[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz - wypnij tyłek.I pomaszerował wzdłuż szeregu, zanurzając palce w odbyt­nicach.Tracy z ogromnym wysiłkiem powstrzymywała się od wymiotów.Czuła falę mdłości, narastającą w jej gardle i zaczynała się dławić.- Spróbuj tylko zwymiotować, a wpakuję ci to z powrotem do gardła.- Zwrócił się do strażników: - Zabierzcie je pod prysznice.Śmierdzą.Niosąc swoje ubrania, nagie więźniarki pomaszerowały innym korytarzem do wielkiego, betonowego pomieszczenia, wyposażonego w tuzin natrysków.- Rzućcie ubrania do kąta - rozkazała matrona - i właźcie pod prysznice.Używajcie mydła dezynfekcyjnego.Myjcie dokładnie każdy kawałek ciała od głowy do pięt, włosy umyjcie szamponem.Tracy zeszła z chropowatej, cementowej podłogi pod prysznic.Struga wody była zimna.Tarła ciało szorstkim mydłem, myśląc: „Nigdy już nie będę czysta.Co to za obrzydliwi ludzie? Jak mogą traktować kogokolwiek w ten sposób? Nie wytrzymam tego przez piętnaście lat!”- Hej ty! Czas się skończył! Wychodź! - zawołał do niej strażnik.Tracy wyszła spod prysznica i jej miejsce zajęła następna kobieta.Podali jej cienki, sprany ręcznik, którym się wytarła.Gdy ostatnia więźniarka wykąpała się, przeszły do magazynu, gdzie stały półki z ubraniami, pilnowane przez kobietę o latynoskich rysach, która mierzyła każdą z osobna i rozdzielała szare uniformy.Tracy i każda z nowo przybyłych otrzymały po dwie mundurowe sukienki, dwie pary krótkich spodni, dwa biustonosze, dwie pary butów, dwie koszule nocne, pas sanitarny, szczotkę do włosów i torbę na brudną bieliznę.Matrony stały, przyglądając się wkłada­jącym ubrania więźniarkom.Gdy skończyły - zaprowadzono je do pokoju, gdzie inna zaufana więźniarka obsługiwała duży aparat fotograficzny ustawiony na trójnogu.- Stań tam, pod ścianą.- Tracy podeszła do ściany.- Patrz prosto.- Wlepiła wzrok w obiektyw.Klik!- Obróć twarz w prawo.- Posłuchała.Klik! -.Lewy profil - klik! - podejdź do stołu.Na stole znajdowały się urządzenia do pobierania odcisków palców.Tracy kładła palce na poduszce nasączonej tuszem i potem przyciskała je do białej kartki.- Lewa ręka.Prawa ręka.Wytrzyj ręce tą ścierką.Skończone.„Ma rację - pomyślała Tracy - skończone.Jestem numerem.Bez imienia, bez twarzy”.Strażnik zwrócił się do niej:- Whitney? Wzywa cię naczelnik więzienia.Chodź za mną.Serce podeszło Tracy do gardła.Jednak Charles coś zrobił, mimo wszystko! Oczywiście, że nie opuścił jej, ona także nie opuściłaby jego.To tylko nagły szok kazał mu zachować się tak, jak się wtedy zachował.Miał czas, przemyślał wszystko spokojnie i zrozumiał, że wciąż ją kocha.Porozmawiał z naczelnikiem i wyjaśnił tę straszliwą pomyłkę.Teraz ją uwolnią.Pomaszerowała jeszcze innym korytarzem przez dwie przegrody potężnych drzwi zamykanych na ciężkie sztaby, strzeżonych przez męską i żeńską straż.Przechodząc przez drugie drzwi, Tracy omal nie przewróciła się, wpadając na jakąś olbrzymkę idącą w przeciw­nym kierunku.Była to chyba najwyższa kobieta, jaką kiedykolwiek widziała - miała dobrze ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, musiała ważyć grubo powyżej stu kilogramów.Miała płaską twarz, po­znaczoną ospą, ogromne, żółtawe oczy.Złapała Tracy za ramię i przytrzymała, dotykając ręką jej piersi.- Hej! - krzyknęła do strażnika.- Mamy tu nową rybkę! Może by ją tak wpakować do mnie, co? Pasuje wam?Miała wyraźny szwedzki akcent.- Niestety.Już jest przydzielona, Berto.Amazonka klepnęła ją po głowie.Tracy cofnęła się, a olbrzymka wy buchnęła śmiechem.- OK, littbarn[4].Duża Berta obejrzy cię później, mamy sporo czasu.Nigdzie nie wyjeżdżamy.Znaleźli się przed biurem naczelnika.Tracy gubiła się w domys­łach.Czy będzie tu Charles? A może przysłał swojego adwokata? Sekretarka naczelnika skinęła głową strażnikowi.- Już jest, czeka na nią.Zostań tutaj.Naczelnik więzienia George Brannigan siedział nad porysowa­nym blatem biurka, studiując uważnie leżące przed nim dokumenty.Był już po czterdziestce - szczupły, zniszczony człowiek o delikat­nych rysach i głęboko osadzonych, zielonych oczach.Naczelnik Brannigan już od pięciu lat nadzorował południowo-luizjański zakład penitencjarny.Przyjechał tu jako młody, nowo­czesny kryminolog, gorliwy idealista, przekonany o konieczności gruntownych reform w zakładach penitencjarnych.Ale rzeczywistość urobiła go, tak jak przed nim urobiła innych.Cele, przewidziane pierwotnie jako dwuosobowe, mieściły od czterech do sześciu więźniarek.Naczelnik wiedział, że taka sama sytuacja panuje wszędzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl