[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Młody człowiek podniósł wiadro i zabrał się do roboty.Wszystkie polecenia kierowane do ubranych na biało wyda­wane były bez słów.Szybko się też nauczył, kiedy tylko się zorientował, że tym, którzy nosili białe szaty, nie wolno było mówić.Wiedział, że potrafi mówić, ponieważ rozumiał, na czym polega istota mowy, a nawet próbował po cichu wypo­wiedzieć parę słów, kiedy leżał po ciemku w swojej celi.Po­dobnie jak w odniesieniu do innych spraw, rozumiał ten fakt, chociaż nie był świadom, na jakiej zasadzie go rozumie.Wie­dział, że istniał, zanim po raz pierwszy obudził się w swojej celi, lecz brak pamięci zupełnie go nie niepokoił.Przeciwnie, wydawał się odpowiedni i usprawiedliwiony.Zabrał się do wykonywania powierzonego zadania.I znowu podobnie jak wiele innych prac, które mu zlecono, ta również wydawała się niemożliwa do wykonania.Zanurzył wiadro w naj­niższym korycie, po czym wylał wodę do najwyższego.Tak samo, jak w poprzednich dniach, woda ściekała z najwyższego koryta do położonych niżej, aż cała zawartość wiadra znalazła się ponownie w stojącym na podłodze.Zabrał się z uporem do pracy pozwalając, aby myśli błądziły swobodnie, podczas gdy ciało zajęte było mechanicznym działaniem.Tak jak poprzednio, kiedy zostawiano go samego sobie, myśli zaczęły tańczyć i przeskakiwać od jednej wizji do dru­giej; jasne rozbłyski kształtów i kolorowych plam, nie dają­cych się pochwycić, kiedy próbował je złapać i zatrzymać w wyobraźni.Jako pierwszy pojawił się na ułamek sekundy obraz plaży.Fale rozbijające się z hukiem o czarne, rzeźbione wiatrem i wodą skaliste złomy wybrzeża.Walka.Dziwnie wyglądająca, zimna, biała substancja pokrywająca ziemię, sło­wo „śnieg”, które prysnęło w dal równie szybko, jak się po­jawiło.Obóz w błotnistym terenie.Ogromna kuchnia, a w niej pełno chłopców uwijających się przy różnych pracach.Pokój w wysokiej wieży.Wszystkie wizje przemykały przez myśl z oślepiającą zmysły szybkością, zostawiając na moment w umyśle rozmazany pędem obraz.Dzień w dzień gdzieś we wnętrzu głowy rozbrzmiewał głos, a jego własny umysł udzielał odpowiedzi, podczas gdy on sam trudził się nad wykonaniem zadania nie mającego końca.Głos zadawał zwykle jakieś proste pytanie, a jego umysł śpieszył z odpowiedzią.Kiedy odpowiedź nie była prawidłowa, pytanie pojawiało się ponownie.Gdy błędna odpowiedź padała kilka­krotnie, głos zaprzestawał zadawania pytań.Wracał czasem później tego samego dnia lub nie pojawiał się już w ogóle.Biało ubrany robotnik odczuł znajomą, naglącą materię je­go myśli obecność.– „Czym jest prawo?” – spytał głos.– „Prawo to struktura, która otacza nasze życie i nadaje mu znaczenie” – odpowiedział.– „Jaka jest najwyższa forma wcielenia prawa?”– „Imperium jest najwyższą formą wcielenia prawa”.– „Kim jesteś?” – Usłyszał następne pytanie.– „Jestem sługą Imperium”.Kontakt myślowy migotał przez chwilę, po czym został przywrócony ponownie, jakby pytający rozważał, jak najlepiej sformułować następne pytanie.– „W jaki sposób zezwala ci się służyć?” Pytanie to, już kilkakrotnie zostało zadane w przeszłości, lecz zawsze jego odpowiedź spotykała się z pustką wewnętrznej ciszy, która mówiła mu, że odpowiedział nieprawidłowo.Tym razem zastanawiał się długo i z rozwagą, wykluczając nie tylko wszystkie udzielone wcześniej odpowiedzi, ale również te, które stanowiły kombinację lub ekstrapolację wszystkich niepopra­wnych.– „W taki, jaki sam uznam za stosowny” – odpowiedział w końcu.Zalała go z zewnątrz fala emocji, poczucia aprobaty, po czym pojawiło się następne pytanie.– „Gdzie znajduje się przypisane ci miejsce?” Znowu chwila zastanowienia.Wiedział, że najbardziej oczy­wista odpowiedź jest zapewne nieprawidłowa, lecz nie zaszko­dzi jej przetestować.– „Moje miejsce jest tutaj” – odpowiedział po namyśle.Tak jak się spodziewał, kontakt myślowy został przerwany.Wiedział, że jest poddany szkoleniu, jednak jego cel został przed nim ukryty.Miał teraz czas, aby rozważyć dogłębnie ostatnie pytanie w świetle poprzednio udzielonych odpowiedzi oraz dojść, być może, do właściwej odpowiedzi.Tej nocy śnił.Dziwny mężczyzna w brązowej szacie przepasanej wełnia­nym sznurem szedł drogą.Człowiek w brązie odwrócił się do niego.– Pośpiesz się – powiedział.– Nie mamy zbyt wiele czasu.Nie możesz zostawać w tyle.Próbował przyspieszyć kroku, lecz nagle stwierdził, że stopy ma ciężkie jak z ołowiu, a ramiona przywiązane do boków.Idący szybkim krokiem człowiek w brązowej szacie zatrzymał się.– No cóż, niech i tak będzie.Załatwiajmy rzeczy po kolei, po jednej na raz.Spróbował coś powiedzieć, lecz stwierdził, że usta odmó­wiły mu posłuszeństwa.Mężczyzna pogładził się z namysłem po brodzie.– Rozważ to: jesteś architektem swego własnego uwię­zienia.Spojrzał w dół i zobaczył, że jego bose stopy stoją w pyle drogi.Podniósł głowę.Człowiek w brązie znowu oddalał się szparkim krokiem.Chciał ruszyć za nim, lecz znowu stwier­dził, że nie może tego uczynić.Zbudził się zlany zimnym potem.I znowu zapytano go, gdzie jest jego miejsce, i jak po­przednio, odpowiedź: „Tam, gdzie jestem potrzebny”, nie usatysfakcjonowała pytającego.Mozolił się nad następnym bezcelowym zadaniem, wbijając gwoździe w grubą, wełnianą płachtę, tak że wypadały drugą stroną na ziemię.Podnosił je i znowu wbijał w wełnę.Rozmyślania nad ostatnio zadanym mu pytaniem zostały przerwane, kiedy drzwi za plecami otwo­rzyły się i jego przewodnik dał znak, aby udał się za nim.Ruszyli w górę długimi, krętymi korytarzami na poziom, gdzie mieli zjeść skromny, poranny posiłek.Weszli do dużej sali.Przewodnik zajął miejsce przy drzwiach.Nadchodzili kolejni, ubrani na biało uczniowie, eskor­towani jak i on przez mistrzów w czarnych szatach.Był to dzień, w którym przewodnik młodzieńca miał stać i obser­wować chłopców w bieli, którzy podobnie jak i jego pod­opieczny powinni spożywać posiłek w absolutnym milczeniu.Codziennie inny właściciel czarnej szaty pełnił tę funkcję.Młody człowiek jadł, rozważając w myślach ostatnie, za­dane rano pytanie.Ważył każdą możliwą odpowiedź, szukając ukrytych słabości, a po ich stwierdzeniu odrzucał natychmiast, przechodząc do następnej.Niespodziewanie jedna odpowiedź pojawiła się sama, nieproszona.Intuicyjny przeskok, kiedy pod­świadomość dostarczyła mu rozwiązanie problemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl