[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponad połowę straży w sali tronowej tworzyli umundurowani Jannowie.Inglid zdusił w sobie lęk, uznając go za przejaw paranoi, chociaż w głębi duszy dobrze wiedział, że to nie żadna mania prześladowcza, tylko trzeźwa (wbrew pozorom) ocena sytuacji.Jannowie nie tyle mieli bronić proroka przed ewentualnym zamachowcem, lecz pilnować Inglida.Reszta wartowników należała do szeroko rozgałęzionej rodziny panującego, co dawało jakieś gwarancje bezpieczeństwa.A jeśli i oni zostali już dawno temu zwerbowani przez Jannów?.Narkotyk symbionta wreszcie zaczął przynosić ulgę.Prorok to prorok, jemu wszyscy składali hołdy.Podobnie jak oponent, Thedomir, Inglid też był mężczyzną w średnim wieku, ledwie dwustuletnim.Bardziej jednak przypominał stojącego nad grobem starca.Łuszcząca się, pokryta plamami skóra, niemal łysa głowa z niechlujnymi kosmykami włosów, sterczącymi w okolicy ciemienia.Przyczyny takiego stanu znał od dawna dzięki diagnozie pewnego wędrownego medyka.To skrywane lęki oraz wywołane przez nie stresy osłabiały organizm, hamując zarazem dobroczynne oddziaływanie nowoczesnych leków zapobiegających starzeniu się.Usłyszawszy tę opinię, Inglid nakazał niezwłocznie ściąć śmiałka, lecz zachował sporządzony przy okazji badania wydruk komputerowy.Często do niego zaglądał w nadziei, że w końcu zrozumie tajemnicze znaczki.Zbliżył się strażnik Jannów.Uczynił to jak na paradzie, zgodnie z wymogami regulaminu.Mimo to Inglid wyczuł pogardę w jego zachowaniu.- Tak?- Generał Khorea - zapowiedział strażnik.Prorok ukrył strach i skinął na strażnika.Mistrz zakonu wszedł, skłonił się i bez ceregieli pomaszerował do leżanki.Inglid aż skrzywił się w duchu, gdyż działanie narkotyku osłabło momentalnie.Generał nawet nie zadał sobie tyle trudu, by umyć się i przebrać po wydarzeniach w cytadeli.Jego mundur wisiał w strzępach, plamy zaschłej krwi szpeciły nagą skórę.Khorea wyciągnął się na baczność i zasalutował służbiście, na co Inglid odpowiedział skinieniem głowy.Wtedy generał spojrzał na strażników, dając im umówiony znak.Ku przerażeniu proroka cała warta opuściła salę.Gdy Khorea przysiadł na brzegu leżanki, Inglid zaczął popadać w panikę.Miał ochotę podnieść wielki krzyk.Miast tego uśmiechnął się do generała i ojcowskim gestem poklepał go po ramieniu.- W końcu wróciłeś, mój generale.Zanosiłem modły o twoje bezpieczeństwo.Khorea otrząsnął się niecierpliwie.- Słuchaj uważnie.Oto mój plan, który zminimalizuje skutki zniszczenia cytadeli.Trzeba ogłosić, że zostaliśmy zaatakowani z zaskoczenia, ale dzielnie odparliśmy napaść.Zmusiliśmy przeciwników do ucieczki, wielu zabijając.- Ale.- zaprotestował Inglid.- Twój meldunek.- Zapomnij o nim - warknął Khorea.- Raport przeznaczony był jedynie dla moich oficerów.I dla ciebie - dodał jakby po namyśle.Inglid przełknął tę obrazę.- Podkreślisz dużą liczbę ofiar wśród kadetów.W końcu to dopiero dzieci.Prorok spojrzał ze zdumieniem.- Ale przecież śmierć poniosło zaledwie paru młodzików! Khorea spojrzał wilkiem i święty mąż zaniechał dalszych indagacji.- Wszystko jest gotowe do transmisji twojej odezwy, - Generał na chwilę zawiesił głos.- Moi specjaliści ułożyli już stosowne modlitwy.- A co dalej? - spytał Inglid, brzydząc się własną po - tulnością.Khorea uśmiechnął się złowieszczo.- Będziemy walczyli - powiedział.- Zaczniemy wojnę totalną.Złożą broń po kilku potyczkach.To tylko najemnicy.Dowodzi nimi amator, niejaki Sten.Szybko wyjdzie na jaw, że bydlak miał dotąd więcej szczęścia niż rozumu, i że to dupa, nie oficer.- Kto to jest?- Były żołnierz imperium.- Khorea skrzywił się mocno.- Wylany z gwardii wyrokiem sądu polowego.To nie jest żaden przeciwnik.Mistrz bractwa wstał.