[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może on cię wysłucha… To święty Antoni.Jaś jednakże żywo zaprotestował:- Po co ma szukać innych świętych, kiedy w domu jest swój!- Jaki swój?- A święty Jan to nic?Rozdział dziesiątyPan Podkówka czekał na dworcu kolejowym z wielkim wzruszeniem w radosnym sercu i na poczciwym obliczu.Dowiedział się z listu Irenki o wszystkim, co się zdarzyło w ciągu lat kilku, i o szalonej jej wyprawie do Warszawy.Tyle lat, tyle już minęło lat… To chude, śniade Cyganiątko musiało podróść cokolwiek.Stracił nadzieję, ze je kiedyś zobaczy, a ona o nim pamiętała.Jakaś wysoka panienka, w baskijskiej czapeczce, podniosła na jego widok obie ręce w górę i daje mu znaki przez okno.Boże drogi! To Irenka… „Panna z mokra głowa”, lecz jakże wspaniała panna… Jaka wysoka i jaka śliczna…Pan Podkówka podbiegł i roześmiał się szczęśliwie, a ona roześmiała się też, ale jakby rzewnie.Uściskał przeto najpierw ja, a potem jej tobołek, wprawdzie mizerny, ale wskutek zapobiegliwości doktora dość pękaty i mogący swoja treścią żywić przez tydzień rozbitków niewielkiego okrętu.- Panna Irenka! - śmiał się rozczulony pan Podkówka.- Żadna „panna Irenka”, tylko po prostu Irenka! - rzekła dziewczyna.- Niech panu Bóg zapłaci za to, że pan jest taki dobry.Dokąd ja teraz mam pójść?- Jak to: dokąd? Do nas! Do tej pani pójdzie pani jutro, a dzisiaj do nas, bo Irenka u nas zamieszka.Irenka pewnie nie wie, ze ja się ożeniłem… A jakże! Znalazła się taka, co mnie chciała, zamknęła oczy i wyszła za Podkówkę.Czeka na panią i doczekać się nie może.Moja mama tez… Kiedy usłyszała, że panna Irenka ma przyjechać, rozpłakała się, ale nie tak jak zwyczajnie, tylko strasznie serdecznie.- A może miejsca nie ma?- Och, och! - śmiał się pan Podkówka z ogromnym zachwytem.- Ja mam obszerne mieszkanie, a list odniesiono mi z dawnego.Będzie panna Irenka mieć osobny pokój w moim gabinecie.- To pan ma gabinet? - zapytała z szacunkiem.- Mam, bo ja już jestem adwokatem, ale gabinet na razie jest mi zgoła niepotrzebny, bo jeszcze ani jeden klient do mnie nie przyszedł.Jakoś jednak żyję, bo ojciec mojej żony nie jest adwokatem, tylko rzeźnikiem, i doskonale mu się powodzi.Mnie się też kiedyś zacznie… O, jak ja się cieszę, jak ja się cieszę!Radość pana Podkówki udzieliła się całej rodzinie.Ściskano Irenkę i całowano, jakby kogoś bardzo bliskiego.Mama pana Podkówki wylała jezioro szczęśliwych łez, oświadczając ze szlochaniem, że takiej ślicznej panienki nie widziała w swoim życiu, czemu z wielką radością przyświadczyła żona pana Podkówki, osoba wybornie wesoła, błękitnooka, rumiana i szczęśliwa.Męża swojego poznała na uniwersytecie i przejrzawszy go roztropnymi oczami na wylot, sama mu się oświadczyła, pan Podkówka bowiem, chociaż za sprawą Irenki młodzian odważny, nie był zdolny do tak wspaniałego bohaterstwa.Przypominali sobie teraz z Irenka na wyścigi wszystkie szaleństwa, śmiechem jak źródlaną wodą skraplając każde wspomnienie.Mama zalewała się łzami i wydawała trwożne okrzyki, ile razy jej syn właził we wspomnieniach na wysokie drzewo, bojąc się, aby nie spadł, żona zaś zanosiła się od śmiechu.Było im dobrze i bardzo, bardzo przyjemnie.Wieczorem przyłączył się do kompanii ojciec rzeźnik, sumiasty i jowialny jegomość, który, oceniwszy Irenkę zawodowym okiem, uśmiechnął się do niej z miłym uznaniem, jak do dorodnej „przedniej cielęcej”.Wszystko to w obszernym liście nazajutrz o świcie zostało opisane i wysłane do pani Borowskiej, jak sztafeta z placu boju Dzień zaczął się od przygotowań uroczystych i przezornych.Żona pana Podkówki poczyniła jakieś dziwne czarodziejstwa z garderobą Irenki i ze znakomitą zręcznością przydała wdzięku smutnej jej sukience.Jedynie próby ujarzmienia oszalałej czupryny spełzły na niczym.Pan Podkówka, wiele mający czasu, oświadczył, ze na krok jeden nie puści Irenki samej, bo nie chce odsyłać jej szczątków wydobytych spod automobilu, poszli więc razem: on poważny, ona zaś z niespokojnym drżeniem serca.- To tu! - szepnął wreszcie wzruszony pan Podkówka.Pokazał jej pałacyk, odgrodzony od ulicy, zarosły dzikim winem, wytworny i czysty.W oknach wisiały zasłony, dębowa, pięknie zdobna brama była zamknięta.- Ładny dom - rzekła Irenka nieswoim głosem.- Czy to naprawdę tutaj?- Na domu jest tabliczka, niech Irenka spojrzy… Zofia hr.Opolska.- Boję się! - szepnęła Irenka.- Czego Irenka się boi? - mówił gorąco pan Podkówka.- Nie wiem… Nigdy się tak nie bałam… Proszę pana, a jeżeli ona na mnie krzyknie?- No, to co! Niech Irenka wtedy krzyknie na nią.- Prawda! - rzekła Irenka zdumiona prostotą pomysłu.- Irenka wejdzie - układał plan pan Podkówka - a ja zaczekam na ulicy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl