[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I jeszcze jedno - jesteście wszyscy zaproszeni na ślub AnneSummerton z Jamesem Brigsleyem.Nie będę się bawił w wysyła-nie wam oficjalnych zaproszeń w tak krótkim terminie, zarezerwo-wałem natomiast dla nas wszystkich miejsca w Boeingu 747 odlatu-jącym po południu drugiego sierpnia i noclegi u "Ritza" w Bosto-nie.Mam nadzieję, że wyświadczycie mi zaszczyt i zostaniecie moi-mi drużbami.Nawet Jamesowi zaimponowała własna sprawność.Tamci z nie-dowierzaniem patrzyli, gdy wręczał im bilety lotnicze i kartki z ins-trukcjami.- Spotykamy się na lotnisku o trzeciej po południu i w samolo-cie was przeegzaminuję.- Tak jest, szefie - powiedział Jean-Pierre.- Twój test, Jean-Pierre, będzie w dwu językach, francuskim iangielskim, ponieważ będziesz się nim posługiwał w transkonty-nentalnych rozmowach telefonicznych jako ekspert od kursów wa-lutowych.Tego wieczoru nikt już nie podśmiewał się więcej z Jamesa, akiedy jechał autostradą do domu, czuł się nowym człowiekiem.Niedość, że zagrał pierwsze skrzypce w operacji oksfordzkiej, to wziąłdo galopu tamtych trzech.Jeszcze wyjdzie na swoje i pokaże swe-mu staruszkowi, co jest wart.XIXTym razem James był pierwszy i czekał na lotnisku na trzechpozostałych.Zdobył przewagę i nie zamierzał jej utracić.Robinzjawił się na końcu z naręczem gazet.- Wyjeżdżamy tylko na dwa dni - powiedział Stephen.- Wiem, ale zawsze brak mi a_gielskich gazet, więc wziąłem za-pas na jutro.Jean-Pierre z galijską desperacją wzniósł ręce do góry.Oddali bagaże na dworcu lotniczym nr 3 i weszli na pokład sa-molotu Boeing 747, linii British Airways, lecącego do Bostonu i lą-dującego na międzynarodowym lotnisku Logana.- To mi przypomina raczej boisko futbolowe - powiedział Ro-bin, który pierwszy raz leciał olbrzymim odrzutowcem.- Mieści się w nim trzysta pięćdziesiąt osób.Większość klubówangielskich nie zasługuje na więcej kibiców - zakpił Jean-Pierre.- Spokój - ostro powiedział James nie zdając sobie sprawy, żesą zdenerwowani i chcą tylko rozładować napięcie.Później, podczasstartu, obaj' udawali, że czytają, ale gdy tylko samolot wzbił się nawysokość 3 ooo stóp i zgasł mały świetlny napis: "zapiąć pasy", by-li na powrót w świetnej formie.Zespół mężnie uporał się z podanym na obiad zimnym, pozba-wionym smaku kurczakiem i algierskim czerwonym winem.- Mam nadzieję, James, że twój teść będzie nas karmił trochęlepiej - powiedział Jean-Pierre.Po posiłku James pozwolił im obejrzeć film, ale zapowiedział, żezaraz potem czeka ich test.Robin i Jean-Pierre cofnęli się o pięt-naście rzędów do tyłu i zaczęli oglądać "Żądło".Stephen pozostałna swoim miejscu, by poddać się egzaminowi.James wręczył mu kartkę maszynopisu zawierającą czterdzieścipytań na temat cen złota na rynkach światowych i fluktuacji rynko-2o6 207wych w ostatnich czterech tygodniach.Stephen skończył test wdwadzieścia dwie minuty i James wcale się nie zdziwił, że wszyst-kie odpowiedzi były prawidłowe.Stephen zawsze był ostoją Zespo-łu i to jego logiczny umysł pokonał Harveya Metcalfe'a.Stephen z Jamesem ucięli sobie drzemkę w oczekiwaniu na pow-rót Robina i Jean-Pierre'a, po czym James wręczył każdemu z nichkartki z pytaniami.Robinowi rozwiązanie testu zajęło trzydzieściminut i odpowiedział trafnie na 38 z 4o pytań.Jean-Pierre był go-tów po dwudziestu siedmiu minutach i miał 3_ trafnych odpowie-dzi.- Stephen zdobył 4o punktów na 4o możliwych - oznajmił Ja-mes.- Jakże by inaczej - powiedział Jean-Pierre.Robin miał trochę niepewną minę.- Wy też musicie umieć wszystko do drugiego września.Zrozu-miano?Obaj kiwnęli głowami.- Widziałeś "Żądło"? - spytał Robin.- Nie - odparł Stephen.- Rzadko chodzę do kina.- Nie dorastają nam do pięt.Jedna duża operacja i nic z tegonie mają.- Prześpij się, Robin.Obiad, film i testy Jamesa wypełniły większą część sześciogo-dzinnego lotu, a ostatnią godzinę przedrzemali.Zbudził ich nagległos:- Mówi kapitan.Zbliżamy się do międzynarodowego lotniskaLogana, mamy dwadzieścia minut opóźnienia.Wylądujemy przy-puszczalnie za dziesięć minut, o siódmej piętnaście.Mamy nadzieję,że jesteście państwo zadowoleni z podróży i skorzystacie znów z li-nii lotniczych British Airways.Na cle zatrzymano ich nieco dłużej, wwozili bowiem prezentyślubne, które chcieli ukryć przed Jamesem.Mieli spory kłopot zwyjaśnieniem celnikowi, co oznaczy napis wyryty na koperciezegarka marki Piaget: "Z nielegalnych zysków z ProspectaOil - od trzech, którzy mieli plany".Gdy wreszcie przeszli przez odprawę celną, zobaczyli Anne, cze-kającą obok ogromnego Cadillaka, który miał zawieźć ich do hotelu.- No, teraz wiemy, dlaczego tak trudno było ci cokolwiek wy-kombinować.Gratulacje, James, jesteś całkowicie rozgrzeszony-powiedział Jean-Pierre i objął Anne ze skwapliwością prawdziwegoFrancuza.Robin przedstawił się i pocałował ją delikatnie w poli-czek.Stephen sztywno uścisnął jej dłoń.Usadowili się w samocho-dzie, Jean-Pierre obok Anne.- Panno Summerton - bąknął Stephen.- Proszę mówić mi Anne.- Czy przyjęcie odbędzie się w hotelu?- Nie - odparła Anne - w domu moich rodziców, ale z koś-cioła zawiezie was tam samochód.Powinniście tylko dopilnować,żeby James stawił się w kościele przed wpół do czwartej.Poza tymo nic nie musicie się martwić.Póki o tym pamiętam, James, twójojciec i matka przybyli wczoraj i zatrzymali się u moich rodziców.Doszliśmy do wniosku, że lepiej byłoby, gdybyś spędził wieczórpoza domem, bo moja matka miota się jak oszalała.- Jak sobie życzysz, kochanie.- Gdybyś zmieniła zdanie do jutra - odezwał się Jean-Pierre- jestem do wzięcia.Wprawdzie w moich żyłach nie płynie błękit-na krew, ale my Francuzi mamy trochę innych zalet.Anne uśmiechnęła się pod nosem.- Odrobinę się spóźniłeś,Jean-Pierre.Poza tym nie podobają mi się mężczyźni z brodami.- Ale to tylko.- zaczął Jean-Pierre.Wszyscy trzej spojrzeli na niego ostrzegawczo.W hotelu tamci poszli się rozpakować i Anne z Jamesem zostalisami.- Czy już wiedzą, kochanie?- Nie mają zielonego pojęcia - odparł James.- Dopiero -jutrozbaranieją.- Czy masz już plan?- Dowiesz się we właściwym czasie.- Bo ja mam - powiedziała Anne.- Jaki jest termin twojego?- Trzynasty września.- W takim razie ubiegnę cię.Mój zostanie zrealizowany jutro.- Co, przecież nie miałaś.- Nie przejmuj się.Wystarczy, jeśli się ożenisz.ze mną.- Czy nie możemy gdzieś pójść?zo8 i4 - Co do grosza- Nie, ty potworze.Poczekaj do jutra.- Bardzo cię kocham.- Idź spać, głuptasie.Też cię kocham, ale muszę wracać do do-mu, bo nic nie będzie gotowe na czas.James pojechał windą na siódme piętro i w_pił kawę z trójką to-warzyszy.- Czy ktoś zagra w oko?- Odezep się, ty szulerze - powiedział Robin.- Terminowa-łeś u największego kanciarza wszechezasów.Zespół był w szczytowej formie i niecierpliwie wyczekiwał wese-la.Mimo różnicy czasu między Europą i Ameryką rozstali się do-piero dobrze po północy.Jamesowi nie dawała zasnąć myśl, co An-ne szykuje tym razem.XXBoston w sierpniu jest najpiękniejszym miastem w Ameryce.Ze-spół zasiadł do obfitego śniadania w pokoju Jamesa.- On się chyba do tęgo nie pali - powiedział Jean-Pierre.-Stephen, jesteś kapitanem Zespołu.Zgłaszam się na ochntnika¨ najego miejsce.- To będzie cię kosztowało 25oooo dolarów.- Zgoda - odparł Jean-Pierre
[ Pobierz całość w formacie PDF ]