[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szukali sobie ma³¿onków gdzie indziej lub dobierali spoœród tak zwanych czystych rodów Ludzi Lodu.- Powiedzia³eœ kiedyœ, ¿e jest dla was bardzo cenny.Myœla³am wtedy, ¿e nale¿y do buntowników, tak zreszt¹ jak i ty.- Heming jest synem wodza Ludzi Lodu.Jak widzisz, mamy równie¿ kogoœ takiego w naszym ma³ym królestwie.- S¹dzi³am, ¿e ty jesteœ wodzem.- Potomek Tengela nigdy nie zostanie wodzem, na to jesteœmy zbyt nieobliczalni.Kiedy wyruszy³em na poszukiwanie mojej siostry, dosta³em jednoczeœnie zadanie od ojca Heminga, by go odszukaæ.- A wiêc to Ludzi Lodu mia³eœ na myœli, mówi¹c, ¿e móg³by zdradziæ was wszystkich?- To te¿.Aby uratowaæ w³asne ¿ycie, wyda³by wszystkich cz³onków ruchu i jeszcze ujawni³by tajemne przejœcie do naszych siedzib.- Ba³ siê ciebie.- Oczywiœcie.Nie jest mnie pewny.Podejrzewa, ¿e mam moc i mogê zrobiæ mu coœ z³ego, a ja pozwalam, by w to wierzy³.- A czy rzeczywiœcie j¹ masz?- Wolê tego nie sprawdzaæ.Co te¿ musi siê dziaæ w jego umyœle, pomyœla³a.- Czy naprawdê Heming nie ma ¿adnych powodów, by tak s¹dziæ? To jakieœ szaleñstwo! - wykrzyknê³a wzburzona.- Nie widzia³aœ innych z mego rodu - powiedzia³ przez zêby.- Nie mówi³abyœ tak.Silje, zrezygnowana, potrz¹snê³a g³ow¹.- Powiedz mi.i ty, i Heming.sprawiacie wra¿enie uczonych.U¿ywasz tylu niezrozumia³ych dla mnie s³ów.Jak jest naprawdê?- Mniej wiêcej tak jak z tob¹ - uœmiechn¹³ siê krzywo.- Pobiera³em nauki jak gdyby z drugiej rêki.- Sk¹d wiesz, jak by³o ze mn¹?- Od Benedykta.Silje zagryz³a wargi.- Co za gadu³a z tego Benedykta!- No tak, opowiada³ mi sporo o tobie - przyzna³ Tengel.- A ty s³ucha³eœ?Nie odpowiedzia³.- Dobrze.A wiêc jak by³o z twoimi naukami?Wygl¹da³o, jakby mia³ ochotê opowiedzieæ o tym.Przysz³o jej do g³owy, ¿e niewielu by³o ludzi, z którymi móg³ rozmawiaæ.- Jeden z naszych ludzi odszed³ z gór jakiœ czas temu i studiowa³ w Trondheim: by³ bardzo m¹dry.Kiedy siê zestarza³, powróci³ i uczy³ mnie osobiœcie; uzna³ widocznie, ¿e jestem zdolny.- Tego jestem pewna.- Heming równie¿ pobiera³ nauki, by³ przecie¿ synem wodza.Naturalnie on uczy³ siê od uczniów starego.Sam stary ju¿ nie ¿yje.Ale nie wszyscy spoœród Ludzi Lodu s¹ zainteresowani zdobyciem takiej wiedzy.- Ile w³aœciwie masz lat?Serce Silje bi³o mocniej.Tak bardzo chcia³a to wiedzieæ.- Czy to ma jakieœ znaczenie?- Mo¿e nie.Czêsto jednak myœla³am o tym.Tak trudno zgadn¹æ.- Mam.tak naprawdê to nie wiem.Trzydzieœci dwa, trzydzieœci piêæ lat.Chyba trzydzieœci dwa.To bardziej prawdopodobne.Mo¿e trzydzieœci trzy.- Ja skoñczy³am teraz siedemnaœcie - pospiesznie wtr¹ci³a Silje.Odwróci³ siê, by nie mog³a zobaczyæ jego twarzy.Byli ju¿ na dole, na skraju lasu.Zatrzymali siê.Stali d³ugo spogl¹daj¹c na wioskê, jakby nie chcieli rozstawaæ siê tak nagle.- Silje, muszê teraz wracaæ do moich ludzi.- O nie, nie mo¿esz odjechaæ! - powiedzia³a szybko bez namys³u.Teraz najchêtniej odgryz³aby sobie jêzyk.- Muszê.Zbyt d³ugo ju¿ tu jestem.Kiedy œnieg siê roztopi, odetnie wszystkie drogi, które tam prowadz¹.Muszê przed tym zd¹¿yæ.Wiesz, myœla³em o Benedykcie.Mo¿e jednak powinnaœ wyjœæ za niego? Lubisz go przecie¿.I ty, i dzieci bylibyœcie bezpieczni przez ca³e ¿ycie.I ja by³bym o was spokojny.On jest stary, nie ¿¹da³by od ciebie niczego, czego ty.nie mia³abyœ si³y spe³niæ.- Ale¿ tak w³aœnie by³o! - krzyknê³a zrozpaczona.- Co?- On jest cudownym cz³owiekiem, gdy jest trzeŸwy.Wtedy by³ pijany i próbowa³.- Wejœæ do twego ³o¿a?- Tak - odpowiedzia³a zawstydzona.Tengel œcisn¹³ pas tak mocno, ¿e zbiela³y mu kostki d³oni.Sta³ spogl¹daj¹c na dwór.- Tengelu, postaram siê, by to siê nie powtórzy³o - rzek³a z obaw¹.- Pan Benedykt nie wiedzia³, co robi, zapomnia³ o wszystkim.By³ tak okropnie pijany.Ale ja.nie mogê wyjœæ za niego.- Nie, nie mo¿esz - powiedzia³ stanowczo.- I ta kobieta, która przyjecha³a.i Sol, moja ma³a siostrzenica.Bardzo chcia³bym zostaæ.Ale muszê jechaæ.Opiekuj siê dobrze Sol, zrób to dla mnie, Silje.Bêdzie jej lepiej u was ni¿ u mnie, zatrzymaj j¹.Czy zechcesz?Silje skinê³a g³ow¹.- Dziêkujê - powiedzia³ po prostu.- Jesieni¹ wrócê, by zobaczyæ siê z wami.- Do jesieni jest tak daleko.- W jej g³osie zabrzmia³a skarga.- Na dworze Benedykta jesteœ bezpieczna.Na pewno przywo³a Abelone do porz¹dku, zobaczysz.Benedykt zawsze by³ sobie panem.- Nie odje¿d¿asz chyba od razu?- Nie, zostanê jeszcze trochê.Zobaczê, jak potocz¹ siê sprawy z t¹ kobiet¹.Niepokojê siê, co zrobi z Sol.i z Dagiem.Zostanê jeszcze kilka dni.- Czy mogê przyjœæ i.- Nie, nie mo¿esz.i tak Ÿle siê sta³o, ¿e przysz³aœ dzisiaj.W miejscu, w którym stali, powsta³a na œniegu wydeptana plama.Silje nieœmia³o przytupywa³a.Zaczê³y jej marzn¹æ nogi, ale nie chcia³a jeszcze odejœæ.Jeszcze nie teraz.- Silje - powiedzia³ cicho, nie patrz¹c na ni¹.- Czy te sny by³y naprawdê tak okropne, jak mówi³aœ?Cisza.- Odpowiedz! - wykrzykn¹³.- Pokrêci³am g³ow¹ - mruknê³a Silje.Odwróci³ siê i spojrza³ na jej schylon¹, zaczerwienion¹ twarz.- Tego nie mog³em przecie¿ us³yszeæ, g³uptasie - rozeœmia³ siê.W jego g³osie pojawi³a siê nuta radoœci.Och, na pewno wyœmiewa siê z niej.Nie dotknê³a go, nie powiedzia³a ani jednego s³owa po¿egnania.Pobieg³a tylko.Dopiero gdy by³a ju¿ kawa³ek dalej, na ³¹ce, zatrzyma³a siê i obejrza³a.Sta³ nadal - potê¿na, nieruchoma postaæ, jakby przeniesiona z pradawnej, pogañskiej przesz³oœci.Na moment unios³a d³oñ na po¿egnanie, on zrobi³ to samo.D³ugo spogl¹dali na siebie.Potem Silje odwróci³a siê nagle i pod¹¿y³a w stronê domu.ROZDZIA£ IXWe dworze coraz trudniej by³o wytrzymaæ.Miêdzy Bo¿ym Narodzeniem a Nowym Rokiem Abelone pracowicie nawi¹zywa³a kontakty z s¹siadami.Wtedy w³aœnie wysz³o na jaw, ¿e dzieci s¹ byæ mo¿e nie chrzczone.- Chrzest z wody, przez Silje! - wrzeszcza³a do Benedykta.- Myœlisz, ¿e jest coœ wart? Taka smarkula i œmia³a odprawiæ œwiêty obrz¹dek! Moje dzieci ¿yj¹ pod jednym dachem z dwojgiem nie ochrzczonych!- Nie wydaje siê, by bardzo z tego powodu cierpia³y - zauwa¿y³ Benedykt sucho i spojrza³ na dobrze od¿ywion¹ dwójkê.Abelone zacisnê³a powieki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]