[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostatnim zadaniem mistrza ceremonii było przydzielenie miejsca każdemu z zaproszonych i dopilnowanie, by niewolnicy prowadzili gości do właściwych stołów.Krassus, wspaniale się prezentujący w białozłotej szacie, zajmował centralne miejsce w najlepszym, północnym pokoju; towarzyszyli mu Faustus Fabiusz, Marek Mummiusz i Sergiusz Orata, a także ważniejsi miejscowi przedsiębiorcy i politycy.W środkowym pokoju honory czyniła Gelina, mając u boku Metrobiusza, Iaię i Olimpias oraz najszacowniejsze matrony z okolicznych miast.Do trzeciego pokoju, największego i najbardziej oddalonego od kuchni, skierowano tych z nas, którzy nie mieli odpowiednio dobrej pozycji: młodszych wspólników, drugich synów, urzędników, których kariery już przebrzmiały, i rozmaitej maści klientów, jakich można znaleźć uczepionych do wszystkich znamienitszych domów.Rozbawiło mnie, gdy ujrzałem, że znalazł się wśród nas i Dionizjusz.Żachnął się, gdy niewolnik wskazywał mu miejsce, i zażądał rozmowy z mistrzem ceremonii; jak niepyszny musiał jednak zasiąść na sofie wciśniętej w przeciwległy róg pokoju, nawet nie przy oknie.W normalnych warunkach rezydujący w domu filozof znalazłby się blisko gospodarza.Podejrzewałem, że to sam Krassus wydał takie polecenie, by dać mu dobrze wymierzonego prztyczka.Ponieważ miało się już pod wieczór, Dionizjusz zdecydował się wypić swoją zieloną miksturę przed posiłkiem.Chcąc powetować sobie wyrządzony mu afront, urządził całe przedstawienie, głośno domagając się obsługi i niepotrzebnie uwłaczając młodej niewolnicy, która pobiegła do kuchni spełnić jego życzenie.Wróciła po chwili i drżącymi rękoma postawiła przed nim kubek z zieloną, pienistą cieczą.Rozejrzałem się po pokoju, omiatając wzrokiem dość gęsto ustawione sofy skupione wokół małych stolików.Nie dostrzegłem nikogo znajomego.Eko był nie w humorze; nie odzywał się i nie miał apetytu.Ja natomiast chętnie próbowałem stawianych przede mną delikatesów, przemyśliwając nad dalszymi krokami na pozostałe mi godziny.Z miejsca, gdzie spoczywałem, miałem widok na sąsiednie pokoje.Uniósłszy się na łokciu, mogłem dostrzec Krassusa, popijającego wino i konferującego z Sergiuszem Oratą.To architekt pierwszy zwrócił mą uwagę na nie wytłumaczone dochody Lucjusza Licyniusza.Czy wiedział o nich więcej, niż mi powiedział? Może właśnie on był owym tajemniczym wspólnikiem w przemytniczym procederze? Jego okrągła twarz z odciśniętym na stałe wyrazem samozadowolenia nie była twarzą kogoś zdolnego do morderstwa; miałem jednak nieraz okazję się przekonać, że bogaci ludzie bywają zdolni do wszystkiego.Marek Mummiusz, leżący tuż obok swego wodza, sprawiał wrażenie zdenerwowanego i nieszczęśliwego.Nie spodziewałem się po nim innego nastroju, skoro Krassus szorstko odrzucił wszystkie jego prośby o oszczędzenie Apoloniusza.Wydawało mi się nieprawdopodobne, by Mummiusz mógł być cichym wspólnikiem Lucjusza w sytuacji, gdy dzielił ich zatarg o młodego niewolnika.Pomyślałem jednak, że Mummiusz z łatwością mógłby przyjechać z obozu nad jeziorem Lucrinus w noc morderstwa i wrócić tam z powrotem.Może tak właśnie uczynił, chcąc raz jeszcze zwrócić się do Lucjusza, by ten sprzedał mu Apoloniusza? Jeżeli Lucjusz Licyniusz był choć w połowie tak uparty jak jego kuzyn, zapewne znów by mu odmówił.Czy wtedy Mummiusz mógłby wpaść w morderczy szał? Jeśli tak się stało, niechcący spowodował lawinę wydarzeń prowadzącą do unicestwienia osoby, której tak pożądał, a jedynym sposobem na uratowanie życia młodzieńca było przyznanie się do własnej winy.Tragedia w iście greckim stylu!Mój wzrok spoczął na „lewej ręce” Krassusa, na Faustusie Fabiuszu, właścicielu zadartego nosa i płomiennej grzywy.Spotykał się z Lucjuszem tak samo często jak Mummiusz, miał zatem sposobność, jak i odpowiednie koneksje, by zawiązać z nim cichą spółkę i zająć się bajecznie dochodowym, choć równie niebezpiecznym przedsięwzięciem.Wiedziałem od Mummiusza, że Fabiusz pochodzi z patrycjuszowskiego rodu o ograniczonych środkach, ale jego charakter mogłem ocenić jedynie bardzo pobieżnie.Tacy ludzie często kryją się za maskami bardziej nieprzeniknionymi niż woskowe podobizny ich zmarłych przodków.Fabiusze byli przy narodzinach republiki; przedstawiciele rodu znaleźli się wśród pierwszych wybranych konsulów, jednymi z pierwszych uprawnionych do noszenia togi z purpurowym szlakiem i do sprawowania odebranej królom władzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]