- Jednak Sten i jego najemnicy stanowią zagrożenie dla Jannów.Musisz zapewnić nam szczere poparcie wiernych.I jeśli mogę coś doradzić - warknął - to nie stosuj stymulantów przed wystąpieniem.Inglid zadrżał, ale przytaknął mimowolnie.Khorea znów uśmiechnął się chłodno, wyprostował i zasalutował tak perfekcyjnie, jakby całe życie niczego innego nie ćwiczył.- Jannowie oczekują twych rozkazów, Strażniku Płomienia.Wykonawszy w tył zwrot, odmaszerował.Inglid spoglądał z nienawiścią na prostą jak świeca, coraz dalszą postać.Chwilę później strażnicy powrócili na miejsca.ROZDZIAŁ DWUDZIESTYNawet najbardziej prowincjonalna gromada gwiezdna, pełna wszelkiej maści dysydentów, fanatyków i malkontentów, zwykle miewa swój lokalny eden, gdzie echa okolicznych wojen, w tym religijnych, docierają jakby stłumione.W Gromadzie Wilka taką planetą była Nebta, siedziba Parrala.Stanowiła ona także rodzaj letniska dla Sanctusa.Nebtańczycy zajmowali się handlem, uzupełniając działalność Bhorów.Krótko mówiąc, obracali tymi towarami, których ktoś z jakichś przyczyn nie zdołał dotąd podrobić, wykraść czy przeszmuglować.Nebta była światem pięknym i bardzo bogatym, gdzie nawet nędzarze posiadali majątek, przynajmniej w porównaniu z innymi zamieszkanymi planetami Gromady Wilka.Jej oceany cechował niski stopień zasolenia, mały księżyc powodował niewielkie pływy, klimat panował łagodny, a większość niewielkich kontynentów leżała w strefie umiarkowanej.Zwykle szpecące krajobraz magazyny, olbrzymie lądowiska i domy maklerskie rozsądnie ulokowano na sporym kontynencie równikowym, którego sporą część i tak zajmowała pustynia.Arystokracja kupiecka Nebty przemieszkiwała w rozległych posiadłościach.Otoczona luksusem dawno już zapomniała, jak naprawdę robi się interesy.Sten pożałował, że Ida nie mogła wziąć udziału w tej wyprawie.Ciekawe, jak szybko wykupiłaby (lub wygrała) całą planetę dla siebie?Rząd Nebty opierał się na silnych podstawach.Kupcy utrzymywali własne armie.Wielkie fortyfikacje otaczały poszczególne majątki i całe miasta.Formalnie Nebta władała rada przedstawicieli książęcych rodów.W praktyce zaś najważniejszy był Parral, który w zależności od własnych upodobań wpływał na decyzje rady.Wewnątrz miejskich umocnień rozlokowali się urzędnicy, bankierzy i armatorzy, na podgrodziu żyli rolnicy.Obie strony przestrzegały zasady, by wzajemnie nie wtrącać się w swoje sprawy.Okopy Parrala obejmowały cały szereg majątków, w tym ponad 150 mil kwadratowych wymuskanych ogrodów.Niezbyt zadowolony gospodarz ulokował najemników w jednej z pomniejszych posesji, a dokładnie w marmurowym gmachu, podupadłym dziele cierpiącego na koszmary architekta.Uszczęśliwieni wojacy tchnęli nowego ducha w minkę, czyniąc z niej coś pośredniego między koszarami a burdelem.Zaskakujący atak na cytadelę Jannów był równoznaczny z wypowiedzeniem wojny.Parral uznał to za świetną okazję do zorganizowania balu maskowego.Wedle słów jednego z sekretarzy magnata, zaproszenie obejmowało najpiękniejszych oraz najmądrzejszych obywateli spośród elit Nebty.Oczywiście, jak zaznaczono po pewnym wahaniu, przewidziano też udział gości honorowych.Rzecz jasna, nie oznaczało to, iż na salony zostaną wpuszczeni wszyscy najemnicy.Zaszczyt ten miał spotkać jedynie pułkownika oraz dwójkę jego przybocznych.Sten wymógł jeszcze zaproszenie Alexa.Kurshayne sam postanowił, że będzie towarzyszył dowódcy.Sten i Alex zgodnie doszli do wniosku, że olbrzym robi się ostatnio nadopiekuńczy, ale machnęli na to ręką.W końcu chodziło tylko o przyjęcie.Poza tym nie wiedzieli, jak gigant zareaguje na sugestię, by jednak został w domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]