[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wróciłdo swojego poprzedniego stanu.Był już bez ubrania, które dostał od Latii, a które jemujednak wydawało się bezcelowe i zbyt afektowane.Polney przystanął i obserwował węża.Kiedy chciał go wyminąć, wąż przygotowałsię do kolejnego uderzenia.Polnik pognał do przodu i wąż znowu chybił ponownieukąsił roślinę.Naprawdę nie był szczególnie bystry ani zwinny, jak bywają węże, choćpasował do obrazu przeciętnego zombi.Najdziwniejsze było to, że roślina stawała się coraz zdrowsza.Jad w widoczny spo-sób wzmacniał ją. Zombi boją się zdrowia! krzyknęła Chex. Więc ukąszenia grożą tym, cze-go się obawiają.Ale my nie jesteśmy zombi i nie mamy pewności, jaki byłby tego sku-tek dla nas.Rzeczywiście nie mogli być pewni! Esk w samą porę wyminął węża, ten chybił celui Esk pobiegł, by dołączyć do pozostałych.Teraz znalezli się w strefie walczących noży. Tą trasą szłam poprzednio rzekła Chex. Zcieżka musi gdzieś skręcać, ponie-waż stąd prowadziła do Wyspy Centaura.Wyciągnęła nóż z plecaka i rzuciła go w gąszcz noży.Natychmiast rozpoczęła się bi-jatyka, kiedy noże zaatakowały nóż-intruza.Cięły się wzajemnie podczas walki, corazbardziej się wściekały, aż połamały się wszystkie.Cała czwórka mogła ruszyć tamtędy,ale odnajdywacz ścieżki już nie wskazywał tego kierunku.Chex skinęła. To się zmienia.Walka noży była tylko kluczem, a nie częścią ścieżki.Ruszyła po nowej ścieżce, która prowadziła z powrotem tam, skąd przyszli.Rozkładająca się roślinność zmieniała się w rozkładające kamienie i inne odpadki.Chex podeszła do zielonego kamienia, który już był tak dalece zaawansowany w gniciu,że przypominał grzyb.Uniosła kopyto i uderzyła o kamień.Rozleciał się.Kiedy kawał-ki opadły, wsiąkły w ziemię i uniósł się okropny zielonkawy ogień, rozszerzając się nacałą ziemię i pożerając ją.W chwilę potem coś się pojawiło pod nią drewniana pły-ta, która się nie paliła.Chex postukała w koniec klapy, który opadł, a drugi jej koniec gładko uniósł się dogóry.Odkryła dziurę i drewniane stopnie prowadzące w dół. Teraz ścieżka powinna zawrócić zauważyła Chex.Tak się jednak nie stało.Stopień zniszczenia schodów sygnalizował, że właściwa tra-sa prowadziła w dół. Przyznam, że jestem ciekawa, dokąd prowadzą powiedziała centaurzyca. Ale184to znaczy, że dalsza trasa nie jest mi znana.Sami widzieliście wystarczająco dużo pod-czas tej podróży; ta ścieżka może być niełatwa.Rzeczywiście mogła! Ale w miarę najbezpieczniejsza i najłatwiejsza powtórzył Esk.Chciałby wiedzieć, co oznaczało w miarę w dziwnym świecie tykwy! Jeżeli ude-rzający zombi-wąż reprezentował bezpieczeństwo, co mogło stanowić niebezpieczeń-stwo?Chex weszła do lochu dosyć niepewnie.Widoczne było, że centaury nie są zbudowa-ne do pokonywania schodów.Na dole był podest, wystarczający, żeby zmieściła się nanim cała czwórka.Za nim ciągnął się szeroki, oświetlony korytarz.Była to bez wątpie-nia ścieżka.Utworzyli linię wszerz korytarza i ruszyli.Do tej pory nie było zle.Może ścieżka jestwygodna według ludzkiej definicji.Doszli do zardzewiałej, okratowanej bramy zagradzającej korytarz.Za nią sta-ła czwórka groteskowo wyglądających zombi.Jeden był gnijącym człowiekiem, drugirozkładającym się centaurem, trzeci zapleśniałym polnikiem, a ostatni niekompletnymszkieletem. Dzieje się tutaj coś specyficznego zauważyła Chex. Coś wie, że tu jesteśmy. Jehtem niehpokojny odezwał się Polney. To nic nowego powiedział Marrow. My z tykwy jesteśmy animatorami po-mysłów ze złymi snami.Ponieważ teraz wy i ja weszliśmy do tego królestwa fizycznie, tesny łączą się.Podejrzewam, że to może stać się dla was dość nieprzyjemne. A dla ciebie nie? zapytała Chex. Ja oczywiście nie śnię, więc nie mogę mieć złych snów. Ale ta postać przed tobą bardzo przypomina zepsuty szkielet. Tak.To jest dziwne.Musiano mnie pomylić z żyjącym stworzeniem.Nie jestempewien, czy mam to odebrać jako pochlebstwo, czy jako zniewagę. Co teraz zrobimy? zastanawiał się Esk. Czy mamy przedrzeć się przez bra-mę? Nie ma zaniku, a pręty są rozmieszczone zbyt blisko, żebyśmy przeszli międzynimi. Jeżeli, jak domniemywam, są to animacje pochodzące z naszych umysłów, będzie-my musieli stawić im czoło bezpośrednio odezwał się Marrow. Oczywiście, są poto, by nas odstraszyć.Złe sny tracą swoją moc, kiedy ich obiekt nie ucieka w przeraże-niu. Rozejrzał się dokoła. Mam nadzieję, że nie powtórzycie tego w świecie ze-wnętrznym.Rozumiecie, sekret handlowy.Esk roześmiałby się, gdyby nie to, że czuł słabość w kolanach. Zatem stawię czoło swojej karykaturze powiedziała beznamiętnie Chex i po-deszła do bramy.185Zombi-centaur zachował się podobnie, jakby był lustrzanym odbiciem.Spotkał sięz nią tuż przy bramie.Wyciągnęła prawą rękę, a tamten wyciągnął lewą.Dotknęła jej i jej ręka przeszła przez tamtą.Nie, nie przez w nią.Obydwie dłonie stopiły sięi zniknęły.Przestraszona Chex cofnęła rękę.To samo zrobił zombi i obydwie ręce po-nownie się zjawiły. Jak woda! wykrzyknął Esk. Zupełnie jakbyś włożyła rękę do wody! Znikai to samo dzieje się z odbiciem. To musi być to zgodziła się Chex z krzywym uśmiechem.Rozłożyła skrzydła,jakby zamierzała coś zrobić, i biła się z myślami.Zombi zrobił to samo.Wtedy zrobiła krok do bramy.Karykatura powtórzyła jej ruch.Stopiły się.Przednie partie ciała zniknęły jedna w drugiej, pozostawiając dwa zwie-rzęce zady.Potem zady stopiły się, a zostały tylko dwa ogony przecinające ze świstempowietrze.W końcu i ogony spotkały się pośrodku i zniknęły.Wtedy uformował sięobraz, który nałożył się na bramę.Przedstawiał Chex galopującą przez las i rzucającązmartwione spojrzenia przez ramię.Przed czym uciekała? Teraz w polu widzenia poja-wił się pościg.Stado centaurów samców, samic i młodzików wymachiwało włócz-niami i łukami.Wyraznie zamierzały ją zabić!Pole kończyło się surowym zboczem, usłanym skalnym rumowiskiem.Chex musia-ła zwolnić, żeby uniknąć skręcenia kopyta w rumowisku, a ścigające ją centaury zbiłysię w grupę.Jeden wycelował łuk.Zejście było coraz bardziej ostre.Nie mogła się posu-wać dalej bez ryzyka utraty oparcia dla kopyt.Dalej była już tylko przepaść otwierają-ca się na rwącą rzekę.Nie było szans na przeprawienie się w bród.Gdyby podjęła takąpróbę, rozbije się o wystające z rzeki głazy.Widzieli, że była przerażona swoim ciężkimpołożeniem. To tylko wizja! wołał Esk. Nie może wyrządzić ci krzywdy! To tylko złysen!Chex usłyszała go.Spojrzała na niego ze zrozumieniem i nagle znalazła się z po-wrotem w korytarzu, z nimi, a sen odszedł.Zombi-centaur był na powrót po swojejstronie bramy nie zmieniony.Droga przegrodzona była kratą.Chex oddychała ciężko.Widocznie naprawdę się przestraszyła. Widzieliście to? zapytała. Widzieliśmy potwierdził Esk. Byłaś ścigana przez centaury. Skazały mnie na śmierć z powodu skrzydeł powiedziała. Wzięły mnie zawybryk natury! Dokładnie tak, jak prawdziwe centaury skwitował Esk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]