[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzięki temu uwypuklone zostało nadzwyczajne bogac­two naszych śmierci.Najczęściej umiera się przez do­tknięcie źle uziemionych urządzeń elektrycznych, rza­dziej w kąpieli, a najrzadziej oddając mocz z mostowego przejścia dla pieszych na przewody wysokiego napięcia, ,gdyż to jest znów liczba tylko ułamkowa na minutę.Sumienni Johnsonowie podają w odnośniku, że umiera­jących przy torturze prądem nie można rozdzielić na zabitych nieumyślnie (gdy zbyt silnego napięcia użyto bez intencji mordu) i z pełnym rozmysłem.Jest też statystyka sposobów, jakimi żywi pozby­wają się umarłych, od pogrzebów z trupią kosmetyką, chórami, kwieciem i religijną pompą aż po metody prostsze i tańsze.Rubryk tu wiele, bo jak się okazuje, w krajach wysoko ucywilizowanych więcej trupów wrzuca się w workach z kamieniem albo wcementowanych nogami w stare wiadra, albo pokawałkowanych i nagich do glinianek, do jezior, więcej też (to są osobne liczby) owiniętych w stare gazety bądź w zakrwawione szmaty trupów ciska się na wielkie wysypiska śmieci, aniżeli w krajach Trzeciego Świata.Ubożsi nie znają niektórych sposobów pozbywania się zwłok.Widać nie dotarły tam jeszcze razem z finansową pomocą odpowiednie dane z państw wysoko rozwiniętych.Natomiast więcej noworodków zjadają w biednych krajach szczu­ry.Te dane mieszczą się na innej stronie, lecz aby ich czytelnik nie uronił, znajdzie kierujący gdzie trzeba od­nośnik, a chcąc kosztować książkę na małe wyrywki, można posłużyć się alfabetycznym spisem rzeczy, w któ­rym jest wszystko.Jakoś nie da się dłużej utrzymywać, że to są sterty suchych, nic nie mówiących, nudnych cyfr.Zaczyna się doznawać zdrożnego zaciekawienia, iloma innymi jeszcze sposobami ludzie umierają w każdej minucie lektury j palce przy kartkowaniu stron stają się jakby troszkę lepkie.Oczywiście potnieją, bo to nie może być prze­cież krew.Śmierć z głodu jest zaopatrzona w odnośnik poda­jący, że owa tablica (bo trzeba było osobnej tablicy, z rozbiciem na wiek zagłodzonych; najwięcej umiera dzieci) ważna jest tylko dla roku wydania książki, wiel­kość ta bowiem rośnie szybko, i to w postępie arytmetycznym.Śmierć z przejedzenia też się wprawdzie zda­rza, lecz jest 119 000 razy rzadsza.W tych danych jest coś z ekshibicji i coś z szantażu.Właściwie miałem ochotę tylko zerknąć do tego działu, lecz czytałem go potem jakby od przymusu, tak jak człowiek czasem odlepia sobie opatrunek od krwawiącej rany, żeby ją zobaczyć, albo dłubie szpilką w dziurze bolącego zęba.To boli, ale trudno przestać.Te cyfry są jak środek bez.zapachu i smaku, powoli wsączający się w mózg.A prze­cież ja tu omal żadnej nie wymieniłem i nie zamierzam wyliczać choćby głównych działów marazmu, uwiądu, kalectw, narządowych zwyrodnień, bo zacząłbym cyto­wać książkę, gdy mam tylko napisać z niej recenzję.Właściwie jednak te uporządkowane rubrykami, ustawione w tablicach słupki cyfr o wszystkich rodzajach.Śmierci, te ciała dzieci, starców, kobiet, noworodków wszystkich narodowości i ras, bezmaterialnie obecne.poza kolumnami liczb, nie są główną sensacją tej książki.Napisawszy to zdanie zastanowiłem się, czy mówi prawdę, i powtórzę: nie, nie są.Z całym tym ogromem konania ludzkiego jest tak trochę, jak z własną śmiercią: jakby się już o tym uprzednio wiedziało, a tylko Ogólnikowym i mglistym sposobem, którym pojmujemy nieuchronność własnej agonii, choć nie znamy jej wy­glądu.Właściwy ogrom życia w jego cielesności ukazuje się już od pierwszych stron.Podane tam fakty są nie do podważenia.Można bowiem w końcu powątpiewać, czy dane działu umierania są ścisłe.Opierają się wszak na przeciętnych.Trudno uwierzyć, żeby taksonomia i kauzalistyka zgonów były uchwycone z pełną dokładnością.Zresztą lojalni autorzy wcale nie ukrywają przed nami możliwych odchyleń statystycznych.Już wstęp bardzo porządnie opisuje metody użyte do obliczeń, a nawet zawiera wzmianki o zastosowanych po temu kompute­rowych programach.Metody te nie wykluczają tak zwa­nych standardowych dewiacji, ale one nie mają żadnego znaczenia dla tego, kto czyta, bo cóż właściwie za róż­nica, czy na minutę umiera siedem tysięcy osiemset no­worodków, czy osiem tysięcy sto? Zresztą te odchylenia mają być nikłe przez tak zwany efekt bilansowego -za­tarcia.Wprawdzie ilość porodów (skoro się już o nich powiedziało) jest niejednakowa w różnych porach roku i doby, ale na ziemi wszystkie pory dnia, nocy i roku współistnieją nieraz, więc suma przyporodowych śmier­ci pozostaje stała.Są jednak rubryki z danymi od wnio­skowania pośredniego i okólnego, bo na przykład ani policje państwowe, ani prywatni mordercy, zawodowi czy amatorzy (z wyjątkiem ideowych), nie ogłaszają danych o efektywności swej pracy.Tam błąd wielkości istotnie może być spory.Natomiast statystyki pierwszego działu są niepodwa­żalne.Podają, ile jest ludzi, a tym samym żywych ciał ludzkich w każdej minucie, wyjętej z 525 600 minut każ­dego roku.Ile jest ciał, to znaczy: ile mięśni, kości, żół­ci, krwi, śliny, płynu mózgowo-rdzeniowego, kału i tak dalej.Jak wiadomo, kiedy rząd wielkości do uzmysłowie­nia jest bardzo duży, popularyzator chętnie ucieka się do obrazowych zestawień, i to samo robią Johnsonowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl