[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Śmiejąc się, Mary przykucnęła, złapała garść żwiru i piasku, ściągnęła metalowe coś tam, po czym wepchnęła piach i żwir przez to coś do jednej z komór gaźnika.Zmieściły się jeszcze dwie garście - dysza była zapchana.Mary zrobiła krok do tyłu, podziwiając swe dzieło.- Spróbuj zapalić silnik, suko - wydyszała.Pospiesz się, Mary, musisz się pospieszyć.Przejechała światłem latarki po zaparkowanych tu maszynach.Wśród ciężkiego sprzętu stały dwa pikapy.Podeszła do nich i oświetliła wnętrze szoferek.Tu też nie znalazła kluczyków, ale w budzie forda 150, wśród porozrzucanych tam narzędzi, leżał toporek strażacki.Użyła go do przebicia opon.Po dwie na wóz.Zamierzała odrzucić toporek, ale zmieniła zdanie.Jeszcze raz zatoczyła krąg latarką i tym razem, jakieś dwadzieścia metrów nad dnem kopalni, zobaczyła w ścianie otwór o przekroju mniej więcej prostokąta.To tu.Stąd bije źródło wszystkiego, co się stało.Nie wiedziała, skąd wzięła się ta wiedza, czy podpowiedział jej to głos Boga, czy też może intuicja, jakie miało to jednak znaczenie? W ogóle jedna tylko rzecz miała teraz jakieś znaczenie - a mianowicie wynieść się stąd w diabły, i to jak najszybciej.Wyłączyła latarkę - blask księżyca był nawet jaśniejszy niż ten, jakiego potrzebowała, przynajmniej na razie - i truchtem ruszyła drogą prowadzącą z Chińskiej Jamy na szeroki świat.Rozdział 3Lew literatury przystanął obok zgrupowanych przy końcu długiego stołu komputerów.Patrzył na przeciwległą ścianę, gdzie na wbitych w nią hakach wisiało kilkanaście ciał, niczym zwłoki ludzi, na których hitlerowcy przeprowadzali eksperymenty w obozach śmierci.Wszystko wyglądało mniej więcej tak, jak opisali Steve i Cynthia, z jednym znaczącym wyjątkiem: kobieta wisząca pod tabliczką informującą: MUSISZ NOSIĆ KASK!, ta z głową przekrzywioną w prawo do tego stopnia, że jej policzek spoczywał na ramieniu, była niesamowicie podobna do Terry.Zdajesz sobie sprawę z tego, że to tylko twoja wyobraźnia?Zdaje? Być może, ale.Boże! Te same złotorude włosy.wysokie czoło.lekko skrzywiony nos.- Nie zajmuj się jej skrzywionym nosem - powiedział do siebie lew literatury.- Jeśli musisz zajmować się skrzywionymi nosami, to martw się o swój.Dobra, wynośmy się stąd.Co ty na to?Tylko że nie od razu zdołał się ruszyć.Oczywiście wiedział, co powinien teraz zrobić - podejść do trupów i zabrać się do przeszukiwania im kieszeni, bo tam powinny być kluczyki do samochodów - ale wiedzieć to jeszcze nie wszystko.Wsadzać im rękę do kieszeni, czuć martwą skórę, od której jego palce oddzielać będzie tylko cienka warstwa materiału.brać w dłoń ich rzeczy, nie tylko kluczyki, ale być może scyzoryki, nożyczki do paznokci, fiolki aspiryny.Co jeszcze noszą w kieszeniach ludzie? - pomyślał z chorą ciekawością.- Aha.połówki biletów do kina, portmonetki, chusteczki.- Przestań! - szepnął.- Rusz się i zrób, co masz zrobić.Radio plunęło trzaskiem zakłóceń jak karabin maszynowy kulami.Podskoczył.Nie grało, oczywiście, minęła już północ, miejscowi dżokeje z butami w gnoju odpłynęli do miękkich łóżeczek.O wschodzie słońca oczywiście znów się pojawią, zagrają Travisa Tritta i Tanyę Tucker, lecz przy odrobinie szczęścia John Edward Marinville, człowiek, którego Harper's nazwało kiedyś jedynym liczącym się białym pisarzem Ameryki, będzie już daleko stąd.“Jeśli odejdziesz, wszystko skończone”.Przesuwając ręką po twarzy, jakby ta myśl była natrętną muchą, którą trzeba koniecznie odpędzić, Johnny przeszedł przez laboratorium.Myślał o tym, że rzeczywiście, można by nazwać go dezerterem, ale doprawdy, bądźmy dorośli, przecież i oni mogą wyjechać, jeśli tylko zechcą.Niczego im nie brakuje, prawda? A jeśli o niego chodzi, to on wybiera sobie świat, w którym ludzie nie gadają w nonsensownych językach i nie gniją żywcem.Wybiera sobie świat, w którym ludzie rosną maksimum do osiemnastego roku życia.Skórzane motocyklowe legginsy szeleściły, ocierając się o siebie przy każdym kroku.Jasne, w porządku, czuje się teraz nie jak lew literatury, lecz raczej któryś z tych żółtków z armii Wietnamu Południowego, których widział w Quang Tri; obdzierali trupy, zrywali z nich złote medaliki, a czasami zaglądali im nawet między pośladki w poszukiwaniu diamentów i pereł, było to jednak porównanie niedoskonałe.a samo uczucie też miało mu szybko przejść, tego był całkiem pewien.Przecież nie zamierzał obdzierać trupów.Szukał tylko kluczyków, kluczyków, pasujących do któregoś z zaparkowanych przed barakiem samochodów.A poza tym.Poza tym martwa dziewczyna pod tabliczką: MUSISZ NOSIĆ KASK naprawdę wyglądała jak Terry.Rudawa blondynka z dziurą po kuli w białym laboratoryjnym fartuchu.Oczywiście, Terry nie była już tak wspaniałą rudawą blondynką, włosy miała teraz przede wszystkim siwe, niemniej jednak.“Pożałujesz, że nie zostałeś, kiedy na skórze poczujesz zapach Taka”.- Och, bardzo proszę - odparł głośno Johnny - nie bądźmy dziećmi.Spojrzał w lewo, po prostu po to, by nie patrzeć już na trupa dziewczyny, która tak bardzo przypominała mu Terry z tych lat, kiedy Terry potrafiła doprowadzić go do ekstazy, zakładając nogę na nogę, seksownie poruszając biodrem.i to, co zobaczył sprawiło, że uśmiechnął się pełnym nadziei uśmiechem.Zobaczył terenówkę, a ponieważ parkowała w zamkniętym garażu, istniała więcej niż szansa, że kluczyki zostały w stacyjce.Gdyby były, oszczędziłoby mu to upokorzenia związanego z grzebaniem w kieszeniach ofiar Entragiana.a może Josephsona, wszystko jedno.Musiałby tylko odłączyć przyczepkę na próby, podnieść drzwi garażu, wrzucić jedynkę i w drogę.“.kiedy poczujesz na skórze zapach Taka”.Być może rzeczywiście będzie go czuł, przynajmniej na początku, ale szybko mu to minie.David Carver może sobie być prorokiem, lecz jeśli nawet, to jest bardzo młodym prorokiem, nie zdającym sobie sprawy z wielu istotnych spraw, choć może i ma domowy telefon pana Boga.Nie wiedział na przykład, że gówno łatwo się spiera.Tak, owszem, bardzo łatwo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]