazaÅ‚ siÄ™ bardzo pomocny.Pomimo że zazwyÂczaj byÅ‚ uprzejmy i delikatny, Ryan cieszyÅ‚ siÄ™ reputacjÄ… awanturnika, który znaÅ‚ mÄ™tów od podszewki i potrafiÅ‚ sobie z nimi radzić.Nigdy z nim nie współpracowaÅ‚am.Wszystkiego tego dowiedziaÅ‚am siÄ™ od jego kolegów.NigÂdy nie sÅ‚yszaÅ‚am krytycznej uwagi o Andrew Ryanie.- Co pani dzisiaj tutaj robi? - spytaÅ‚.WyciÄ…gnÄ…Å‚ swoje dÅ‚ugie ramiÄ™ w stronÄ™ okna.- Powinna pani bawić siÄ™ razem z innymi.ZauważyÅ‚am cienkÄ… bliznÄ™ wystajÄ…cÄ… spod koÅ‚nierzyka i pnÄ…cÄ… siÄ™ do góry wzdÅ‚uż szyi.ByÅ‚a gÅ‚adka i bÅ‚yszczÄ…ca, jak wąż z lateksu.- Chyba nie bardzo mam z kim.A nie bardzo wiem, co ze sobÄ… zrobić, kiedy wszystkie sklepy sÄ… pozamykane.PowiedziaÅ‚am to, odgarniajÄ…c z czoÅ‚a grzywkÄ™.UÅ›wiadomiÅ‚am sobie, że jestem w dresie, i poczuÅ‚am siÄ™ nieswojo, widzÄ…c ich nienagannie skrojone ubrania.Wszyscy trzej wyglÄ…dali jak z reklamy “Pana".Bertrand wyszedÅ‚ zza biurka i wyciÄ…gnÄ…Å‚ do mnie rÄ™kÄ™, kiwajÄ…c gÅ‚owÄ… i uÅ›miechajÄ…c siÄ™.UÅ›cisnęłam jÄ….Claudel caÅ‚y czas nie patrzyÅ‚ na mnie.ByÅ‚ mi tutaj potrzebny jak ropna angina.- ZastanawiaÅ‚am siÄ™, czy mogÅ‚abym rzucić okiem na dane dotyczÄ…ce pewnej sprawy z zeszÅ‚ego roku.Chantale Trottier.ZostaÅ‚a zamordowana w październiku 93-ego.Jej ciaÅ‚o znaleziono w St.Jerome.Bertrand strzeliÅ‚ palcami i wycelowaÅ‚ jednego we mnie.- Tak.PamiÄ™tam tÄ™ sprawÄ™.DziewczynÄ™ znaleziono na Å›mietnisku.CiÄ…gle nie zÅ‚apaliÅ›my sukinsyna, który jÄ… zaÅ‚atwiÅ‚.KÄ…tem oka zauważyÅ‚am, że Claudel spojrzaÅ‚ na Ryana.Chociaż ledwo ruÂszyÅ‚ oczyma, wzbudziÅ‚ tym mojÄ… ciekawość.PodejrzewaÅ‚am, że Claudel nie przyszedÅ‚ tutaj w celach towarzyskich i byÅ‚am pewna, że rozmawiali o wczoÂrajszym morderstwie.CiekawiÅ‚o mnie, czy rozmawiali też o Gagnon i TrotÂtier.- Jasne - odparÅ‚ Ryan, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ sztywno.- Niech pani weÂźmie, co jest pani potrzebne.MyÅ›li pani, że znajdzie tam coÅ›, co przegapiliÂÅ›my?SiÄ™gnÄ…Å‚ po papierosy i wytrzÄ…snÄ…Å‚ jednego.WÅ‚ożyÅ‚ go do ust i wyciÄ…gnÄ…Å‚ paczkÄ™ w mojÄ… stronÄ™.PotrzÄ…snęłam gÅ‚owÄ….- Nie, nie.Nie o to chodzi - odparÅ‚am.- U siebie na górze mam dwa przypadki, które uporczywie przypominajÄ… mi o Trottier.Tak naprawdÄ™ wcaÂle nie wiem, czego szukam.ChcÄ™ tylko przejrzeć zdjÄ™cia i może raport z miejÂsca zbrodni.- Tak, znam to uczucie - powiedziaÅ‚, wydmuchujÄ…c dym z boku ust.Nawet jeÅ›li wiedziaÅ‚, że któryÅ› z moich przypadków jest tym, którym zajmuje siÄ™ Claudel, to nie daÅ‚ tego po sobie poznać.- Czasami trzeba po prostu zdać siÄ™ na instynkt.A o co chodzi?- Wydaje jej siÄ™, że grasuje psychopata, który ma na sumieniu wszystÂkie morderstwa od czasów wampira z Rostowa.PowiedziaÅ‚ to matowym gÅ‚osem i zauważyÅ‚am, że znowu wpatruje siÄ™ w swoje frÄ™dzle.Jego usta prawie siÄ™ nie poruszaÅ‚y, kiedy mówiÅ‚.WydawaÅ‚o mi siÄ™, że nie próbowaÅ‚ ukryć pogardy.OdwróciÅ‚am siÄ™ od niego i zignorowaÅ‚am go.Ryan uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do Claudela.- Daj spokój, Luc, wyluzuj siÄ™, nigdy nie zaszkodzi jeszcze raz sprawÂdzić.JeÅ›li brać pod uwagÄ™ to, ile czasu już minęło od tamtej zbrodni, to nie wykazaliÅ›my siÄ™ rewelacyjnym tempem.Claudel żachnÄ…Å‚ siÄ™ i potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….Ponownie spojrzaÅ‚ na zegarek.Potem zwróciÅ‚ siÄ™ do mnie.- A o czym pani myÅ›li?Nim zdążyÅ‚am odpowiedzieć, gwaÅ‚townie otworzyÅ‚y siÄ™ drzwi i Michel Charbonneau wpadÅ‚ z impetem do sali.RuszyÅ‚ podekscytowany w naszÄ… stroÂnÄ™, kluczÄ…c miÄ™dzy biurkami, wymachujÄ…c jakimÅ› papierem w lewej rÄ™ce.- Mamy go - powiedziaÅ‚.- Mamy skurwiela!ByÅ‚ czerwony na twarzy i ciężko oddychaÅ‚.- Czas najwyższy - rzekÅ‚ Claudel.- Niech no rzucÄ™ okiem.OdzywaÅ‚ siÄ™ do Charbonneau tak, jakby to byÅ‚ chÅ‚opiec na posyÅ‚ki, ale byÅ‚ tak niecierpliwy, że nie zwracaÅ‚ najmniejszej uwagi na zachowanie choćby pozorów kurtuazji.Charbonneau zmarszczyÅ‚ brwi, ale podaÅ‚ kartkÄ™ Claudelowi.Trzej mężczyźni pochylili siÄ™ nad niÄ…, ich gÅ‚owy byÅ‚y bardzo blisko siebie, jak aktorów sprawdzajÄ…cych tekst sztuki.Stali odwróceni do Charbonneau plecami.- Ten półgłówek użyÅ‚ jej karty bankowej godzinÄ™ po tym, jak jÄ… zaÅ‚atwiÅ‚.Wyraźnie goÅ›ciowi nie dość byÅ‚o rozrywki jak na jeden dzieÅ„, bo poszedÅ‚ do bankomatu na rogu, żeby wyciÄ…gnąć trochÄ™ kasy.Tylko, że to nie jest miejsce dla biedaków, wiÄ™c zainstalowali kamerÄ™ skierowanÄ… na bankomat.NaÂbraÅ‚a transakcjÄ™ i, voila, mamy prezent od Kodaka!SkinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… w stronÄ™ odbitki.- Przystojniak to raczej z niego nie jest, co? WybraÅ‚em siÄ™ tam dzisiaj z tym zdjÄ™ciem, ale pracujÄ…cy na nocnej zmianie sprzedawca nie znaÅ‚ nazwiÂska tego goÅ›cia.Wydaje mu siÄ™ jednak, że zna jego twarz z widzenia.PowieÂdziaÅ‚, żebyÅ›my pogadali z facetem, który go zmienia o dziewiÄ…tej.WyglÄ…da na to, że nasz goÅ›ciu jest tam staÅ‚ym klientem.- Cholera jasna - rzuciÅ‚ Bertrand.Ryan w milczeniu wpatrywaÅ‚ siÄ™ w zdjÄ™cie.Wysoki i chudy, staÅ‚ zgarbioÂny nad swoim niższym partnerem.- Skoro to jest ten kutas - powiedziaÅ‚ Claudel, przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ jego wizerunkowi - dobierzmy mu siÄ™ do skóry.- ChcÄ™ jechać z wami.Zapomnieli o mnie.Wszyscy czterej odwrócili siÄ™ w mojÄ… stronÄ™, detekÂtywi SQ byli nieco rozbawieni i ciekawi, co bÄ™dzie dalej.- C'est impossible - zastrzegÅ‚ Claudel, jako jedyny w tej chwili używaÂjÄ…cy francuskiego.Twarz mu zesztywniaÅ‚a, a pod policzkami uwypukliÅ‚y siÄ™ mięśnie.W jego oczach nie byÅ‚o uÅ›miechu.Chce pojedyneku, niech ma.- Sierżancie detektywie Claudel - zaczęłam po francusku, bardzo starannie dobierajÄ…c sÅ‚owa.- Wydaje mi siÄ™, że widzÄ™ wyraźne podobieÅ„stwa Å‚Ä…czÄ…ce kilka ofiar zabójstw, których ciaÅ‚a badaÅ‚am.Skoro tak jest, być może to jeden czÅ‚owiek, psychopata, jak go pan okreÅ›la, stoi za tymi wszystkimi i zbrodniami.Może mam racjÄ™, a może siÄ™ mylÄ™.Czy naprawdÄ™ chce pan wziąć na siebie odpowiedzialność za odrzucenie tej możliwoÅ›ci i ryzykowaÂnie życia kolejnych Bogu ducha winnych ofiar?ByÅ‚am uprzejma, ale stanowcza.Ja również nie byÅ‚am rozbawiona.- Do diabÅ‚a, Luc, niech pojedzie z nami - odezwaÅ‚ siÄ™ Charbonneau - Przepytamy tylko kilku ludzi,- No dalej, i tak musimy zÅ‚apać tego faceta, niezależnie od tego, czy z niÄ…, czy bez niej - wtrÄ…ciÅ‚ siÄ™ Ryan.Claudel nic nie powiedziaÅ‚.WyciÄ…gnÄ…Å‚ klucze, wÅ‚ożyÅ‚ zdjÄ™cie do kieszeÅ„ i szybkim krokiem ruszyÅ‚ w stronÄ™ drzwi.- No to spadamy - dodaÅ‚ Charbonneau.MiaÅ‚am przeczucie, że zanosi siÄ™ na kolejny dÅ‚ugi dzieÅ„.9Dotarcie na miejsce nie byÅ‚o Å‚atwe.Kiedy Charbonneau przedzieraÅ‚ siÄ™ na zachód wzdÅ‚uż De Maisonneuve, siedziaÅ‚am z tyÅ‚u i wyglÄ…daÅ‚am przez okno, nic zwracajÄ…c uwagi na trzeszczÄ…ce radio
[ Pobierz całość w formacie PDF ]