[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mężczyzna podniósł dłoń i zakryłnią twarz.Jego wysoka i chuda postać kołysała się na piętach. Ja chyba zwariuję! wykrzyknął. No, niech się pan uspokoi powiedziała kobieta, obejmując go ręką.Gdywyrwał się z jej objęcia, jej twarz nagle zaczerwieniła się.141 Niech pani go zostawi powiedziałem. Ja się nim zaopiekuję.Wykrzywiła usta. Wyrzucę was stąd wszystkich, prosto na ciemny dwór, jeśli pan nie przesta-nie! Była zbyt zmęczona, sama bliska załamania.Odwróciła się od nas, otuliładokładnie szalem i wyszła z pokoju.Ludzie, którzy zebrali się pod drzwiami, ci-cho rozstąpili się przed nią.Anglik płakał.Wiedziałem, co muszę zrobić, ale nie tylko dlatego, że chciałem dowiedziećsię od niego jak najwięcej; czułem, że moje serce wali w cichym podnieceniu.Wi-dok tego człowieka w takim stanie rzeczywiście rozdzierał serce.Los przywiódłmnie bezlitośnie zbyt blisko niego. Zostanę z panem zaproponowałem.Przysunąłem dwa krzesła.Usiadłciężko z oczyma wpatrzonymi w migocący płomień świecy.Zamknąłem drzwii ściany zdały się uchodzić w dal.Kółeczko Wokół płomienia świecy stało sięjakby jaśniejsze wokół jego pochylonej głowy.Odchylił się do tyłu, oparł gło-wę o krzesło, po czym wytarł twarz chusteczką.Wyciągnął z kieszeni skórzanyfuterał, W którym miał butelkę i zaproponował mi łyk.Odmówiłem. Zechce mi pan powiedzieć, co się stało? Przytaknął. Być może powiedział spowoduje pan, że się opamiętają.Jest panFrancuzem, prawda? Pan wie, jestem Anglikiem. Tak odparłem.I wtedy, ściskając żarliwie moją dłoń, spirytus tak osłabił jego zmysły, że na-wet nie poczuł jej zimna, powiedział mi, że ma na imię Morgan i że potrzebujerozpaczliwie mojej pomocy.W tej chwili, trzymając jego rękę i czując jej gorączkę, zrobiłem dziwną rzecz.Powiedziałem mianowicie, jak się nazywam i jakie jest moje imię, choć zwyklenikomu tego nie ujawniam.Ale on i tak i nie słuchał mnie i wpatrywał się w mar-twe ciało kobiety.Jego usta wykrzywiły się tylko w delikatnym uśmiechu.Wyraztwarzy mógłby poruszyć każdego, trudno było pozostać przy nim obojętnym. To moja wina powiedział to ja ją tutaj sprowadziłem.Uniósł brwi,jakby się sam sobie dziwił. Nie odpowiedziałem szybko pan przecież tego nie zrobił.Niech panmi powie, kto to zrobił.Wydało mi się, że zmieszał się, zatopił w myślach. Nigdy nie wyjeżdżałem z Anglii zaczął. Byłem malarzem, widzipan.jak gdyby miało to teraz jakieś znaczenie.obrazy, książki! Myślałem, żeto wszystko takie malownicze! Takie malownicze!Jego wzrok przesunął się po pokoju, głos zawisł w powietrzu.Przez dłuższyczas znów patrzył na zmarłą, a potem cicho odezwał się do niej: Emilio.142Zdawało mi się, że przyciska coś cennego do serca.Stopniowo, dowiedziałemsię wszystkiego.Była to ich podróż poślubna, przez Niemcy aż do tego kraju,gdzie Morgan odnajdywał krajobrazy, które chciał malować.Tak oto, w końcu,przybyli do tego odległego miejsca, ponieważ tu właśnie, w pobliżu, znajdowałysię ruiny klasztoru, o których mówiono, że zachowały się w dobrym stanie.JednakMorgan i Emilia nigdy nie dotarli do tego klasztoru.Tragedia miała ich spotkaćwłaśnie tu.Okazało się, że nie ma regularnych kursów tą drogą i Morgan musiałwynająć chłopa z wozem, aby ich tutaj przywiózł.Tego wieczoru, kiedy przy-byli na miejsce, zauważyli niezwykły ruch na cmentarzu, na peryferiach wioski.Chłop, który ich tu przywiózł, zerknął tylko raz i odmówił dalszej jazdy. Wyglądało to na swego rodzaju procesję opowiadał Morgan. Uczest-nicy ubrani byli w swoje najlepsze, wyjściowe ubrania, niektórzy trzymali w dło-niach kwiaty.Prawda jest taka, że byłem tym całkowicie zafascynowany.Chcia-łem to widzieć.Tak bardzo, że nie przejąłem się tym, że woznica wysadził nastutaj i odjechał.Widzieliśmy wioskę w górze, nad sobą.Właściwie to był mój po-mysł.Widzi pan, Emilia łatwo godziła się na wszystko.W końcu zostawiłem ją nadrodze przy bagażach, a sam poszedłem do góry.Wdrapałem się na pagórek bezniej.Widział go pan wjeżdżając do wioski, i ten cmentarz? Nie, oczywiście, że gopan nie widział.Bogu dzięki, że ten pana powóz przywiózł was tutaj bezpieczniei w zdrowiu.Choć, gdyby pan jechał jeszcze dalej, nie zważając na konie.Przerwał. Ale co się stało? zapytałem łagodnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]