[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Należy zachować ostrożność, po-myślał, dopóki nie zaznajomię się z sytuacją.Lalloree przerwała jego rozmyślania, pytając: Wujku Keddie, dlaczego one tak dziwnie mówiły? Dziwnie? Kto, smoki? Tak.Mówiły dziwnie, prawda? Jak na smoki, całkiem zwyczajnie.Podejrzewam, że Ti Lung wyraża się nieco bar-dziej kwieciście niż ludzie, których spotykałaś do tej pory, ale nie nazwałbym jej mowy84  dziwną. A Fingard? To tylko aliteracja.Fingard pochodzi z północy. Czy na północy wszyscy tak mówią? Nie, tylko smoki i poeci. Już wylądowaliśmy? Mogę wyjść?  odezwał się głosik z kaptura czarodzieja. Tak, kochanie, jesteśmy zupełnie bezpieczni.Stoimy przed gospodą  odparł. Zdrzemnęłaś się? Zemdlałam  wyjaśniła urażona Księżniczka. Przykro mi, że naraziłem cię na niewygody.Tak czy inaczej, już po wszystkim;szczęśliwie dotarliśmy na miejsce.Rozejrzę się za jakimś posiłkiem i miejscem do spa-nia.Będziemy też potrzebować koni.I prowiantu na drogę. Chciałabym dostać trochę wilgotnego mchu  powiedziała Księżniczka. Ja też  dodał stłumiony głos Pięknego z głębi kaptura Lalloree. Zrobię, co w mojej mocy, żeby zaspokoić wasze potrzeby  obiecał Kedrigern. Sądzę, że najlepiej będzie wyznać prawdę, chociaż może nie całą. Wolałabym, żebyś o mnie w ogóle nie wspominał.Nie chcę spotykać ludzi, którzysię na mnie gapią  oświadczyła Księżniczka. Ani ja  poparł ją Piękny. W porządku.Zostańcie w kapturach i nie odzywajcie się, to wszystko.Idę dokarczmarza.Powiem mu, kim jestem i wyjaśnię, że poproszono mnie o odprowadze-nie młodej damy do jej rodziców po zerwanych zaręczynach.Masz wyglądać na zroz-paczoną, Lalloree. Spróbuję, wujku Keddie  przyrzekła radośnie. Zacznij od razu.Powiem, że skoro znalazłem się w okolicy, chciałbym się spotkaćze sławnym kolegą po fachu, Arlebarem.Na pewno ktoś tutaj zna drogę do jego domu.Pamiętajcie: całkowite milczenie i przygnębienie, a wszystko pójdzie dobrze.* * *Karczmarz nie okazał się zbyt chętny do pomocy.Miał na imię Harry i był łysym,brodatym, poważnym mężczyzną z nosem jak pomidor.Wysłuchał z należnym szacun-kiem i uwagą sprawozdania Kedrigerna, kiwając głową i chrząkając współczująco wewłaściwych miejscach.Gdy czarodziej skończył, Harry w zamyśleniu potarł koniec bul-wiastego nosa kciukiem i palcem wskazującym, po czym zauważył: Mieliście ciężką podróż, mistrzu Kedrigernie. Dość męczącą  zgodził się czarodziej. No właśnie, męczącą.Będziecie potrzebowali czystych, wygodnych łóżek i do-brego jedzenia.85  Tylko o tym marzymy. No właśnie.Szkoda, że nie mogę wam pomóc. Ależ Harry, z pewnością w gospodzie takich rozmiarów. To znaczy, widzicie, mistrzu Kedrigernie, właśnie teraz przypada szczyt sezonuwypraw.Zatrzymują się u nas drużyny, kompanie i gromady ze wszystkich stron świa-ta, nie wspominając o tych, którzy przychodzą z Innych Miejsc.W dodatku część pokoiod czasu do czasu znika.Słowo daję, niełatwo prowadzić taką gospodę! Nie chodzi mi o apartament, Harry.Zależy mi na wygodnym i bezpiecznym po-koju dla młodej damy; ja zadowolę się najbardziej surowymi warunkami. Zobaczę, co się da zrobić, mistrzu Kedrigernie.Gdybym nie miał do czynieniaz wielkim czarodziejem, dałbym wam do wyboru snopek czystej słomy w stajni albo nic powiedział właściciel gospody. Ale niebezpiecznie tak traktować czarodzieja. Masz rację, Harry.Niebezpiecznie  zgodził się Kedrigern z miłym uśmiechem. Kiedy będę się rozglądał za jakimś kątem, wy i piękna pani możecie wejść dośrodka i coś przegryzć.Mamy dzisiaj gulasz z królika, gorący i dobrze przyprawiony.Same naturalne składniki, bez żadnej magii.Do tego świeży chleb, ile dusza zapragnie,i najlepsze piwo na wschód od rzeki. Doskonała propozycja.Zjemy kolację, czekając na wiadomość od ciebie.Kedrigern i Lalloree weszli do przestronnej jadalni małymi bocznymi drzwiami,wzbudzając zainteresowanie tylko nielicznych gości.Czarodziej poprowadził Lalloreedo stołu w zacienionym kącie, chcąc ją zasłonić przed wzrokiem zebranych.Własnekrzesło ustawił w taki sposób, by niezauważenie obserwować salę.W gospodzie zebrało się niezwykłe i różnorodne towarzystwo.Większość stanowilizwyczajni ludzie: łucznicy, drwale, złodzieje i najemni rycerze, było też kilka owiniętychw płaszcze postaci, w których Kedrigern rozpoznał kolegów po fachu, chociaż żadnegonie znał osobiście.Tu i tam, otoczeni delikatnym poblaskiem lub lekkim migotaniempowietrza, przemykali inni, nie tak zwyczajni.Obserwacje współbiesiadników przerwał mu cichy szept dobiegający z kaptura: Nie zapytałeś o Arlebara  przypomniała Księżniczka. Wszystko w swoim czasie, kochanie  odparł równie cicho. Przecież przyjechaliśmy tutaj jedynie z jego powodu.To znaczy, nie było sensu je-chać aż tutaj, skoro nawet nie wspomniałeś jego imienia. W sprawach dotyczących czarodziejów najlepiej.Lalloree, przestań się gapić! przerwał ostro czarodziej.Lalloree niechętnie odwróciła się ku niemu, z oczyma szeroko otwartymi w nieopi-sanym zdumieniu. Ale wujku Keddie, tamci.oni. zaprotestowała oszołomiona.Za stołem, ustawionym wzdłuż jednej ze ścian niedaleko kominka, mężczyzna oto-86 czony błękitnym płomieniem żywo dyskutował z kościotrupem odzianym w zetlałe je-dwabie.Muskularny olbrzym o szorstkiej brązowej skórze i błyszczących zielonychwłosach i brodzie siedział między nimi, słuchając z uwagą.Na jego ramieniu przycup-nęła przezroczysta kobieca postać, nie większa niż dłoń, z opalizującymi skrzydłami.Plamki światła wirowały w powietrzu nad jej głową. To po prostu członkowie jakiejś wyprawy.Jak to mówił Harry, sezon wyprawmamy w pełni. Ale oni są tacy dziwni. Zobaczysz dziwniejsze rzeczy, zanim ruszymy w dalszą drogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl