[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlaczego, Mappo?Trell modlił się o to, by jego przyjaciel się nie odwrócił, nie pozwolił mu ujrzeć swej twarzy i oczu.Najgorszy z dziecinnych lęków, oblicze koszmaru – matka, ojciec, cała miłość odebrana, zastąpiona zimnym wyrachowaniem albo ślepą obojętnością, prostym brakiem zainteresowania.i dziecko budzi się z krzykiem.Nie odwracaj się, Icariumie.Nie zniosę widoku twojej twarzy.– Być może popełniłem błąd – ciągnął Jhag, nadal przemawiając cichym, niewinnym głosem.Mappo usłyszał na piasku kroki Skrzypka i Crokusa.Wypełniająca powietrze aura zatrzymała ich, skłoniła do milczenia.– Pomyliłem się w pomiarach albo użyłem nieodpowiedniego znaku.Omtosański to stary język i pamiętam go słabo.Być może w czasach, gdy to stworzyłem, wcale nie pamiętałem go lepiej.Wiedza, którą sobie przypominam, wydaje się.precyzyjna, ale przecież nie jestem doskonały.Moja pewność może być jedynie złudzeniem.Nie, Icariumie, nie jesteś doskonały.– Według moich obliczeń od chwili, gdy stałem tu poprzednio, minęły dziewięćdziesiąt cztery tysiące lat, Mappo.Dziewięćdziesiąt cztery tysiące.Musiałem popełnić jakiś błąd.To chyba niemożliwe, by ruiny przetrwały tak długo?Mappo mimo woli wzruszył ramionami.Skąd możemy to wiedzieć?– Być może nasycenie czarami.Być może.– Ciekawe, kto zniszczył to miasto?Ty, Icariumie.Nawet gdy zawładnął tobą gniew, jakaś część twojej jaźni poznała to, co sam zbudowałeś, i pozostawiła to nietknięte.– Kimkolwiek byli, dysponowali wielką mocą – ciągnął Jhag.– Przybyli tu T’lan Imassowie, którzy próbowali odeprzeć wrogów.Mieszkańców tego miasta łączył z Milczącym Zastępem dawny sojusz.W piasku pod naszymi stopami leżą pochowane skruszone kości tysięcy Imassów.Jaka moc mogłaby dokonać czegoś takiego, Mappo? Nie Jaghuci, nawet w czasach swej największej potęgi, przed tysiącem tysiącleci.A K’Chain Che’Malle wyginęli jeszcze dawniej.Nie rozumiem tego, przyjacielu.Na bark Mappa opadła pokryta stwardnieniami dłoń, która uścisnęła go przelotnie, a potem się cofnęła.Skrzypek wyminął Trella i zatrzymał się u boku Jhaga.– Odpowiedź wydaje mi się oczywista, Icariumie – odezwał się żołnierz.– Winna tym zniszczeniom jest moc Ascendentu, furia boga albo bogini.Z pewnością słyszałeś wiele opowieści o starożytnych imperiach, które w swej dumie sięgnęły zbyt wysoko.Kim właściwie było Siedmiu Świętych? Kimkolwiek by nie byli, w tym mieście otaczano ich czcią.Z pewnością w innych miastach Raraku również.Spójrz, z jaką furią zaatakowano te siedem tronów.To mi wygląda na osobistą sprawę.Opadła tu dłoń boga albo bogini, Icariumie, ale ktokolwiek tego dokonał, śmiertelnicy dawno już o nim zapomnieli.Mnie przynajmniej nie przychodzi do głowy żaden znany Ascendent, który byłby zdolny użyć tak wielkiej mocy na płaszczyźnie śmiertelników.– Och, wiele z nich mogłoby to uczynić – zapewnił go Icarium głosem, który nagle odzyskał wigor – ale od tamtych czasów nauczyli się subtelności w ingerencji w sprawy śmiertelników.Dawne metody były zbyt niebezpieczne pod wszelkimi możliwymi względami.Chyba odpowiedziałeś na moje pytanie, Skrzypek.Saper wzruszył ramionami.Mappo poczuł, że serce bije mu wolniej.Tylko nie myśl już o tym jedynym ocalałym artefakcie, Icariumie.Mappo zadrżał i zaczerpnął głęboko tchu.Jego pot skapywał na piasek.Trell zerknął na Crokusa.Chłopak spoglądał w inną stronę, ostentacyjnie demonstrując obojętność.Mappo zastanawiał się nad stanem jego umysłu.– Dziewięćdziesiąt cztery tysiące lat.To musi być błąd – stwierdził Icarium.Odwrócił się i uśmiechnął blado do Trella.Mappowi zamgliło się przed oczyma.Skinął głową i odwrócił wzrok, by zwalczyć gwałtowny przypływ smutku.– Czy w takim razie wznowimy pościg za Apsalar i jej ojcem? – zapytał Skrzypek.– Tak – wyszeptał Icarium, otrząsając się.– Jesteśmy już blisko.i to chyba wielu celów.To zaiste niebezpieczna podróż.W noc jego odjazdu, przed wieloma stuleciami, gdy rytualnie zwolniono go z ostatnich dawnych lojalności, Mappo uklęknął przed najstarszą gnaciarką plemienia w jej ciasnej, zadymionej jurcie.– Muszę dowiedzieć się więcej – wyszeptał.– O tych Bezimiennych, którzy żądają ode mnie tak wiele.Czy służą jakiemuś bogu?– Kiedyś służyli, ale to już przeszłość – odparła staruszka, nie mogąc albo nie chcąc patrzeć mu w oczy.– Wygnano ich, odarto ze wszystkiego.W czasach Pierwszego Imperium, które w rzeczywistości nie było pierwszym, gdyż ten tytuł dawno już zdobyli dla siebie T’lan Imassowie.Oni byli lewą ręką, a inna sekta prawą.Obie przewodziły i powinny pozostawać złączone uściskiem.Jednakże ci, którzy mieli zostać Bezimiennymi, podczas swych podróży do świata tajemnic.– Wykonała dłonią gest cięcia, jakiego Mappo nigdy dotąd nie widział u plemiennej starszyzny.Zdał sobie ze zdumieniem sprawę, że to gest Jhaga.– Tajemnice, które należały do kogoś innego, sprowadziły ich na manowce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]