[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ważne, że wreszcie miałdo kogo otworzyć usta. I jak cisię udało.?Wskazał wnękę i nagleuświadomił sobie, że skoro tewnęki istniały, to ktoś musiał znich korzystać, przecież nieskonstruowano ich specjalnie dlaDaniela Pantalekisa.Rzeczoczywista, a jednak, cholera,wcześniej nie przyszło mu to dogłowy, pewnie dlatego, że w muzeum nigdy nie spotkałżadnego tubylca.No i jeślipotrafili podróżować w czasie, todlaczego nie przenosili sięmasowo do najmniejzniszczonego ze światów?Odsunął się, wciąż patrząc najasnowłosą ze zdumieniem,podczas gdy ona wyciągnęła doniego ręce. Proszę powiedziała.Pomóż.Te dwa słowa akurat znał, częstosam ich używał, gdy jeszczeopiekowała się nim Sarimel.Nie miał pojęcia, o codziewczynie chodzi, ale nawszelki wypadek cofnął sięjeszcze dwa kroki. Pomóż powtórzyła zuporem.Coś zaczęło mu świtać.Jasnowłosa mogła zostać wswoim świecie, gdzie jeszcze niebyło tak zle, lecz zamiast tegoznalazła się tutaj, w towarzystwietrupów i posępnej ciszy.APantalekis miał tylko jednowytłumaczenie. O nie. Odsuwał się, wmiarę jak dziewczyna do niegopodchodziła. Nie zabiję cię.Nie ma mowy.Nie lubię tego inie zamierzam się zmuszać.Chcesz, to zostań tu sobie, napewno szybko umrzesz.Ale namnie nie licz.Zatrzymała się, zdezorientowana.Daniel nie wiedział, czy todlatego, że domyśliła się, copowiedział, czy może po prostudziwiła ją obcość jego mowy. Chcesz, to skocz z dachu albozrób pętlę z paska i się powieś poradził. To wcale nie jesttrudne.Ale mnie w to niemieszaj.To nieładnie tak robić.Potem miałbym wyrzutysumienia.Nie patrzył na dziewczynę.Jejskrzywione do płaczu wargi iwilgotne oczy budziły w nimzłość.Czemu przyczepiła sięakurat do niego? Jeśli już musiałaprosić o śmierć, to nie mogłapójść do ojca, brata czykochanka? Przecież Danielawidziała tylko raz, a to, że wpadlina siebie w tym świecie, byłoczystym przypadkiem. Mam swoje problemy,rozumiesz? wymamrotał,zręcznie wymijając jasnowłosą iwchodząc do wnęki, z którejprzed chwilą wyszła. Niemogę jeszcze zajmować się tobą.Zdeterminowana, ruszyła w jegostronę.Daniel pospieszniezamknął oczy, starając sięprzywołać wspomnienie znanego,bezpiecznego świata.%7ładnych trupów przy wejściu.Porządne, solidne mury domówbez śladu po ogniu.Oplatające jerury nieco tylko zardzewiałe.Szybko, szybciej.Obrazy się rwały, rozmywały wpamięci.Oczywiście nie zdążył.Dopadła go, złapała za koszulę iwczepiła się w nią, bełkoczącswoje Pomóż, pomóż.Krótki, nagły przypływwściekłości jak wstrząselektryczny i Daniel odepchnąłdziewczynę, nawet nie myśląc otym, co robi.Dłonie sameskoczyły do jej ramion, palce sięzacisnęły.Była lekka, bardzowiotka, a on ją odepchnął.Mocno.Poleciała w tył, ale nie upadła naposadzkę.Zatrzymała się wpołowie, zdumiona, z szerokootwartymi oczami.Z jej piersisterczały końce metalowychpazurów, a za nią, podtrzymującciało, stało na dwóch łapachsztywno wyprostowane zwierzę. O kurwa wymamrotałPantalekis, ponieważ nic innegonie przyszło mu do głowy. Coto, kurwa, jest?Mechaniczne zwierzę to chybabył lew obróciło łeb, wokółposypały się drobinki rdzy.Zlepiarozbłysły zielenią, po czymzgasły.Dziewczyna otworzyła usta iczerwony strumyczek pociekł jejna brodę.Zamrugała, spróbowałacoś powiedzieć.Krew polała sięszerszą strugą.Pantalekis zrobił krok w tył,wpadł na ścianę i przylgnął doniej.Zamknął oczy, desperackopróbując przywołać w pamięcijakikolwiek obraz.Chciałprzenieść się w czasie, zaraz,natychmiast.Każdy świat będzielepszy od tego, uznał.Słyszał, jak dziewczyna wydaje zsiebie chrapliwe, bulgoczące imokre dzwięki, które brzmiały,jakby ktoś próbował mówić zustami pełnymi błota.Tyle że tonie było błoto, lecz krew; całasuknia już pewnie była czerwona isztywniejąca.Nie otworzył oczu.Nie chciałtego widzieć.12Spotkali się wieczorem w tymsamym miejscu co wcześniej.Napodniebnym trakcie biegnącymod rozgałęzienia nad placemSiepaczy do Kopuły.Mogli stądwidzieć każdego, kto się zbliżał ico więcej, zdążyliby uciec, nimnadchodzący rozpoznałby ichsylwetki.Kaira uważała to zaprzesadną ostrożność, ale Finnennalegał.Dziewczynapodejrzewała, że zabawa wkonspiratora po prostu sprawiamu frajdę.Roztarła zmarznięte policzki.Natej wysokości zawsze wiał zimny,przenikliwy wiatr.Potem zachichotała. Mógłby podejść do nas ktośubrany w siatkę niewidzialności,pomyślałeś o tym? Pomyślałem.Na śniegu wskazał warstwę zmrożonegopuchu, który połyskiwał w świetleksiężyców byłoby widać ślady. A gdyby ktoś niewidzialnyprzyfrunął na Skrzydłach? Wątpię, czy udałoby mu się donas podlecieć.Za duży wiatr. Pomyślałeś o wszystkim, co? Wbiła zmarznięte dłonie wkieszenie płaszcza.Już się nieuśmiechała; była terazroztargniona, jakby myślamiprzebywała gdzieś indziej, aodpowiedz na zadane pytaniewcale jej nie obchodziła.Mimo to Finnen odpowiedział. Staram się.Skinęła głową, skupiona najakimś punkcie w przestrzeni.Kołysała się lekko na piętach,wciąż z rękami w kieszeniach. Jak ci się pracuje wArchiwum? zapytał. Tak sobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]