[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To właśnie nadzieja na dokonanie tego przywiodła go na północ.Lecz manipulowanie cudzymi myślami — to inna sprawa.Taka inwazja na umysł była mu równie obca jak potwór na dawnej wyspie.Doszedł do wniosku, że ma jedną jedyną szansę: pozwolić kierującej nim sile uwierzyć, że jest zupełnie uległy.Przynajmniej dopóki się nie dowie, co kryje się za jego pojmaniem.Wsporniki i klamry zniknęły.Zagrożony odcinek korytarza miał już za sobą.Tu wszystkie lampy świeciły równo, a w ich świetle nie było widać żadnych pęknięć na ścianach, za to w końcu holu dojrzał otwarte drzwi, zza których biła promienna jasność.Potem coś usłyszał — donośne szczekanie Rhina! Był to taki sam głos, jaki kojot wydawał witając Sandera po dłuższej nieobecności.Przynajmniej w tym jednym się nie mylił: kojot na niego czekał.Przekroczył próg i zamrugał, ponieważ światło w środku było o wiele silniejsze od rozmieszczonego rzędami na ścianach korytarza.Pomieszczenie było średnich rozmiarów, lecz nieco dziwne, ponieważ boczne ściany kończyły się tuż ponad jego głową i od tego poziomu wyrastały z nich kolumny, wznoszące się aż do umieszczonego wysoko sufitu.Było tu nie tylko pusto, ale nie było też żadnego otworu w ścianie, z wyjątkiem drzwi, przez które właśnie wszedł.Mimo to był przekonany, że jest to zaledwie część o wiele większej przestrzeni.W tym momencie przymus, który doprowadził go tutaj, zniknął w mgnieniu oka.Jednak Sander był pewien, że jeśli spróbuje się cofnąć — wróci, by go zatrzymać.Szczekanie Rhina dochodziło właśnie stąd, a zatem musi być stąd wyjście.Sander zwrócił się ku najbliższej ścianie.Chociaż jego oczy nie wykrywały nawet najcieńszej linii zarysu jakiegoś otworu, zaczął przesuwać palcami po wypolerowanej powierzchni.Przykucnąwszy, zaczął szukać od poziomu podłogi w górę, podnosząc się i wyciągając ramiona ku zwieńczeniu ściany, obmacując ją dokładnie raz przy razie.Konstrukcja nie była wykonana z żadnego znanego mu kamienia, ponieważ powierzchnia jej była o wiele gładsza niż jakakolwiek poddana obróbce skała.I była zimna w dotyku.Jednak w kilku miejscach natrafił na leciutko promieniujące ciepło.Niektóre z tych punktów były nie większe od badających je koniuszków palców, inne rozpościerały się tak, że osiągały wielkość rozpłaszczonej dłoni.Obszedłszy dookoła i zbadawszy dokładnie całe nieduże pomieszczenie odkrył, że promieniujące miejsca występują tylko na ścianie na wprost drzwi.Ponieważ nie znalazł nic więcej, wrócił do nich, analizując wnikliwie ich rozmieszczenie.Dłonie… One były ułożone w kształt dłoni! Jeśli przyłożyło się dłoń, dopasowując ją do większej ciepłej powierzchni, wtedy koniuszki rozstawionych możliwie najszerzej palców nakładały się na małe punkty.Jedna ręka była wyraźnie prawa, a jedna lewa, lecz by je odpowiednio dopasować, należało stanąć z ciałem przyciśniętym do muru i maksymalnie wyciągniętymi ramionami.Sander przyjął taką pozycję i przycisnął ciało do ciepła tych niewidzialnych punktów oparcia.Buchnęła gorączka.Miał na szczęście tyle oleju w głowie, by nie odrywać rąk.Po sekundzie stwierdził, że to promieniowanie nie było tak gorące, jak się początkowo zdawało.Był jednak równie przerażony, gdy gdzieś z góry przemówił do niego pozbawiony powłoki cielesnej głos.Miał wrażenie, że ta niewidzialna obecność znajduje się tuż nad nim.To, co usłyszał, było w większej części bełkotem.Lecz ku swemu nieopisanemu zdumieniu Sander wyłapał słowa kowalskich zaklęć, stanowiące najskrytszą tajemnicę jego fachu.Nastąpiła chwila ciszy, po czym raz jeszcze popłynął ten sam strumień dźwięków.Sander zwilżył językiem wargi.Kowal…? Przedstawiciel jego własnej profesji? Cóż, mógł jedynie spróbować.Z rękoma ciągle przytkniętymi do tych gorących miejsc natężył głos, wysyłając w przestrzeń odbijającą się głuchym echem, monotonną pieśń pracy, zawierającą zasłyszane przed chwilą w monologu głosu słowa.I ściana… ściana się obróciła! Wraz z nią zakołysał się i przesunął fragment podłogi, na którym stał, przenosząc go całkowicie na drugą stronę.Było to tak różne od wszystkich dotychczasowych doświadczeń, że przez moment stał jak zamurowany.Po chwili oderwał się od ściany, która zachowała się w tak niewiarygodny sposób, aby się nieco rozejrzeć i zobaczyć, dokąd go przytransportowała.Drżąc lekko, kowal zmusił się do wykonania obrotu.Stał w innym pokoju, prawdopodobnie trochę większym od poprzedniego.Tyle że ten nie był pusty.Znajdował się tu stół z blatem przezroczystym jak szkło (Sander nigdy nie widział tak dużej tafli szkła, więc nie był pewien, czy to rzeczywiście szkło) i z nogami z metalowych rurek.Były też dwa stołki z tego samego materiału, z przezroczystymi siedzeniami i metalowymi nogami.Na środku stołu umieszczono skrzynkę długości jego ramienia i szerokości przedramienia.Jej wierzchnia część najeżona była małymi guziczkami, każdy w innym kolorze lub odcieniu.Znów nie było tu drzwi.A kiedy przebiegł rękoma po ścianie, która dostarczyła go tu tak bezceremonialnie, nie zdołał już zlokalizować tamtych ciepłych punktów dla oparcia dłoni.Zakłopotany, zbliżył się ostrożnie do stołu.Na małej powierzchni każdego guzika był jakiś znaczek, pokrewny, w przekonaniu Sandera, temu „pismu”, którego znajomością szczyciła się Fanyi.Nie potrafił jednak odgadnąć przeznaczenia skrzynki.Pochylił się nad nią i z uwagą zaczął się przyglądać guzikom.Być może to kontrolowało kolejne drzwi — tu wszystko było możliwe.Nie wątpił już, że Fanyi dotarła do kresu swych poszukiwań.W tym miejscu bezsprzecznie zgromadzone były cuda niepodobne do niczego w świecie na zewnątrz.Jeden rząd przycisków był czerwony, w odcieniach od bardzo ciemnego szkarłatu do niemal różowego.Drugi szereg prezentował różne odcienie zieleni, trzeci koloru żółtego, a ostatni brązowego i kończył się jednym prawie białym.Sander dotknął lekko wszystkich rzędów.Nie wyczuwał ciepła.Nie żywił jednak najmniejszych wątpliwości, że to miało jakieś ważne przeznaczenie.Zastanawiał się ponuro, jak wiele kombinacji różnych kolorów można by utworzyć.Odkąd obca wola zmuszająca go do działania znikła, czuł się koszmarnie zmęczony i tak głodny, że bolał go żołądek.Jeśli nie zdoła zmusić tej skrzynki do ujawnienia swego sekretu, może pozostać tu uwięziony na wieki.Ile czasu trzeba, by człowiek umarł z głodu?Uparcie odmawiał przegrania właśnie teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl