[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pamiętaj, żeprzed abdykacji twojego ojca w kraju panował pokój i dostatek.Na długie latawycofałem się do wieży, a w tym czasie król nie potrzebował moich usług przezcałe miesiące.Miałem dużo czasu na czytanie i dostęp do wielu zwojów.Toteżpoznałem kilka opowieści i zapiski traktujące o katalizatorze oraz o białym pro-roku. Głos mu złagodniał, jakby Cierń zapomniał o moim gniewie. Niezwróciłem na nie szczególnej uwagi.Dopiero gdy w Koziej Twierdzy pojawił siębłazen, a ja odkryłem, że przejawiał wyjątkowe zainteresowanie tymi zapiskami,sam zacząłem się im przyglądać bliżej.Ty sam wspomniałeś mi kiedyś, że trefniśnazwał cię katalizatorem.Wtedy zacząłem się zastanawiać.mimo wszystko niedaję wielkiej wiary proroctwom.Położyłem się ostrożnie.Już prawie mogłem spać na plecach.Zrzuciłem z nógbuty i naciągnąłem na siebie koc. Bastardzie? Co?  burknąłem. Ketriken jest na ciebie rozgniewana.Nie oczekuj od niej wyrozumienia.Pa-miętaj, że jest nie tylko naszą królową.Jest także kobietą, która straciła dziecko,która przez rok z okładem trwała w niepewności co do losu męża, która musiałauciekać z własnego królestwa, a prześladowcy podążyli za nią do kraju jej dzie-ciństwa.Ojciec królowej jest rozgoryczony, to zrozumiałe.Patrzy na KrólestwoSześciu Księstw oraz Władczego i nie ma czasu ruszać na poszukiwania brataswego wroga.Ketriken jest samotna, rozpaczliwie samotna.Znajdz w sobie zro-zumienie dla kobiety.I szacunek dla królowej.Jutro zachowaj się godnie.Ja niezdołam ci pomóc.Chyba mówił coś dalej, ale przestałem słuchać.Zasnąłem.Od jakiegoś czasu nie dręczyły mnie sny narzucone Mocą.Nie wiem, czybyłem tak osłabiony, że w końcu pozbyłem się koszmarów o bitwach, czy teżmury wzniesione w obronie przed kręgiem Mocy księcia Władczego uchroniłymnie także przed nimi.Tej nocy krótka przerwa dobiegła końca.Sen przyniesionyMocą spadł z taką siłą, jakby jakaś niewidzialna dłoń zacisnęła się na moim sercu.Nagle znalazłem się w jakimś mieście.Wokół było mnóstwo ludzi, lecz nieprzypominali żadnej znanej mi rasy.Nigdy też nie widziałem podobnej zabudowy.384 Domy spiralami wznosiły się niewiarygodnie wysoko.Kamienne ściany zdawałysię naturalnie wypiętrzone, a nie wzniesione ludzką ręką.Kątem oka dostrzegałemażurowe mosty i przepiękne ogrody  jedne spadały kaskadami, inne pięły siępo budynkach w górę.Były tam i fontanny: jedne tańczyły, inne tworzyły cichesadzawki.Gdziekolwiek spojrzałem, widziałem jasno odzianych ludzi, a było ichtak wielu, że przywodzili mi na myśl mrówki w mrowisku.Tylko że wszystko było ciche i spokojne.Wyczuwałem przepływający oboktłum, szemrzące fontanny, cudowne wonie pąków rozkwitających w ogrodach.Kiedy jednak się obracałem, by coś obejrzeć dokładniej  znikało.Byłem pe-wien istnienia delikatnej siateczki mostu, ale oko widziało jedynie opadły pył.Freski wiatr odarł z tynku aż do żywego kamienia.Ledwie obróciłem głowę, a jużradosna fontanna zmieniła się w wyschłe wodorosty w potłuczonym zbiorniku.Tłum na targu przemawiał tylko głosem wiatru ciężkiego od żądlących drobinekpiasku.Szedłem przez to miasto duchów, bezcielesny, nie potrafiąc rozszyfrować,dlaczego się tu znalazłem.Nie było tu ciemno ani jasno, zimno ani ciepło. Jestem poza czasem  pomyślałem.Albo widziałem ostateczne piekło z filozofii błazna, albo całkowite wyswo-bodzenie z tyranii przeznaczenia.W końcu ujrzałem daleko przede mną jakąś figurkę stąpającą ciężko jednąz przestronnych ulic.Głowę miał ten człowiek pochyloną, kulił się przed wiatrem,zasłaniał płaszczem usta i nos przed zacinającym piaskiem.On nie był częścią te-go widmowego tłumu, on posuwał się naprzód, okrążając miejsca, gdzie ziemiasię zapadła lub spiętrzyła chodniki.Odgadłem w nim króla Szczerego.Pozna-łem to po drgnieniu życia w mojej piersi i domyśliłem się, że przyciągnęła mnietutaj właśnie jego Moc.Czułem także, iż stryj znajduje się w ogromnym niebez-pieczeństwie, choć przecież nie dostrzegałem żadnego zagrożenia.Był ode mniedaleko, widziałem go przez mgliste cienie budynków, przesłoniętego tłumem du-chów zgromadzonych na rynku w dzień targowy.Z trudem brnął naprzód, osa-motniony w widmowym mieście, a zarazem w jakiś sposób z nim zespolony.Nicnie widziałem groznego, lecz niebezpieczeństwo pogrążało go w mroku niczymcień olbrzyma.Znalazłem się przy nim w mgnieniu oka. To ty, Bastardzie  powitał mnie. Nareszcie jesteś.Cieszę się, że cięwidzę. Ani się nie zatrzymał, ani nie obrócił głowy, a ja i tak poczułem ciepło,jakby podał mi rękę.Jego oczyma widziałem przynętę i niebezpieczeństwo.Przed nami płynęła rzeka.Dziwna rzeka  woda to czy płynny lśniący ka-mień? Przecinała miasto niczym błyszczące ostrze, ześlizgując się z rozłupanejgóry za naszymi plecami i odpływając w dal.Niczym pokład węgla albo żyłazłotego kruszcu, leżała rozciągnięta na ciele ziemi.To była magia.Najczystszastarodawna magia, niepojęta, nieubłagana.Rzeka Mocy była w porównaniu z tąmagią tym, czym jest bukiet wina w porównaniu z samym winem.To, co dostrze-385 głem oczyma króla Szczerego, istniało fizycznie, równie prawdziwie jak ja.Cośmnie tam ciągnęło, jak płomień świecy przyciąga ćmę.Nie było to tylko piękno tej lśniącej rzeki.Każdy zmysł króla wypełniała ma-gia.Szmer fal brzmiał jak najpiękniejsza muzyka, biegnące nuty kazały czekaći słuchać, dając pewność, że każdy dzwięk coś tworzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl